pokaz koszyk
rozwiń menu
tylko:  
Tytuł książki:

Natura katolicyzmu

Autor książki:

Adam Karl

Dane szczegółowe:
Wydawca: Fronda
Oprawa: miękka
Ilość stron: 211 s.
Wymiar: 145x200 mm
EAN: 9788391109779
ISBN: 83-911097-7-1
Data: 2007-01-03
Cena wydawcy: 16.00 złpozycja niedostępna

Opis książki:

"Natura katolicyzmu" Karla Adama (i876-i966)jednego z najbardziej znaczących filozofów i teologów niemieckich okresu międzywojennego, profesora uniwersytetów w Monachium, Strasburgu i Tybindze, została napisana 75 lat temu. Dużo to czy mało? W dwutysiącletnich dziejach Kościoła, który uważa się za jeden, ponadczasowy i święty, 75 lat to niewiele. Nasze rozumienie katolicyzmu - Adam starał się opisać prawdy podstawowe i niezmienne — nie powinno zatem szczególnie odbiegać od tego, jakie przedstawił niemiecki filozof. Tym bardziej że aż do początku lat 60. jego książka cieszyła się wielką popularnością. Nie tylko była wielokrotnie wznawiana, ale też tłumaczona na języki obce (m. in.wi930 roku ukazał się jej polski przekład). W samych Stanach Zjednoczonych doczekała się od 1935 roku, kiedy to po raz pierwszy pojawiła się na rynku, ponad dwudziestu wydań. Mimo to można przypuszczać, że dziś w Polsce książka ta będzie dla wielu czytelników niespodzianką. Będzie osobliwym reportażem z tajemniczej, zapomnianej krainy. Niby wszystko brzmi znajomo, niby zgadzają się nazwy i pojęcia, a jednak pozostaje zdziwienie. Dlaczego?
Być może najważniejszym powodem jest to, że Adam w ogóle nie interesuje się Kościołem rozumianym jako wspólnota społeczna zaangażowana w sprawy świeckie i polityczne. Jest to książka sprzed epoki sekularyzacji. Adam nie pyta, wjakim stopniu katolicy powinni dostosować się, zmieniając moralność i wyrażanie wiary, do wymagań społeczeństwa liberalnego. Od pierwszej do ostatniej strony autor skupia się tylko na jednym: na rozważaniu natury Kościoła jako wzeczywistmenia m nemi Krófotwa Bożego. Kościół to odpowiedź dana upadłemu człowiekowi przez Boga. Odpowiedź jedyna, najlepsza, właściwa, przeznaczona jako oferca dla każdego, wszędzie i zawsze. Oto KośdółJakim widzi go Adam. Kościół - antagonista doczesnego świata przemijających wartości. Kościół zbudowany przeciw królestwu człowieka i czysto świeckim prawom. Kościół będący kanałem nadprzyrodzonej łaski, bez której człowiek nic nie znaczy, a dusza pogrąża się w śmierci. Kościół zwrócony całą swą naturą ku wieczności, ku Panu.
Chyba ta różnica perspektywy uderza najbardziej. Adam nie zastanawia się nad tak dziś dyskutowanym problemem; co zrobić, by katolicy mogli wnosić swój pozytywny wkład w rozwój ludzkości i budowanie doczesnego pokoju. Dla niego to kwestia nieistotna. Żaden postęp społeczny nie może przecież dać ludziom prawdziwego, nadprzyrodzonego szczęścia. Wydaje się, że takie pytanie interesuje raczej tych, którzy wierzą, że religijny problem grzechu został rozwiązany, dzięki czemu energia Kościoła może zostać wykorzystana w celach poprawy świata.
Wtedy nadprzyrodzona łaska okazuje się naturalnym, przyrodzonym darem danym każdemu człowiekowi w równym stopniu i nieodwołalnie. Wtedy uświęcenie otrzymuje się dzięki aktywności samego Boga, bez współudziału człowieka.
