pokaz koszyk
rozwiń menu
tylko:  
Tytuł książki:

Język literacki i jego odbiorcy w późnym antyku łacińskim i średniowieczu

Autor książki:

Erich Auerbach

Dane szczegółowe:
Wydawca: Homini
Rok wyd.: 2006
Oprawa: miękka
Ilość stron: 320 s.
Wymiar: 165x235 mm
EAN: 9788389598905
ISBN: 838959890-6
Data: 2007-01-03
Cena wydawcy: 37.00 złpozycja niedostępna

Opis książki:

Język literacki i jego odbiorcy w późnym antyku łacińskim i średniowieczu to ostatnia książka wybitnego niemieckiego filologa Ericha Auerbacha (1892-1957), wydana już po jego śmierci. Sam autor określił ją jako uzupełnienie do swej fundamentalnej dla dwudziestowiecznej humanistyki pracy Mimesis. Rzeczywistość przedstawiona w literaturze Zachodu (wyd. polskie 1968, 2004).
Dzieło składa się z czterech rozbudowanych rozdziałów. Opisują one proces przejścia od literatury antyku do literatury średniowiecza, a zwłaszcza "istotę wczesnośredniowiecznego literaturoznawstwa”: okres zamknięty w obrębie lat 600-1100, kiedy to "nie było odbiorców literatury i powszechnie zrozumiałego języka literackiego”. Auerbach stara się uzmysłowić rangę tego kryzysu oraz sposób jego przezwyciężenia. Znajdziemy tu frapującą syntezę rozwoju wczesnośredniowiecznej prozy, obraz kształtowania się literatury chrześcijańskiej na Zachodzie i odrodzenia języka literatury klasycznej w Europie XII wieku. Wielki badacz pozornie kreśli tylko dzieje stylistyki dawnego piśmiennictwa, w rzeczywistości jednak próbuje – podobnie jak w Mimesis – kierując wzrok w przeszłość, przyjrzeć się narodzinom umierającej dziś kultury. "Cywilizacja europejska zbliża się do kresu swego istnienia; jej własna, do niej tylko ograniczona historia wydaje się kończyć. Jako integralna całość (…) zdaje się zmierzać do rychłego upadku. Wydawało mi się i nadal wydaje, że nadszedł czas, kiedy trzeba podjąć próbę zrozumienia owej historycznej całości jeszcze wobec jej żywej egzystencji i żywej świadomości jej istnienia”.
FRAGMENT
(…) Europa doznała wstrząsu. Już bardzo dawno temu — a stawało się to coraz bardziej pilne — europejskie możliwości filologii romańskiej objawiły mi się nie tylko jako możliwości, lecz jako zadanie, którego wypełnienia można się podjąć dopiero teraz — i właśnie teraz. Cywilizacja europejska zbliża się do kresu swego istnienia; jej własna, do niej tylko ograniczona historia wydaje się kończyć. Jako integralna całość, działając w innej, większej całości, zdaje się zmierzać do rychłego upadku. Wydawało mi się i nadal wydaje, że nadszedł czas, kiedy trzeba podjąć próbę zrozumienia owej historycznej całości jeszcze wobec jej żywej egzystencji i żywej świadomości jej istnienia. Od dawna i coraz bardziej zdecydowanie zamierzałem ku temu dążyć — choćby pracą nad tematem filologicznym: literacką ekspresją. I sądzę nawet, że dla tego zadania, które pozornie jest o wiele za rozległe i przez to — jeśli podejść do niego poważnie — niewykonalne, można by odnaleźć względnie prostą metodę. Polegałaby ona na tym, by dokładnie opisane i możliwe do opracowania kwestie szczegółowe wyselekcjonować, rozwinąć i połączyć tak, aby funkcjonowały jak problemy-klucze otwierające całość. Objaśnimy to jeszcze dokładniej. Całość dałoby się wówczas tak ukształtować, że działałaby jako dialektyczna jedność, jak dramat albo, jak rzekł niegdyś Vico, jak surowy wiersz.
