pokaz koszyk
rozwiń menu
tylko:  
Tytuł książki:

O krzywdzie, przebaczeniu i spowiedzi. Seria: Poznaj siebie

Autor książki:

o. Józef Augustyn SJ

Dane szczegółowe:
Wydawca: Wydawnictwo M
Oprawa: twarda
Ilość stron: 206 s.
Wymiar: 120x180 mm
EAN: 9788372218315
ISBN: 83-7221-831-5
Data: 2005-03-10
Cena wydawcy: 15.00 złpozycja niedostępna

Opis książki:

Pojednanie jest pewnym procesem, który dokonuje się zwykle powoli. Stąd też nie należy dążyć do pojednania zbyt pospiesznie i na siłę. Prawdziwe pojednanie i przebaczenie nie mogą dokonać się na gruncie niepokoju, niecierpliwości, chorego poczucia winy. Wymagają wzajemnego pokonania niechęci. Potrzebne jest nieraz wzajemne czekanie na siebie, wychodzenie sobie naprzeciw, zapraszanie siebie do zgody.
FRAGMENT
1. Czuję się skrzywdzony przez bliską mi osobę
Co powinienem zrobić, jeśli czuję się skrzywdzony przez bardzo bliską mi osobę i nie potrafię przebaczyć Czuję, że jej wprost nienawidzę, ale trudno jest mi się przyznać do tego przed samym sobą. Jest to przecież kochająca i droga mi osoba. Czy muszę wypowiedzieć przed nią swoje uczucia bólu, zranienia, aby móc przebaczyć Wydaje mi się to bardzo trudne, wręcz niemożliwe. Czy to zranienie nie może być uleczone inaczej Człowiek skrzywdzony przez bliską osobę jest rozdzierany przez dwa sprzeczne rodzaje uczuć. Z jednej strony budzą się w nim żal, gniew, złość czy wręcz, jak w tym przypadku, nienawiść, z drugiej zaś - nadal istnieją uczucia życzliwości, przywiązania, pragnienie przyjmowania i dawania miłości. W takiej sytuacji jest się jednocześnie przyciąganym i odpychanym od kochanej osoby. Aby móc uzdrawiać zranienia w relacjach emocjonalnych z ludźmi bliskimi, konieczną rzeczą jest odkrycie tej dwoistości uczuć. Nie trzeba jej dramatyzować. Przede wszystkim należałoby zdemaskować chore poczucie winy wobec kochanej osoby. Kiedy bowiem zostajemy zranieni, doświadczamy wewnątrz nas różnych negatywnych uczuć, a jednocześnie obawiamy się, by nie wyszły one na jaw. Boimy się odrzucenia. Im ściślejsze są więzi emocjonalne, tym mocniejsze i bardziej dokuczliwe stają się owe negatywne uczucia. Osoba zadająca pytanie najwyraźniej gdzieś w głębi swojego serca przyznała się już do tej sprzeczności uczuciowej, choć trudno jest się jej z nią pogodzić. To rozdarcie pomiędzy uczuciem miłości a uczuciem nienawiści trzeba uznać za bardzo naturalne i normalne. Tak po prostu reaguje głęboko zraniony w swoich emocjach człowiek. "Czy muszę wypowiedzieć przed nią swoje uczucia bólu, zranienia, by móc przebaczyć ". Kiedy żyjemy pod wpływem owego "zamieszania emocjonalnego", o którym mówimy, nie powinniśmy zbyt pospiesznie wypowiadać swoich uczuć wobec osoby, przez którą czujemy się skrzywdzeni. Wypowiadanie uczuć nie może polegać na oskarżaniu, wyrzucaniu z siebie poczucia krzywdy, żalu i gniewu. Pod wpływem negatywnych emocji można powiedzieć wiele przykrych, raniących i nie zawsze prawdziwych słów. Takich wypowiedzi nie da się później już odwołać. Dla osób wrażliwych emocjonalnie przypadkowo wypowiedziane słowa stają się nieraz dodatkową raną. Pogarszają one i tak już trudną sytuację. Aby móc rozmawiać z kimś, przez kogo czujemy się skrzywdzeni, konieczna jest choćby minimalna wolność wobec istniejących w nas uczuć oraz pierwsza, początkowa akceptacja skrzywdzenia. Aby zdobyć większą jasność uczuciową i w oparciu o nią rozpocząć proces przebaczenia i pojednania, lepiej jest najpierw wypowiedzieć swoje uczucia przed osobą postronną, na przykład przed kierownikiem duchowym czy terapeutą. Osoba, przed którą wypowiadamy nasze emocje, winna być bezstronna i obiektywna. Bardzo pomocna mogłaby się okazać także spokojna analiza zarówno obecnej sytuacji emocjonalnej, jak i całej historii danej więzi. Warto by w takiej sytuacji zadać sobie kilka zasadniczych pytań: Od kiedy narastał konflikt Czy jest to pierwsza sytuacja konfliktowa, czy też powtarzają się one częściej Co jest rzeczywistym przedmiotem konfliktu Na ile osoba, przez którą czuję się zraniony, jest świadoma swojego zachowania Czy istniejąca do tej pory więź była budowana na zasadach partnerskich Jaki był mój ewentualny udział w konflikcie Podobnych pytań można by zadać jeszcze wiele. Na istniejący konflikt trzeba spojrzeć nie tylko z własnej perspektywy, ale także z perspektywy bliźniego. W jaki sposób druga strona odbiera moje słowa, gesty, zachowania Czy nie czuje się ona również pokrzywdzona przeze mnie, tak jak ja czuję się pokrzywdzony przez nią Czy w niej - podobnie jak we mnie - nie narastają uczucia niechęci, złości, gniewu czy wręcz nienawiści Czy nie przeszkadzam jej w wypowiedzeniu tych uczuć swoim zamknięciem, postawą urażenia, wycofania się z relacji "Czy muszę wypowiedzieć przed nią swoje uczucia bólu, zranienia, aby móc przebaczyć ". Zauważmy, iż wypowiadamy nasze uczucia nie tylko za pomocą słów, ale także