Jeśli jednak uznamy, jak to czyni Adam, że grzech pierworodny jest jedyną prawdziwą katastrofą, która dotknęła wszystkich, i że osiągnięcie wybawienia wymaga walki i wysiłku, to najważniejszym staje się pytanie o prawdę religii. Czy Jezus chciał ustanowić Kościół? Czy Piotr jest skałą Kościoła? Jakie są podstawowe cechy prawdziwego Kościoła? Czy Kościół katolicki jest tym Kościołem, którego chciał Chrystus? Czy Chrystus żyje w nim nadal? Czy poza Kościołem katolickim istnieje zbawienie? Cóż bowiem, pokazuje nam autor "Natury katolicyzmu", może być ważniejszego niż życie z Chrystusem? Cóż da większą radość? l dalej: jak można dotrzeć do żywego Chrystusa inaczej niż w Kościele, Jego Mistycznym Ciele? W ujęciu Adama katolicyzm jest jakby eksperymentalnym dochodzeniem do Boga. Dogmaty, sakramenty, hierarchia - wszystko to, pokazuje Adam, ujawnia jedno nadprzyrodzone życie. Przez wiarę i udział w sakramentach katolik może go doświadczać już tu i teraz.
Wbrew indywidualizmowi i egzystencjalizmowi Adam podkreśla, że po drodze ku Chrystusowi katolik nie kroczy samotnie. Dlatego niemiecki teolog wiele uwag, poświęca wyjaśnieniu nauki o obcowaniu świętych. Nigdzie indziej nie widać równie wyraźnie natury katolicyzmu. Nigdzie indziej nie okazuje się on tak bliączącej swialzywycn t umarłych, Mistycznego, staje się, w ujęciu Adama, prawdziwą odpowiedzią na wyzwania epoki, lekarstwem na przekleństwo pozornej autonomii i faktycznej samotności człowieka Zachodu.
Czytając książkę niemieckiego teologa musimy pamiętać, że Adam w tej samej mierze Jest badaczem zjawiska katolicyzmu, jak i jego wyznawcą. Ba, być może wyznawcą przede wszystkim. Na pierwszy rzut oka zdaje się to kłócić z naszym ideałem wiedzy, z ideałem poznania jako bezstronnego oglądu. Czy dzieło Adama nie jest przykładem fałszywej apologetyki, od której dziś słusznie odstąpiono? W żadnej mierze. Przyznanie się do wiary jest świadectwem uczciwości. Niemiecki autor pisze: Przeprowadzić takie 6adame. natury [Kościoła] może tylko żywo wierzący katolik. NUlt inny. Taki wal^dw naturę uda. się tylko temu, kto patrzy sercem. Ale Adam nie fałszuje faktów i nie przykrawa rzeczywistości do własnych potrzeb. Każdy nieuprzedzony czytelnik dostrzeże, z jaką uwagą odnosi się on do zarzutów stawianych katolikom. Nie czyni uników, ale podejmuje spór, opierając się na argumentach rozumowych. To rozum prowadzi do przyjęcia wniosku o prawdzie katolicyzmu.
Oczywiście, rozum nie wystarczy. Pytanie o prawdę religijną, o Boga nie jest tym samym, co pytanie o istnienie dotąd nieodkrytej gwiazdy. Pytanie o religię stawiamy jako istoty moralne — pokazuje Adam. A więc istoty, które z jednej strony mają głębokie poczucie grzechu, własnej nędzy, z drugiej zaś pragnienie doskonałości. To poszukiwanie, które ma swą obiektywną odpowiedź, ale też wymaga zaan- gażowania woli. Podobnie jest z pytaniem o wiarygodność nauki Kościoła. Ilekolwiek byśmy przytoczyli argumentów na rzecz prawdziwości Objawienia — cud Zielonych Świąt, nagła przemiana strachliwej i rozproszonej gromadki w świadomych swej mocy i władzy posłańców Słowa, ciągłość psychologicznego doświadczenia Ducha, rozziew między nędznym początkiem a wspaniałym wzrostem drzewa katolicyzmu — w ostatecznym rachunku niezbędny jest moralno-religijny akt wóli.