Wymieniając nazwisko Vica, dotarłem wreszcie do ogólnych poglądów, na których opiera się ta metoda. Vikiańską ideę filologii i "świata narodów” jako jej przedmiotu poznałem dawno; w szczególny sposób uzupełniła ona i ukształtowała wywodzące się z niemieckiego historyzmu motywy mojej działalności. Chcę więc wyliczyć i omówić myśli Vica, tak jak na mnie oddziaływały, a mianowicie w luźnym związku z konkluzjami, jakie z nich wysnułem względem mego obecnego zamierzenia.
Zacznę od Vikiańskiej teorii historycznego poznania. Jest ona wynikiem polemiki Vica z metodą geometryczną Descartes’a i opiera się na stwierdzeniu, że można poznać tylko to, co się samemu stworzyło. Skoro historię człowieka albo "świat narodów” stworzyli sami ludzie (w przeciwieństwie do świata natury, który stworzył Bóg), to i ludzie mogą ją poznać. Również najbardziej od nas oddalone, najwcześniejsze formy ludzkiego myślenia i działania muszą być obecne w potencjale (Vico mówi modificazioni) naszego własnego, ludzkiego umysłu, byśmy zdołali je zrozumieć. Za pomocą tej teorii Vico pragnął nadać podstawę teoriopoznawczą swej wizji początków kultury, pierwszych ustrojów społecznych, poetycko-rytualnych pierwocin ludzkiego myślenia i ekspresji. Jest to zapewne pierwsza metodyczna próba teorii historycznego poznania, która jeśli nie legitymuje, to przecież wyjaśnia nieunikniony stan rzeczy: że mianowicie oceniamy procesy historyczne, jak i wszelkie procesy zachodzące między ludźmi (prywatne, służbowe, polityczne), w szczególny, bezpośredni sposób, za pomocą naszego wewnętrznego doświadczenia, to znaczy próbując wykryć ich "zasady w przemianach naszego własnego ludzkiego umysłu”. Od czasów Vica rozwinęło się wprawdzie wiele ściślejszych naukowych metod, które obserwują i rejestrują zachowanie ludzi wobec siebie, ale nie zachwiały one ani nie zastąpiły praktycznego zaufania w spontaniczną zdolność do zrozumienia drugiego człowieka na podstawie własnego doświadczenia (ich rezultaty niejednokrotnie jeszcze tę zdolność wzbogaciły). Do procesów historycznych, jak i w ogóle procesów, których nie sposób poddać szczególnym warunkom naukowego eksperymentu, wspomnianych metod w ich zasadniczym kształcie nie da się jednak nijak zastosować. Badanie procesów historycznych w szerszym znaczeniu pozostaje więc sprawą rozumnego osądu albo "ponownego odnalezienia” w umyśle badacza (co w naszym kontekście jest historyczne, rozważymy wkrótce). Badanie historyczne ma wprawdzie swą ścisłą stronę, którą powinno się nazywać raczej wyuczoną niż naukową, a mianowicie technikę odkrywania, przekazywania, elementarnej interpretacji i porównywania świadectw, ale tam, gdzie wkraczają wybór, objaśnianie sensu, ocena i porządkowanie, działanie historyka da się porównać bardziej do sztuki niż do nowoczesnej nauki. Jest to sztuka pracy z wyuczonym materiałem.