poprzez cały nasz sposób bycia: uśmiech, gesty, postawę ciała itp. Często robimy to zupełnie nieświadomie. Osoba, do której mamy wiele żalu lub wobec której czujemy wewnętrzny gniew, zwykle zauważa nasze niewerbalne komunikaty. Większa wrażliwość na bliźniego mogłaby nam pomóc dostrzec, w jaki sposób odbiera on wysyłane przez nas pozasłowne sygnały. By przebaczyć i pojednać się z bliźnim, nie jest konieczne werbalne wypowiedzenie przed nim doznanego skrzywdzenia. Trzeba jednak troszczyć się o spójność wysyłanych komunikatów. Nie pomaga bynajmniej w procesie przebaczenia i pojednania maskowanie pięknymi słowami uczuć żalu, skrzywdzenia i gniewu. Taki przekaz staje się niespójny, brzmi fałszywie. Drugiej stronie trudno jest wówczas zająć wobec nas jakąś jednoznaczną postawę. W sytuacjach głębszego skrzywdzenia konieczne jest nieraz wypowiedzenie przez obie strony nawzajem swoich odczuć, zarówno pozytywnych, jak i negatywnych. Trzeba by jednak mówić nie tylko o własnych uczuciach, ale pozwolić także osobie uwikłanej w konflikt zwerbalizować wszystkie jej emocje. Mogłoby to być bardzo pomocne i dla skrzywdzonego, i dla krzywdziciela. W ten sposób bowiem obie stron konfliktu mogą przezwyciężyć lęk przed własnymi uczuciami oraz obawy przed odrzuceniem. Wypowiadając uczucia negatywne wobec osoby, której one dotyczą, doświadczamy pewnej wewnętrznej ulgi. Napięcie emocjonalne istniejące w danej relacji stopniowo opada. Okazuje się też nieraz, iż wielkość negatywnych uczuć wypływała nie tylko z wielkości skrzywdzenia w danej konkretnej relacji, ale także (a nieraz przede wszystkim) z nagromadzenia niedobrych emocji w innych relacjach, szczególnie w okresie dzieciństwa i dojrzewania. Zwerbalizowanie swojej krzywdy wobec krzywdziciela bywa bardzo trudne, a nieraz wydaje się wręcz niemożliwe, zwłaszcza dla człowieka, który nie umie jeszcze wypowiadać uczuć negatywnych. Winien on jednak pamiętać, że nawet jeżeli w danej chwili stanowi to dla niego pewien problem, to jednak problem ten nie musi trwać wiecznie. Mądrą i zaangażowaną pracą nad sobą można wpłynąć na zmianę swojej postawy. Kiedy zmieni się nasze nastawienie wewnętrzne wobec osoby, przez którą czujemy się skrzywdzeni, wówczas z czasem zmienią się też nasze uczucia wobec niej. Tak więc w sytuacji skrzywdzenia nie trzeba działać "siłowo" przeciwko własnym uczuciom. Refleksyjne, świadome i dobrowolne werbalizowanie uczuć skrzywdzenia przed osobą postronną (na przykład w kierownictwie duchowym lub terapii) jest dobrym przygotowaniem do wypowiedzenia ich w relacji konfliktowej. Każdy konflikt międzyludzki ma także swój wymiar duchowy. Nie jest to jedynie wzajemna gra czy też walka emocjonalna. By móc naprawdę rozwiązać istniejący konflikt, każda ze stron musi być świadoma swojego uwikłania w ludzkie słabości, egoizm i pychę, co ujawnia się nierzadko w relacjach międzyludzkich oraz w innych sytuacjach życiowych. Każda ze stron konfliktu musi też określić swój własny stopień odpowiedzialności za zaistniałą sytuację i chcieć wziąć ją na siebie. Winna także - w miarę możliwości - dążyć do naprawienia popełnionych błędów. Nierzadko obie strony mają swój udział w konflikcie, choć stopień ich odpowiedzialności i skrzywdzenia może być bardzo nierówny. Przebaczenie i miłosierdzie Boga ogarnia i uzdrawia wszystkich: zarówno krzywdzicieli, jak i skrzywdzonych. Przebaczenie wielkich krzywd emocjonalnych wymaga zrozumienia siebie: głębi własnej słabości oraz głębi okazanego nam przez Boga miłosierdzia. Odczucie swojej ludzkiej słabości i biedy pomaga nam w rozumieniu bliźnich. Oni bowiem uwikłani są w podobne ludzkie ułomności. Każda słabość, moja własna i bliźniego, powierzana Bogu staje się punktem wyjścia dla doświadczenia Jego nieskończonego miłosierdzia, które jest ostatecznym źródłem przebaczenia. Czy jest możliwe uleczenie zranień, przebaczenie Tak, jest możliwe. Trzeba w to wierzyć. Jako kierownik duchowy byłem wiele razy świadkiem hojnego przebaczenia okazywanego przez osoby, które zostały głęboko skrzywdzone, miotane były podobnymi uczuciami żalu, gniewu czy wręcz nienawiści, o których mówi też autor pytania. Ogromną radością spowiedników, przewodników duchowych, terapeutów i innych doradców w ludzkich sprawach jest to, iż często stają się świadkami wielkiego przebaczenia i pojednania pomiędzy ludźmi, którzy wcześniej głęboko się nieraz krzywdzili. I jeszcze jedna myśl. Jeżeli z jednej strony skrzywdzenie rodzi skrzywdzenie, to z drugiej strony przebaczenie rodzi przebaczenie, miłosierdzie rodzi miłosierdzie, dobro rodzi dobro. Wyjście naprzeciw osobie krzywdzącej jest nie tylko pomocą dla nas samych, ale także dla niej. Kiedy bowiem przestajemy odpowiadać złem na zło, gniewem na gniew, nienawiścią na nienawiść, tym samym przekazujemy bliźniemu prawdę, iż gniew, zło, nienawiść, krzywda są bezcelowe i bezsensowne.