Ten akt woli, czy też sumienia zdaje się być subiektywną podstawą Kościoła. Adam precyzyjnie pokazuje, idąc siadem kardynała Newmana, na czym polega godność sumienia. Prymat sumienia nie oznacza obrony Jego swobody i arbitralności, co jest poglądem dziś szczególnie rozpowszechnionym. Posłuszeństwo sumieniu obowiązuje tylko wtedy, gdy ujawnia nam ono co, co wydaje się nieubłaganym, obiektywnym nakazem moralnym, gdy jest wewnętrznym głosem domagającym się uznania prawa wiecznego. Kościół broni zatem prymatu tak rozumianego sumienia, i co nawet wówczas, gdy ono błądzi — dowodzi Adam. To ta obrona zmusza Kościół, by jasno formułował swoją naukę, domagał się od każdego uległości wobec niej i tym samym stawiał człowieka przed koniecznością wyboru. Inaczej sumienie łatwo przemienia się w głos wygody, kaprysu, namiętności. Na Ile subiektywny błąd sumienia jest w poszczególnych przypadkach usprawiedliwiony? Na to pytanie, jak łatwo przewidzieć, nie ma odpowiedzi. Ostatecznie Sędzią będzie Bóg. W każdym razie myślę, że rozważania Adama o godności sumienia okażą się wielką pomocą dla wszystkich osób uczciwie poszukujących prawdy, które utożsamiają katolicyzm ze zwykłym posłuszeństwem autorytetowi.
Współczesnego czytelnika musi zaskakiwać bezkompromisowość języka Adama. Trzeba ją właściwie rozumieć. Przywykliśmy do zupełnie innej retoryki. Bez przerwy słyszymy o dialogu, wzajemnym zrozumieniu, szacunku, tolerancji. Często widzimy, jak rozmówcy uciekają się do celowo niejasnych pojęć, byle uniknąć kontrowersji. "Natura katolicyzmu" została napisana szczęśliwie bez tej nieznośnej maniery. Chociaż, przedstawiając naturę katolicyzmu, Adam stara się unikać urażenia uczuć inaczej wie.rzqc.yc R, to jednak wie on, że w sprawach religijnych nie ma miejsca na i tak i nie", "z jednej strony, z drugiej strony" lecz "tak" i "nie.". Adam nie myli — najpowszechniejszy to dziś błąd - szacunku do błędu i szacunku do osoby. Doskonale widzi, że szacunek do osoby jako bytu, którego zadaniem jest dotarcie do prawdy wymaga wyraźnego określenia błędu. I tak, nawet uznając cnoty niektórych protestantów nie waha się zaatakować zasady protestantyzmu, fałszywej nauki o usprawiedliwieniu.
Lektura dzieła niemieckiego filozofa pozwala, sądzę, zrozumieć historyczny fenomen potęgi Kościoła. Katolicyzm może afirmować wszystko, co naturalnie dobre w człowieku, uznaje bowiem bezwzględny prymat tego co nadprzyrodzone. Afirmacja całego człowieka możliwa jest dzięki afirmacji całego Objawienia. Afirmacja zaś całego Objawienia oznacza bezwarunkowe odrzucenie wszelkiego wypaczenia i zafałszowania prawdy religijnej. Tutaj zapewne tkwi tajemnica żywotności Kościoła, innymi słowy, otwarciu Kościoła na świat, na człowieka, na inne kultury zawsze musiała towarzyszyć równie mocna postawa dogmatycznej nietolerancji wobec wszystkich religii, wyznań i szkół naturalnych. Aby przyjmować dobre ziarna, trzeba wydobyć je ze złej skorupy. Aby odzyskać to, co prawdziwe w innych szkołach religijnych czy filozoficznych, trzeba ową dobrą treść uwolnić od zniekształceń. Właśnie przez to, iż Kościół z ta sama siłą i stanowczością, z jakimi oddaje się światu, pamięta o swym nadprzyrodzonym pocfiodzeniu, (...) o tym, że tytko jemu powierzono wfadzę zbawiania (...) zachowuje zdolność, aby przejmować od świata wszystkie naturalne wartości i porfnosićje na wyższy poziom. Inaczej, pisze autor "Natury katolicyzmu", Kościołowi groziłoby to, iż stanie się wspólnotą naturalną, że straci swą moc przemieniania świata. Czyż pisząc te słowa, Adam nie okazał się prorokiem?
Książka Karla Adama ukazuje się w okresie przygotowań do Wielkiego Jubileuszu Roku 2000. To bardzo dobrze. Można mieć nadzieję, że przypomni ona, czym przez wieki był katolicyzm i czym wciąż Jeszcze w swej naturze jest. Może stanie się ona dla nas jakby wyrzutem sumienia. Może przyczyni się do -rozbudzenia drzemiących w Ciele Mistycznym sił, które już wielokrotnie wyprowadzały Kościół ze stanu odrętwienia.
Pognacie prawda a prawda was wyzwoli (J 8, 32)