Innym aspektem Vikiańskiej teorii poznania jest utożsamienie tego, co historyczne, z tym, co ludzkie. Świat narodów, il mondo delle nazioni, obejmuje u niego nie tylko historię polityczną, ale też historię myśli, ekspresji (język, pismo i sztuki piękne), religii, prawa, gospodarki, ponieważ wszystkie one wyrastają z tych samych uwarunkowań, a mianowicie z pewnego stanu kultury ludzkiego społeczeństwa. Mogą być zatem zrozumiane albo w związku ze sobą, albo wcale. Wgląd w jedną z tych części ludzkiej działalności w określonym stadium rozwoju musi jednocześnie dostarczać klucza do innych postaci tego samego stadium. Vico idzie dalej: istnieje dlań "idealna, wieczna historia”, której modelowy rozwój, przebiegający w trzech etapach, powtarza się cyklicznie i musi być pojmowany w określonym kontekście. Najistotniejsze są więc dla niego początki rozwoju, ponieważ najtrudniej je poznać. Mówi mniej więcej tak: największego trudu wymaga, aby w przemianach naszego umysłu, który osiągnął już stadium w pełni rozwiniętej racjonalności, ponownie odnaleźć pierwotne formy kultury, opanowane całkowicie przez instynkt i fantazję. Przedstawiając jedność wczesnych kultur, Vico w nieporównanie wspaniały sposób urzeczywistnia to, co nowoczesna krytyka nazywa stylem: jednorodność wszelkich procesów twórczych w każdej epoce historycznej. Powiedziano niedawno, że Vico znaczy niewiele dla estetyki; jest raczej historiozofem albo socjologiem. Zarzuca mu się zatem, że nie stworzył żadnej odrębnej estetyki, lecz świat, do którego ona przynależy. Jego punktem wyjścia jest krytyka ludzkich form ekspresji, języków, mitów i poezji (una nuova arte critica).
Mały krok dalej wiedzie od Vikiańskiej teorii poznania do podstaw jego historyzmu. Książkę swą pisał w epoce, która nie była przychylnie nastawiona do rozwoju historycznego. Choćby tylko z powodu zrodzonych przez historię różnorodnych, niezgodnych ze sobą, często jawnie sprzecznych z rozumem form życia, wiele wiodących umysłów starało się oddalić od jej tworów i przeciwstawiało im właściwą, rozumną i pierwotną naturę człowieka, którą należało zrekonstruować. Wbrew temu Vico stwierdza z całą surowością, że nie ma innej natury człowieka niż jego historia. Natura di cose, jak mówi się u niego (Scienza Nuova 147), altro non è che nascimento di esse in certi tempii e con certe guise, le quali sempre che sono tali, indi tali e non altre nascon le cose. Poprzez pierwszą część tego zdania — "natura (ludzko-społecznych) rzeczy nie jest niczym innym jak jej powstaniem w określonych czasach i warunkach” — ugruntowuje się historyczny relatywizm lub perspektywizm; za pomocą drugiej — "zawsze kiedy czasy i okoliczności są takie, powstają z tego takie a nie inne rzeczy” — natura, która staje się historią, zostaje podporządkowana pewnej prawidłowości. W wielu ustępach Nauki nowej natura nie oznacza nic innego niż "rozwój historyczny” lub jego stopień. To, co jest wspólne dla narodów, ich natura, nie jest niczym innym niż poddanym określonym prawidłom przebiegiem ich dziejów. Ów przebieg jest ich wspólną naturą (la natura commune delle nazioni), o której traktuje Nauka nowa.
Upływ czasu lub historia naturalna jest według Vica dziełem boskiej opatrzności. Chociaż działa ona tylko za pomocą środków wewnątrzhistorycznych, jej dzieło jest doskonałe, a zatem i każdy stopień rozwoju jest konieczny, sam w sobie skończony i dobry. Vicowi bardzo zależy, by pokazać, jak prosty i dobrze uporządkowany jest plan rozwoju, który przypisuje on opatrzności: całość historii to, mimo nieustannych przemian, "wieczne państwo platońskie”. Owa Vikiańska forma historycznego relatywizmu odnosi się więc głównie do stadiów historii, następujących po sobie według określonych zasad, a o wiele mniej do wariantów, które ukazuje rozwój poszczególnych narodów. Z tej przyczyny była ona daleko mniej zdatna do praktycznego zastosowania w filologii niż ujęcie Herdera i jego kontynuatorów, które wychodziło od indywidualnego ducha narodów. Vico nie przeczy istnieniu wariantów w obrębie ogólnego rozwoju, ale nie wchodzą one w zakres jego zainteresowań. Chodzi mu o ogólne prawidło, które przejawia się w rozwoju wszystkich narodów. Są nim stopnie tego rozwoju, które należy zrozumieć — każdy poprzez jego uwarunkowania — i które, każdy na swój sposób, są doskonałe jako doczesny wyraz wiecznej opatrzności.