2. Jestem apodyktyczna i czasem okrutna
Przez całe życie - dzieciństwo i młodość - byłam otoczona wielką i dobrą miłością. Po siedmiu latach szczęśliwego małżeństwa zostałam brutalnie odtrącona i zraniona. Świat mi się zawalił. Nie byłam przygotowana na to odtrącenie i wzgardę, w zamian za całkowite oddanie - tak wtedy to czułam. Dzisiaj, po dziesięciu latach od tamtych doświadczeń, gdy wreszcie zgodziłam się na swoje samotne życie, zaakceptowałam je, czuję, że mam jednak oschłe serce. Jestem apodyktyczna i pewnie czasem okrutna dla tych, którzy mnie otaczają, kochają i których ja kocham. Co powinnam robić w tej sytuacji Czuję potrzebę nawrócenia, ale nie wiem, jak się do tego zabrać. Kto mógłby mi pomóc w mojej sytuacji "Po siedmiu latach szczęśliwego małżeństwa", "zgodziłam się na swoje samotne życie, zaakceptowałam je" - te i tym podobne słowa zawarte w pytaniu wypowiedziane zostały chyba trochę na wyrost. Szczęśliwe małżeństwa nie rozpadają się bowiem po kilku latach, nawet pomimo trudności, jakie przeżywają. A zaakceptowanie życia sprawia, iż człowiek staje się wyrozumiały, łagodny, ciepły dla siebie i innych. Być może także opisywanie w takich pięknych słowach dzieciństwa i młodości jest trochę przesadzone. Ludzie, którzy byli kochani w dzieciństwie i młodości wielką i dobrą miłością, zwykle nie są okrutni dla siebie i innych, nawet jeżeli mają ciężkie życie i czują się krzywdzeni. "Czuję potrzebę nawrócenia, ale nie wiem, jak się do tego zabrać". Ta część pytania stanowi bardzo dobry początek do przyjęcia innej postawy wobec życia. Być może pierwszym krokiem do nawrócenia będzie nowe spojrzenie na swoje życie: spojrzenie bardziej całościowe, głębsze, a przez to bardziej prawdziwe. Rezygnacja z idealizacji i racjonalizacji bywa jednak nieraz bardzo bolesna. Idealizacje życiowe okazują się bowiem najczęściej jedynie zasłoną dymną, aby nie uznać własnej i cudzej kruchości, słabości czy egoizmu. Jeżeli człowiek ma oschłe serce, jest apodyktyczny i pewnie czasem okrutny dla tych, których kocha, to znaczy, iż jest jeszcze bardzo zamknięty w sobie. Otoczył się pancerzem. Pancerz ten stanowi obronę przed cierpieniem. Przed cierpieniem nie da się jednak obronić, zamykając się w sobie. Pod pancerzem cierpienie bywa zwykle głębsze i bardziej dotkliwe. Zresztą sam pancerz, który najpierw chroni nas przed bólem, z czasem sam staje się źródłem cierpienia. Bywamy apodyktyczni i okrutni dla siebie i innych wskutek własnego cierpienia i bólu. Nie ze złej woli. Nie można więc rozpoczynać nawrócenia od przeżywania poczucia winy z powodu swojego okrucieństwa. Pod wpływem cierpienia tracimy wrażliwość i wyczucie. Człowiek nie umie wówczas dobrze ocenić wypowiadanych słów, wykonywanych gestów. Nie jest też w stanie wyczuć, w jaki sposób są one przez innych przyjmowane i przeżywane. Pod wpływem cierpienia człowiek nieraz wprost "traci rozum" i właśnie dlatego jest dla innych okrutny. Oschłe zachowanie względem innych jest nierzadko wyrazem lęku przed miłością. Ponieważ obawiamy się kolejnego zranienia, stąd też wydaje się nam, że lepiej będzie nie przyjmować i nie dawać już nikomu miłości. I właśnie dlatego bronimy się przed ludźmi zachowaniami apodyktycznymi czy wręcz okrutnymi. Jest to także pewien przejaw gniewu, które gromadziły się w nas przez długie lata w relacjach naznaczonych zranieniem i krzywdą. W sytuacji opisanej w pytaniu najwięcej gniewu nazbierało się wobec człowieka, który po siedmiu latach nagle odszedł. W końcu trzeba zobaczyć swoje życie w prawdziwym świetle, odkryć ów lęk przed zranioną miłością oraz gniew, jaki kryje się za nim. "Kto mógłby mi pomóc w mojej sytuacji ". Jest to ważna część całego pytania. W tej sytuacji wprost konieczna jest pomoc osoby, która z jednej strony posiadałaby pewną "subtelność psychologiczną", z drugiej zaś doświadczenie ludzkie i duchowe. Pomoc ta powinna łączyć w sobie płaszczyznę emocjonalną z duchową. Zranienie dotyka bowiem ich obu. Osobą, u której warto by szukać takiej pomocy, mógłby być dobry kierownik duchowy lub też uważny i doświadczony terapeuta, który potrafiłby uwzględnić również duchowy wymiar zranienia. Głębsze, a przez