Tak czy owak tym sposobem historyzm wszedł w życie równocześnie z pojęciem stylu. Jest on, jak mi się wydaje, kopernikańskim odkryciem w humanistyce. Faktyczne oddziaływanie owego odkrycia, odkąd stało się ono ogólnie dostępne dzięki romantyzmowi, było ogromne. Doszczętnie przepadł absolutny, dogmatyczny osąd, przeprowadzany według sztywnego schematu, który wprawdzie nie panował bezwzględnie nawet w klasycyzmie, niemniej jednak ograniczony był przecież jedynie zasadą "dobrego smaku”. Horyzont gwałtownie się rozszerzył, a badanie dawnych i obcych kultur, tak jak prowadzono je od początków XIX wieku, opiera się odtąd na historycznym charakterze poznania. Historyzm w kwestiach estetycznych stał się dla nas tak oczywisty, że jesteśmy go ledwie świadomi. Rozkoszujemy się sztuką, poezją, muzyką różnych narodów i epok z jednakową gotowością, by je zrozumieć. Kultury, które nazywamy prymitywnymi i których zrozumienie było dla Vica tak wielkim wysiłkiem (dla większości jemu współczesnych nie były one ani zrozumiałe, ani nawet godne uwagi), mają dla nas już od dawna bardzo szczególny urok. Różnorodność narodów i epok już nas nie odstrasza — ani uczonych i krytyków, ani nawet sporej, stale rosnącej grupy zwykłej publiczności. Perspektywiczne zrozumienie ustaje wprawdzie natychmiast, skoro tylko wkracza w grę polityka. W sferze estetyki ćwiczymy się jednak w dopasowywaniu do różnych form lub epok kultury podczas każdej wizyty w muzeum, każdego koncertu, niekiedy nawet w kinie, kartkując ilustrowane czasopismo albo nawet zerkając na druki reklamowe biur podróży. To jest historyzm, dokładnie tak samo jak w Molierowskim Mieszczaninie szlachcicem codzienny język pana Jourdaina, ku jego wielkiemu zaskoczeniu, jest prozą. Większość z nas jest tak samo mało świadoma swego historyzmu, jak pan Jourdain swej prozy.
(…)
Stało się (…) możliwe odnalezienie definicji poetyckości, a mianowicie poprzez ujęcie jej jako przeważającej lub nawet wyłącznej w najdawniejszych czasach formy myślenia i ekspresji. Siła intelektu miała być wówczas jeszcze nie całkiem rozwinięta, fantazja zaś olbrzymia. Za sprawą tego rewolucyjnego wtedy poglądu jest Vico poprzednikiem Herdera i ruchu preromantyczno-russowskiego. Ale podczas gdy ci późniejsi myśliciele wyobrażali sobie poetycką fantazję pradziejów jako oderwaną, apolityczną i obcą wszelkiemu ustalonemu porządkowi, u Vica jest ona zgodna z planem opatrzności i politycznie konstruktywna. Poprzez powstałe samoistnie, a mimo to uznane za prawdziwe, mityczne wyobrażenia (fingunt simul creduntque) wiedzie ona ku porządkowi prawnemu i budowie społeczeństwa. Duchowa działalność człowieka pierwszych, "poetyckich” wieków bazuje wprawdzie na namiętnościach, ale jej efektem nie są oderwane od rzeczywistości uczucia, lecz mocno uformowane mity, które Vico określa jako universali fantastici, pojęcia uniwersalne zrodzone z fantazji. Są to konkretnie przedstawione, fizycznie ukształtowane syntezy, tak jak wypływają one z wyobraźni, szukającej schronienia przed chaosem, kierującej się ku sformalizowanemu rytuałowi. To z nich powstają opanowane przez magiczny rytuał pierwsze organizacje społeczne, które Vico określa również mianem poetyckich. Rozwija on swe idee nie — jak późniejsi myśliciele — ze sprzeciwu wobec retoryki klasycystycznej, lecz odwrotnie, bezpośrednio z niej. Sam przecież był przez znaczną część życia profesorem retoryki. W szkolnych figurach retorycznych widzi on pozostałości pierwotnego, konkretnie zmysłowego myślenia, które pragnie zrozumieć rzeczy same w sobie — te prawdziwe symbole, zawierające w sobie sam przedmiot, spadły w racjonalnych, niepoetyckich czasach do rangi form wyłącznie ozdobnych. Od niedawna próbuje się zdefiniować poetyckość, powracając do terminologii retorycznej. Zaproponowano różne wyrażenia retoryczne, zwłaszcza jednak słowo "metafora”, aby wyrazić poetyckość właściwą i niewyrażalną, a jednocześnie konkretną i powszechnie znaczącą. Vico mówi na nią universale fantastico. To również tylko szyfr, ale wydaje mi się zarówno względnie bardziej pojemny, jak też bardziej specyficzny i trafny.
Poprzez swoje ujęcie Vico uwalnia teorię poezji od wszelkich kryteriów dogmatycznych, czysto technicznych, odnoszących się do formy zewnętrznej. Rozpoznaje w niej samodzielną, stosującą się do własnych praw formę ludzkiej percepcji i autoorientacji. Wprawdzie poezja zawsze, zwłaszcza jednak w czasach najdawniejszych, dążyła do wypowiedzi zrytmizowanej, o symbolicznym brzmieniu, ale dla Vica rozstrzygające są nie kryteria zewnętrzne, lecz bezpośrednia intuicja, wolna od metodycznego przewodnictwa rozumu. Właściwa poetyckość ogranicza się zatem dla Vica do czasów najdawniejszych; ten przesąd o poetyckiej wyższości pradziejów dzieli on z Herderem i jego następcami. Był on niezwykle owocny, jak wiele przesądów. Powstały zeń: ruch Burzy i Naporu i romantyzm, idea ducha narodowego i historyzm, powstała też, u Vica po raz pierwszy, owa idea poetyckiego symbolu lub, co praktycznie znaczy to samo, umotywowane zrozumienie różnicy pomiędzy językiem poetycko-ewokacyjnym a racjonalnie informującym. Ale naturalnie jest to przesąd. Dialektyka istniejąca między wyobraźnią a rozumem nie jest wyłącznie kwestią następstwa w czasie. Nie wykluczają się one wzajemnie; zdarza się nawet, że współdziałają i że rozum zapładnia wyobraźnię. Vico nie uznaje zresztą swego podziału epok za koniecznie obowiązujący. Jak pisze, ślady przeszłych stadiów kultury zachowują się jeszcze długo w czasach późniejszych, "tak jak wielkie i bystre rzeki, niesione wartkim prądem, długo zachowują słodkość wód po ujściu do morza”. Jego zdaniem w czasach późniejszych bezwzględną przewagę zyskuje jednak obcy poezji racjonalizm, a prawdziwa poezja żyje dlań, jak i dla romantyków, we wczesnych okresach kultury, które nazywa epoką bogów i bohaterów.