to prawdziwsze spojrzenie na swoje życie będzie rodzić się powoli w trakcie korzystania z pomocy. Długie i cierpliwe wyrzucanie z siebie nagromadzonego żalu i gniewu będzie stopniowo rozpuszczać ową apodyktyczność i okrucieństwo wobec siebie i bliźnich. Trzeba też będzie pewnie wypłakać (nie tylko w znaczeniu przenośnym, ale także i dosłownym) wiele bólu spowodowanego doznaną krzywdą. To właśnie ów płacz, doświadczenie własnej słabości, bezradności i niemocy zmiękczy twardość serca. Uczyni je bardziej delikatnym, wrażliwym, dzięki czemu ponownie stanie się zdolne przyjmować i dawać miłość. Równocześnie z osobistą pracą nad sobą (modlitwa, refleksja, kierownictwo duchowe) trzeba podjąć także trud otwierania się i wychodzenia ku innym. Otwarcie się na bliźnich pozwala dość szybko zrozumieć, że to nie tylko my sami tak bardzo cierpimy, ale podobnie cierpią i inni ludzie. Niewrażliwość i okrucieństwo stały się owocem nie tylko zamknięcia w sobie, ale także swoistej kontemplacji odrzucenia i skrzywdzenia. Wyjście ku bliźnim broni nas przed fascynowaniem się wielkością i głębią własnej krzywdy. Uczestnicząc w cierpieniu innych, nierzadko bardziej rozległym i głębszym, uczymy się stopniowo relatywizować własne cierpienie. Zamiast oschłości i nieczułości budzi się w nas większa wrażliwość. Za prawdziwą wrażliwość trzeba jednak zapłacić cierpieniem. Odczucie potrzeby nawrócenia religijnego jest znakiem, iż sam proces nawrócenia już się rozpoczął. To wielka łaska po tylu latach bycia twardym i apodyktycznym dla siebie i innych odczuć potrzebę zmiany. Modlitwę o uzdrowienie wewnętrzne można rozpocząć właśnie od dziękczynienia za pragnienie rzeczywistego nawrócenia. Podobnie jak zranienie powstawało w ciągu długich lat, tak również uzdrowienie będzie wymagać długiego czasu. Trzeba okazać się miłosiernym dla siebie, ofiarując sobie dużo czasu na proces wewnętrznego uzdrowienia. Ogromną pomocą może też okazać się rozważanie męki Jezusa. W Nim bowiem można odkryć najgłębsze źródło przebaczenia i pojednania z ludźmi i z sobą. Tylko w miłości Jezusa do ludzi możemy ponownie odnaleźć miłość do siebie samych i do bliźnich.
3. Dzieci krzywdzone
W jaki sposób pomagać dziecku, na przykład dziesięcioletniemu, kiedy jest ono krzywdzone Jak uczyć je radzić sobie z poczuciem krzywdy Odpowiedź na to pytanie nie jest łatwa. Zależy w znacznym stopniu od tego, kto je zadaje i w jaki sposób dziecko jest krzywdzone. Jeżeli na przykład dziecko jest krzywdzone przez ojca, a pytanie zadaje matka, wówczas można zrobić dla dziecka bardzo dużo. Jeżeli natomiast pytanie stawia wychowawca szkolny, a dziecko krzywdzone jest przez oboje rodziców, wówczas udzielenie dziecku skuteczniejszej pomocy staje się bardzo trudne. Wychowawcy, duszpasterze winni żywo interesować się dziećmi, które żyją w rodzinach trudnych. W sytuacjach wielkiej krzywdy wyrządzanej dzieciom powinny interweniować różne instytucje zajmujące się dziećmi; nie po to najpierw, by ganić i karać rodziców, ale by chronić dzieci, pomagając - na ile to możliwe - całej rodzinie. Z dziećmi, które doznają krzywdy, należy dużo rozmawiać i zachęcać je do wypowiadania swoich bolesnych doświadczeń. Nie jest to łatwe, gdyż dzieci krzywdzone są zwykle zalęknione i zastraszone. Boją się mówić o sobie i swojej krzywdzie. Im większa krzywda, tym trudniej przychodzi im mówić o niej. W takiej sytuacji trzeba najpierw zdobyć zaufanie dziecka. Wypowiadanie bolesnych przeżyć jest jednym z ważnych warunków zapobiegania narastaniu poczucia krzywdy i rozżalenia tak u dorosłych, jak i u dzieci. O ile jest to możliwe, należy starać się wyjaśniać dzieciom trudną sytuację, w jakiej żyją. Kiedy na przykład ojciec nadużywa alkoholu, matka może tłumaczyć dzieciom, iż ojciec jest po prostu chorym człowiekiem. Tłumaczenia zmierzające do wyjaśnienia dzieciom ich sytuacji skrzywdzenia winny być podawane w odpowiedniej formie, odpowiednim językiem oraz w stosownym czasie. Kiedy dzieci są krzywdzone przez ojca, który nadużywa alkoholu, matka nie powinna nastawiać ich przeciwko niemu. Wiele matek krzywdzi swoje dzieci jeszcze bardziej, wylewając nieustannie przed nimi swoje żale na ich ojca. Zwłaszcza synowie czują się upokorzeni w swojej męskiej dumie, kiedy matka poniża ojca w ich oczach. Ojciec również krzywdzi dzieci, gdy poniża żonę, odnosi się do niej lekceważąco i bez szacunku. Szczególnie córki czują się krzywdzone, kiedy ojciec upokarza ich matkę. Matka jest bowiem dla córki wzorem kobiecości. W każdej trudnej sytuacji przeżywanej przez dziecko należy podtrzymywać z nim relację życzliwości, troski i przyjaźni oraz zapewnić mu maksymalne - na ile to możliwe - poczucie bezpieczeństwa. Gdy dziecko bywa krzywdzone przez jedno z rodziców, u drugiego winno znaleźć więcej wsparcia, pomocy, troski i czułości. Krzywdzone dziecko pozostając dłuższy czas bez pomocy, wpada w rozpacz. Dziecięce nerwice, senne koszmary, załamania oraz kryzysy mają często swoje źródło w długotrwałej krzywdzie, której nikt z dorosłych nie dostrzega. Aby pomoc okazana dziecku mogła być skuteczna i owocna, konieczne jest zwykle udzielenie pomocy całej rodzinie. Nie można pomóc dziecku, jeżeli nie leczy się całego chorego układu rodzinnego, w którym ono przebywa. Próba zaś izolowania dziecka od rodziców, w celu ustrzeżenia go przed krzywdą, jakiej doznaje, często bywa dodatkową krzywdą. Dziecko potrzebuje pełnej rodziny: ojca i matki. O wiele lepsze wydaje się pozostawienie dziecka w rodzinie skonfliktowanej niż pozbawienie go rodziny. Rodzina zastępcza, czy tym bardziej dom dziecka, jest zawsze złym rozwiązaniem, choć w pewnych sytuacjach jest to rozwiązanie konieczne. Ważne jest, aby pomagać dzieciom nie tylko w sytuacjach nadzwyczajnych, kiedy doświadczają jakichś ciężkich krzywd, ale także w "małych" krzywdach, jakich doznają na co dzień. Dorośli zajęci zbytnio sobą patrzą nieraz na świat dziecka w sposób nieco lekceważący. Nie dostrzegają trudności i cierpienia swoich dzieci. Rodzicom, szczególnie zaś ojcom, wydaje się niekiedy, że ich dzieci powinny być bardzo zadowolone, ponieważ "mają wszystko". Dorośli, dla których pieniądze i rzeczy materialne są bardzo ważne, sądzą nieraz, że dzieciom chodzi o to samo. Tymczasem pierwszym pragnieniem dziecka, także dorastającego, jest zawsze miłość, obecność, akceptacja, życzliwość i troska rodziców. Dzieci bywają krzywdzone nie tylko przez dorosłych, ale także przez rówieśników. Niejednokrotnie dzieci są dla siebie nawzajem okrutne. Dziecięcy gniew, agresja, ironia czy drwina mogą zranić głęboko rówieśnika. Kiedy dziecko doznaje krzywdy od rówieśników, często ukrywa ją przed rodzicami i wychowawcami. Matka i ojciec poprzez dialog z dzieckiem winni czuwać, by nie było ono w sposób bezmyślny krzywdzone i poniżane w środowisku rówieśniczym, szczególnie przez starszych kolegów. Dziecko poniżane przez rówieśników winno znajdować mocniejsze oparcie w domu rodzinnym. Zdarza się, iż dzieci nienawidzą szkoły, ponieważ czują się w niej prześladowane przez kolegów lub niektórych nauczycieli. Gdy dziecko nie lubi szkoły, rodzice powinni z uwagą rozeznawać, dlaczego tak jest. Rodzice winni nauczyć dziecko bronić się w sposób umiejętny w sytuacjach krzywdy. Winni też uczyć je szukania pomocy u dorosłych, gdy grozi im jakieś niebezpieczeństwo. Dziecko powinno wiedzieć, do kogo zwrócić się, gdy jest krzywdzone. Każdy krzywdzony człowiek ma obowiązek protestować. Sam Jezus daje nam przykład protestu w sytuacji skrzywdzenia: Jeżeli źle powiedziałem, udowodnij, co było złego. A jeżeli dobrze, to dlaczego Mnie bijesz (J 18, 23). Również dzieci winny mieć świadomość, że nikt bezkarnie nie może ich krzywdzić. Tylko dzieci, które nie mają oparcia we własnych rodzicach, łatwo dają się krzywdzić i wykorzystywać przez rówieśników czy też przez dorosłych. Dziecko, które ma mocne oparcie w ojcu i matce i jest świadome, że zawsze może na nich liczyć, będzie w stanie w sytuacji zagrożenia obronić się samo i jednocześnie szukać pomocy u dorosłych. Siłą dziecka jest miłość jego rodziców oraz poczucie bezpieczeństwa, które oni mu dają. Dzisiaj, kiedy dzieci bywają narażone na różnorakie nadużycia ze strony rówieśników i nieodpowiedzialnych ludzi dorosłych, winny mieć świadomość, że rodzice są ich sprzymierzeńcami i mogą zawsze zwrócić się do nich o pomoc.