W omówieniu tej epoki objawia się zatem najwyraźniej to, co dotyczy wszystkich: Vikiańska jedność zapatrywania. U ludzi dawnych czasów poetycka jest całość działań i poglądów: poetycka jest ich metafizyka, logika, moralność, polityka, gospodarka itd. Nauka, która poprzez interpretację dokumentów bada to, co uznawali oni za prawdziwe, zwie się filologią. Tak to filologia zostaje rozszerzona i staje się tym, co w Niemczech nazywamy naukami humanistycznymi [Geistesgeschichte]. Należą do niej wszystkie dziedziny historyczno-humanistyczne, włącznie z historią prawa i gospodarki. Ale Vikiańską ideę filologii z właściwą jej siłą pojmiemy dopiero wówczas, gdy zastosujemy jej własną terminologię. Vico przeciwstawia filologię filozofii — filologia bada to, co narody uważają za prawdę w ich stadium kultury (chociaż uchodzi to za prawdziwe tylko z powodu ich ograniczonego pola widzenia) i co wskutek tego jest podstawą ich działań i instytucji. Vico nazywa to certum — pewne albo stałe. Certum ulega przemianom historycznym, filozofia zaś ma do czynienia z niezmienną i absolutną prawdą, verum. W ujęciu Vica prawda ta jednak nie objawia się nigdy, przynajmniej w historii. (…).
Oto idea filologii, której nauczyłem się od Vica. Nietrudno pojąć, że jest ona odpowiednia do europejskiego zadania, o którym była mowa na początku tego wstępu. Jak jednak można tak syntetyczne zadanie spełnić w praktyce?
(…) Odkąd Vico napisał Scienza Nuova, zwiększyły się bardzo trudności syntetyczno-historycznej filologii, która chce przedstawić duchowe losy takiego tworu jak Europa. Materiał rozrósł się monstrualnie i nadal się rozrasta. Setki spośród wówczas niemal całkowicie nieznanych tematów i problemów, będących zaledwie niewielkimi poletkami w obrębie zagadnień europejskich, rozwinęły się w nauki specjalistyczne, których nikt już całkowicie nie opanuje — nawet śledzenie ich bibliografii udaje się tylko nielicznym fachowcom. Specjalizacja w dziedzinie materiału jest jednak i będzie praktyką coraz bardziej niedostateczną, ponieważ wszystko jest ze sobą powiązane i do oceny pojedynczego elementu potrzebna jest żywa świadomość całości. Poza tym przygniatająca ilość materiału nie jest jedyną trudnością, która staje na drodze filologa historycznego dążącego ku syntezie. Zwiększyła się też liczba poglądów i metod badawczych. Wywodzą się one nie tylko z dziedzin ściśle filologiczno-historycznych, ale również z innych, jak socjologia i psychologia. Należy je przyjąć do wiadomości, ocenić i przynajmniej częściowo uwzględnić. Filolog, którego nie zadowala ścisła specjalizacja, żyje w zgiełku wymagań i wrażeń, których oczywiście nie sposób sprawiedliwie osądzić. Jednego ludzkiego życia nie wystarczy, aby zebrać wiedzę i dokonać udanej syntezy, roszczącej sobie prawo do kompletności. Wprawdzie można, a nawet trzeba rozszerzać swoje horyzonty poprzez wcześnie budzącą się, nigdy niesłabnącą wrażliwość i kształtować osąd przez nieustanną naukę. Osiągnie się to jednak tylko bez metody, zależnie od upodobań i okoliczności — każda metoda prowadziłaby do znużenia albo specjalizacji i w ten sposób chybiła celu. Koniecznym warunkiem stworzenia syntezy jest zapewne niemetodyczna wrażliwość, ale nie ona sama.
Skoro nie da się zebrać w syntezę wszystkich jednostkowych elementów, być może powiedzie się ona poprzez rozwinięcie elementów charakterystycznych. Metoda ta polega na odnalezieniu punktów wyjścia lub kluczowych problemów, które warto poddać specjalistycznemu badaniu, ponieważ od nich prowadzi droga do poznania wzajemnych zależności, tak że promieniejący z nich blask oświetla niejako cały krajobraz historyczny. (…).