4. Skrzywdzona przez własną matkę
Od bardzo wczesnego dzieciństwa żyję ze świadomością, że przed moim urodzeniem matka chciała się mnie pozbyć. Wydaje mi się, że ta świadomość odsuwa mnie od Maryi. Jak sobie z tym poradzić Jest to bardzo ważna obserwacja. Wskazuje ona na skojarzenie dwóch bolesnych doświadczeń życiowych: głębokiego urazu do własnej matki, spowodowanego poczuciem odrzucenia, z lękiem przed ciepłem i miłością kobiecą, matczyną. Żal do własnej matki psychologicznie bywa przenoszony także na wszystkie podobne sytuacje, a więc także na relacje do Matki Jezusa. Wbrew pozorom, szczere spotkanie z Matką Jezusa, które pozostaje trudne, może stać się jednak ważnym lekarstwem na ranę w relacji z własną matką. Ale w tej sytuacji trzeba zachować się pokornie i delikatnie. Nie trzeba "brać sobie samemu" nabożeństwa do Matki Najświętszej, ale jedynie pokornie prosić Jezusa, aby ofiarował nam swoją Matkę. Kontemplacja sceny ofiarowania przez Jezusa swojej Matki umiłowanemu uczniowi pod krzyżem może być ogromną pomocą w pojednaniu się nie tylko z Matką Jezusa, ale także z własną matką. Doświadczenie miłości macierzyńskiej i ojcowskiej we wczesnym okresie życia daje głębokie poczucie bezpieczeństwa. Piękne świadectwo o swoim dzieciństwie dał Jan Paweł II w Wadowicach w 1999 roku: "Wyrażam wdzięczność Opatrzności Bożej (...) za ciepło rodzinnego gniazda, za miłość moich najbliższych, która dawała poczucie bezpieczeństwa i mocy, nawet wtedy, gdy przychodziło zetknąć się z doświadczeniem śmierci i trudami codziennego życia w trudnych czasach". Doświadczenie sensu naszego życia wypływa między innymi z odczucia przynależności do osoby kochającej, ze świadomości bycia kochanym, akceptowanym, przyjętym. Kiedy człowiek doświadcza odrzucenia, kiedy bywa odsuwany, wówczas traci poczucie sensu życia. Traci fundament, na którym jego życie jest oparte. Świadomość, iż własna matka "przed moim urodzeniem chciała się mnie pozbyć", sprawia, iż korzenie życia u samych początków są poranione, zatrute odrzuceniem. W emocjonalności zapisuje się swoisty uraz do tego rodzaju miłości, w której człowiek był najgłębiej skrzywdzony. Jest to oczywiście zafałszowanie w ludzkiej miłości. Podobnie bywa także z innymi rodzajami miłości. Kiedy na przykład w dzieciństwie zostanie ktoś boleśnie zdradzony przez przyjaciela, może długo przeżywać wewnętrzny lęk przed zawieraniem kolejnych przyjaźni. Wiele dziewczyn w okresie dojrzewania, których zakochanie w jakimś mężczyźnie zostało przez niego brutalnie wykorzystane, długo nieraz leczy swoje rany. Obawiają się bardzo, aby kolejne relacje emocjonalne z mężczyznami nie były okazją do dalszych zranień. Takie sytuacje bywają bardzo bolesne. Nie jest jednak dobrym rozwiązaniem uciekanie od nich. Wbrew wszystkiemu trzeba żyć ze świadomością tej wielkiej rany. Wprawdzie ona bardzo boli, ale nie można jej uleczyć przez zaprzeczanie jej czy też ucieczkę od niej. Należy jednak uświadomić sobie, iż doświadczany ból jest stanem na dzisiaj. Odczucie bólu będzie się zmieniać wraz z procesem przebaczenia i pojednania z sobą samym i z matką. Tę ranę trzeba potraktować jako wielkie wyzwanie duchowe i ludzkie. "Jak sobie z tym poradzić ". Od momentu, kiedy uświadomimy sobie swoje zranienie, stajemy przed koniecznością dokonania wewnętrznego wyboru. Od nas zależy, w jakim kierunku potoczy się nasze dalsze życie. Jeżeli będziemy uciekali od swoich zranień, zaprzeczali im lub też przeciwnie - rozwijali w sobie poczucie krzywdy, wówczas może ono stać się dla nas życiowym przekleństwem, którym będziemy obarczali (najczęściej zupełnie nieświadomie) naszych najbliższych. Możemy wówczas innych krzywdzić tak, jak sami byliśmy krzywdzeni. Jeśli natomiast stawimy czoła doznanym krzywdom i wejdziemy w proces leczenia, wówczas bolesne miejsca naszego życia mogą stać się miejscami szczególnego owocowania i płodności ludzkiej miłości. Doświadczenie krzywdy może być wówczas trudnym błogosławieństwem. Kiedy bowiem człowiek przekracza to, co go boli, kiedy dobrze przecierpi to, co na niego spadło, wówczas bolesne doświadczenia stają się jednocześnie źródłem wrażliwości i siły w udzielaniu pomocy tym, którzy cierpią podobnie. Trzeba uczyć się dostrzegać, że nikt z nas nie jest jedynym skrzywdzonym człowiekiem na świecie. Takich osób jest dużo. Jeżeli pokona się osobistą sytuację skrzywdzenia, będzie się w stanie skutecznie pomagać bliźnim. Trzeba jednak zgodzić się z tym, iż uzdrowienie wewnętrzne domaga się dłuższego czasu. Jest to bowiem proces. Pojęcie wewnętrznego uzdrowienia należałoby jednak właściwie rozumieć. Nie polega ono bynajmniej na wybieleniu pamięci ani też na usunięciu skutków powstałych w naszej emocjonalności wskutek doznanego skrzywdzenia. Chodzi raczej - o ile tak można się wyrazić - o takie "zagospodarowanie" bolesnego miejsca, aby mogło służyć nam, Bogu i bliźnim. Bolesne miejsca naszego życia mogą stać się miejscami głębszego rozumienia naszego życia, miejscami służenia bliźnim oraz szukania Boga. Kiedy człowiek przekracza swoje skrzywdzenie, jego cierpienie staje się jednocześnie źródłem bogactwa. Proces uzdrowienia nie dokona się przez pojedynczy, jednorazowy wysiłek, choćby najbardziej heroiczny. Konieczne jest wejście w dłuższy proces wewnętrznego uzdrowienia, oczyszczenia, przebaczenia, pojednania. Uzdrowienie takiej rany wymaga wielu działań, zarówno na poziomie emocjonalnym, jak i duchowym. Jedno i drugie pole pracy wewnętrznej jest ważne. W uleczeniu tej rany nie wystarczy oprzeć się na treściach ogólnych wyczytanych w książkach czy też zasłyszanych od innych. Takie treści pozostają teoretyczne wobec osobistego problemu. Ogólne treści nie zawsze odpowiadają konkretnej sytuacji, bowiem ta za każdym razem jest w jakimś sensie niepowtarzalna. Konieczne jest korzystanie z kompetentnej pomocy kierownika duchowego czy też terapeuty. Opisane w pytaniu zranienie zrodziło się w indywidualnej relacji z matką i w indywidualnej relacji może również zostać uzdrowione. W dialogu kierownictwa duchowego czy też w dialogu terapeutycznym trzeba będzie odważnie opowiedzieć całą historię swojego zranienia. Ale otwarcie zranionego serca przed drugim człowiekiem ma być jedynie przygotowaniem do otwarcia go przed samym Bogiem. Trzeba odcierpieć swoją historię jeszcze raz, ale już "we dwóch" - "we dwoje": z Bogiem jako Ojcem, z Bogiem jako Matką. Trzeba też całą swoją historię wypłakać. Opowiadanie i wypłakanie jej pozwoli odkryć prawdę, że życie człowieka nie zależy w jakiś sposób absolutny od drugiego człowieka. Życie dziecka ostatecznie nie zależy nawet od jego matki i ojca. Człowiek nie jest własnością człowieka, chociaż tak bardzo go potrzebuje. Ostatecznie człowiek zawsze należy wyłącznie do Boga. Ogromnie leczące i uspokajające będzie więc doświadczenie bezwarunkowej akceptacji i miłości Boga. Jego miłość przekracza miłość rodziców. Czyż może niewiasta zapomnieć o swym niemowlęciu, ta, która kocha syna swego łona A nawet, gdyby ona zapomniała, Ja nie zapomnę o tobie (Iz 49, 15). Doświadczenie bezinteresownej miłości Boga jest ostatecznie źródłem ukojenia bólu z powodu bycia odrzuconym przez człowieka. Trzeba wierzyć, iż z czasem uczucie bólu i żalu wobec matki będzie się stopniowo przemieniać. Tymczasem jednak, będąc świadomym owego bólu, nie trzeba zbytnio się na nim koncentrować. Nie można dopuścić do swoistej kontemplacji własnego rozżalenia i cierpienia. Trzeba nauczyć się żyć z nim albo przynajmniej obok niego. Nie można też dopuścić, aby ból i żal stały się centrum życia. Oprócz przeżywanego bólu i żalu istnieje przecież wiele innych spraw, zajęć, doświadczeń życiowych. Matka nie jest przecież jedynym punktem odniesienia. Należałoby więc pogłębiać i utrwalać wszystkie inne dobre relacje z ludźmi, które już istnieją. Być może trzeba by pogłębić, zacieśnić relację z ojcem, przyjaciółmi, rodzeństwem itp. Doświadczenie akceptacji Boga na modlitwie i doświadczenie silnych więzi z bliźnimi winny z czasem spowodować odejście od koncentracji na własnym cierpieniu. Kiedy człowiek przestaje zajmować się tylko sobą i otwiera się na innych, z czasem rodzi się w nim większa pewność siebie oraz pewien pokój wewnętrzny. Odejście od koncentracji na własnym cierpieniu, wyjście do innych, większa pewność siebie staną się także podstawą zrozumienia matki. Zrozumienie to nie będzie jednak tanim usprawiedliwianiem jej czynów, ale głębokim współczuciem dla jej własnego zranienia. To, co sprawia ból osobie stawiającej problem, jest także źródłem