Możliwe są liczne punkty wyjścia — gramatyczne, retoryczne, stylistyczne, a nawet zdarzenia. Za punkt wyjścia może posłużyć wszystko, co charakterystyczne. Musi to jedynie spełnić pewien warunek: musi istnieć możliwość trafnego i precyzyjnego, a nie tylko analogicznego zastosowania owego punktu wyjścia do przedmiotu historycznego. Nie nadają się do tego nowoczesne i abstrakcyjne kategorie porządkowe, a zatem ani "barokowość”, ani "romantyczność”, ani coś takiego jak idea przeznaczenia, mit czy pojęcie czasu. Takich słów można co najwyżej użyć w opisie, jeśli z kontekstu wynika, o czym mowa, ale jako punkt wyjścia są one zbyt wieloznaczne i nie wydobyte z przedmiotu. Założenie nie powinno być narzuconą przedmiotowi kategorią, do której trzeba go podporządkować, lecz stwierdzoną w nim cechą wewnątrzhistoryczną, która, uwydatniona i rozwinięta, wyjaśnia go w jego specyfice oraz inne przedmioty w relacji do niego.
Niemal idealnym punktem wyjścia jest interpretacja ustępów tekstu. Jeśli przyjąć Vikiańską przesłankę o jedności epok, każdy tekst musi dostarczać perspektywy, która umożliwi syntezę. Tę metodę stosowałem często, szczególnie w Mimesis, i łączy mnie ona z grupą filologicznych interpretatorów stylu, przede wszystkim z Leo Spitzerem (…). Za każdym razem moim zamiarem jest napisanie historii, dlatego nie podchodzę do tekstu jako do faktu odosobnionego, bez uprzednich założeń. Kieruję doń pytanie i głównym punktem wyjścia jest właśnie to pytanie, a nie tekst. W Mimesis głównym punktem wyjścia jest antyczne pojęcie trzech stylów. Dało mi ono możliwość zapytania wybranych tekstów o ich stosunek do tego pojęcia. Jest to jednak równoznaczne z pytaniem o to, co ich autorzy uważali za podniosłe i znaczące oraz jakich używali środków, aby to przedstawić. W ten sposób został częściowo uzmysłowiony, nawet jeśli bardzo niedoskonale, wpływ chrześcijaństwa na kształtowanie się literackiej ekspresji, a nawet pewien aspekt rozwoju europejskiej duchowości od czasów antyku. Są to tematy o najwyższej dla nas doniosłości, ale zbyt wielkie i różnorodne, aby można je było opracować jako całość. Można je omówić jedynie poprzez redukcję do wyspecjalizowanych punktów wyjścia. Dla tak wielkich tematów nie wystarczy oczywiście jeden punkt wyjścia; może być on co najwyżej wiodący i integrujący. Każda część badania wysuwa swoje własne problemy i wymaga własnych założeń.
(…) Ogólny pogląd, który — jak mniemam — da się przedstawić, dotyczy biegu dziejów. To coś jak dramat, który nie zawiera żadnej teorii, lecz wyobrażenie paradygmatu ludzkiego przeznaczenia. Przedmiotem tego dramatu jest w najszerszym sensie Europa; spróbuję go uchwycić, badając poszczególne punkty wyjściowe. W najlepszym wypadku da się przy tym dojść do zrozumienia wielorakich związków procesu dziejowego, który dał nam początek i w którym uczestniczymy, ustalenie miejsca, do którego dotarliśmy i ewentualnie też przeczucie stojących przed nami nowych możliwości — tak czy owak jednak najgłębsze uczestnictwo w nas samych i nadanie aktualności przeświadczeniu "my tu i teraz”, z całym jego bogactwem i wszystkimi ograniczeniami, które zawiera.

Książka "Język literacki i jego odbiorcy w późnym antyku łacińskim i średniowieczu" - Erich Auerbach - oprawa miękka - Wydawnictwo Homini. Książka posiada 320 stron i została wydana w 2006 r.