cierpienia dla matki. Zrozumienie matki to nie tylko zrozumienie samego skrzywdzenia, ale także całego jej życia. Życie ludzkie nie jest nigdy czarno-białe. Trzeba usiłować zobaczyć cały jego kontekst. Być może poza tym zranieniem matka okazała także wiele miłości, poświęcenia, oddania, troski. Tego typu zranienia rzadko wypływają ze złej woli. Są one raczej przejawem ludzkiej biedy i zagubienia. Trzeba uczyć się to rozumieć. Z takiego zrozumienia spontanicznie zrodzi się przebaczenie i pojednanie. Wejście w proces uleczenia tej rany jest konieczne, aby móc się samemu uzdolnić do dawania miłości innym. Bezwarunkowe i bezinteresowne przyjęcie i pokochanie swoich dzieci zależy także od wewnętrznego pojednania się z własnymi rodzicami. W naszej miłości do innych możemy jedynie przekazać to, co sami przyjęliśmy od ludzi i od Boga. Na zakończenie - jeden przykład. Pewna starsza już pani wiele lat temu dzieliła się w rozmowie swoją historią nabożeństwa do Matki Najświętszej. "Przez długi czas - wspominała - miałam ogromny uraz do świąt Bożego Narodzenia. Były to najgorsze dni w roku. Moja niechęć do tych świąt wydała mi się oczywista, kiedy wspominałam moje własne dzieciństwo i moją matkę. Oto wydarzenie, które może być symbolicznym obrazem mojego dzieciństwa. Jako mała dziewczynka coś spsociłam. Miałam może wtedy trzy, cztery lata. Matka strasznie mnie skrzyczała i zbiła. Siedziałam jakiś czas samotnie w kącie. W pewnej chwili chciałam matkę przeprosić. Bardzo się jednak bałam do niej podejść. Stąd też wymyśliłam, by zajść ją od tyłu i pocałować w rękę, tak aby mnie nie zauważyła, kiedy będę do niej podchodzić. Chciałam ją w ten sposób przeprosić. Kiedy podeszłam i chwyciłam ją za rękę, ona odtrąciła mnie kopnięciem nogi. Święta Bożego Narodzenia były przez długi czas bolesnym przypomnieniem dzieciństwa, szczególnie zaś tego jednego zdarzenia. Rodził się we mnie żal do Jezusa, że On wziął dla siebie najlepszą Matkę, a mnie dał taką... Zazdrościłam Mu Jego Matki. W szopce nie mogłam adorować ani Jezusa, ani Jego Matki. Przełomem stały się rekolekcje. Opowiedziałam to wszystko mojemu kierownikowi duchowemu. Długo się modliłam. Pewnego dnia kierownik powiedział mi: "Jezus wziął dla siebie najlepszą Matkę dlatego, ponieważ chciał, aby stała się Matką wszystkich. Także twoją. W momencie, kiedy Matka Chrystusa cierpiała najbardziej, oddał Ją nam, aby mogła nas wszystkich rozumieć w naszych cierpieniach". Z czasem nabożeństwo do Matki Bożej Bolesnej stało się dla mnie prawdziwym lekarstwem". Kiedy mamy pewne opory wobec Maryi, nie trzeba na siłę robić jakichś gestów. Trzeba jedynie prosić, aby sam Jezus ofiarował nam swoją Matkę za naszą.

Książka "O krzywdzie, przebaczeniu i spowiedzi. Seria: Poznaj siebie" - o. Józef Augustyn SJ - oprawa twarda - Wydawnictwo M.

Spis treści:

Krzywda, przebaczenie, pojednanie

1. Czuję się skrzywdzony przez bliską mi osobę
2. Jestem apodyktyczna i czasem okrutna
3. Dzieci krzywdzone
4. Skrzywdzona przez własną matkę
5. Co robić, kiedy ojciec zdrada matkę?
6. Czy taki związek może nas zbawić?
7. Jak żyć z mężem alkoholikiem
8. Kiedy ojciec jest alkoholikiem
9. Przebudzenie z nałogu
10. Wniosłam do sądu sprawę o alimenty
11. Kiedy możemy mówić bliźnim pewne rzeczy wprost?
12. Czy czekać na przeprosiny?
13. Poczułam się niezrozumiana i odtrącona
14. Przebaczenie a pojednanie
15. Cierpienia i krzywdy – jak sobie z nimi radzić?
16. Jak leczyć skłonności do urazów?
17. Czy przebaczenie uodparnia nas na kolejne zranienia?
18. Miłujcie nieprzyjaciół waszych
19. Czy miłość nieprzyjaciół jest możliwa?
20. Przebaczenie nigdy nie ustaje
21. Pojednanie ze zmarłą osobą
22. Dwie pokusy w procesie przebaczenia i pojednania

Wokół sakramentu pojednania

1. Oczyszczać, a nie niszczyć
2. Dobrze ukształtowane sumienie
3. Jak często się spowiadać?
4. Jak przygotować się do spowiedzi?
5. Poczucie winy a żal za grzechy
6. Nie pamiętam obietnic złożonych Bogu
7. Nie możecie służyć Bogu i mamonie
8. Siła ludzkiej woli
9. Eksperymentowanie ze złem
10. Prawdziwe nawrócenie
11. Człowieka nie zbawia się wbrew jego wolności
12. Cechy dobrego spowiednika
13. Których kocham, karcę
14. Mam zasiąść w konfesjonale
15. Czuję się wyjałowiony
16. Spowiedź i kierownictwo duchowe