Czym jeść katolicyzm? To nie tylko pytanie o charakterystyczne cechy katolicyzmu ani też o to, co odróżnia religię katolicką od innych form chrześcijaństwa. To pytanie głębsze. Chodzi o podstawową ideę katolicyzmu i o siły, które ona rodzi. Cóż to za Jednolita podstawowa myśl, cóż to za istotna forma nadaje sens owemu potężnemu tworowi, który zwiemy katolicyzmem? Katolicyzm widziany z zewnątrz zdaje być się chaotycznym zlepkiem i nienaturalną mieszaniną obcych sobie nawzajem, ba, wręcz przeciwnych, części składowych. Nic dziwnego, że katolicyzm nazywano complexio oppositorum, czyli połączeniem przeciwieństw. Historyk religii Heiler uważa, że w tej ogromnej strukturze —jeśli dokonamy jej przekroju poprzecznego — da się rozróżnić siedem niejednakowych warstw1. Temu, kto patrzy z perspektywy historii religii, bogactwo i wielokształtność części składowych katolicyzmu muszą wydać się do tego stopnia niezwykłe, iż z góry jest on gotów wyrzec się traktowania ich jako owoców organicznego rozwoju, który wziął początek od samego Chrystusa, z ewangelicznego, prachrześcijańskiego życia. Taki obserwator woli mówić o przypadkowym połączeniu elementów ewangelicznych i nieewangelicznych — żydowskich, pogańskich, archaicznych. Dostrzega on synkretyzm, łączący po prostu wszystkie formy religijności, które służyły od zawsze ludzkości szukającej spełnienia swej religijnej nadziei i tęsknoty. Z perspektywy historii religii katolicyzm staje się mikrokosmosem świata religii.
My, katolicy, nie kwestionujemy tej perspektywy historyka religii trak długo, jak długo pozostaje on we właściwych granicach i nie wykracza poza historyczne dane i dowiedzione fakty. Sprzeciwiamy się jednak, gdy caki historyk, dokonując klasyfikacji typów religii, zgłasza pretensję do opisania w sposób niepodważalny istoty badanej struktury religijnej. My, katolicy, nie wstydzimy się wyznać, ba, dumnie to głosimy: katolicyzm nie jest pod każdym względem tożsamy z pierwotnym chrześcijaństwem czy nawet posłaniem Chrystusa, podobnie jak nie da się utożsamić rozrośniętego dębu z małym żołędziem. Katolicyzm zachowuje swą tożsamość nie w sposób mechaniczny, ale organiczny. Dlatego możemy dodać: za tysiące lat katolicyzm będzie nieporównanie bogatszy, bardziej wybujały, wielokształtny co się tyczy dogmatów, moralności, prawa i kultu. Historyk religii żyjący w piątym tysiącleciu po Chrystusie bez trudu odnajdzie w katolicyzmie wyobrażenia, praktyki i formy pochodzące z Indii, Japonii, Chin, i będzie mu wolno stwierdzić istnienie pouczenia przeciwieństw o wiele bardziej niż dziś oczywistego. Tak! Katolicyzm to połączenie przeciwieństw. Ale przeciwieństwo to nie sprzeczność. Tam, gdzie mamy do czynienia z życiem, musi być też napięcie i przeciwieństwo. Można dowieść, że takie napięcia i przeciwieństwa istniały w czysto biblijnym chrześcijaństwie, a zwłaszcza w religii starotestamentowej. Tylko dzięki nim następuje wzrost, nieustanne wyzyskiwanie nowych form. Dobra Nowina Chrystusa nie niosłaby życia, a zasiane przez Niego ziarno nie przynosiłoby owoców, gdyby pozostało na zawsze tym samym ziarnem z roku trzydziestego, gdyby nie zapuściło korzeni i nie przywłaszczyło sobie obcych minerałów. To dzięki nim wyrosło z ziarna drzewo, w którego gałęziach gnieżdżą się ptaki niebieskie.
Nie zamierzamy zatem odbierać historykowi religii radości, jaką ma, gdy obserwuje wewnętrzny wzrost drzewa katolicyzmu na podstawie badania słojów pnia i gdy określa te wszystkie obce części składowe, które dały drzewu siłę życiową. Nie zgadzamy się jednak, by w tych licznych elementach upatrywać natury katolicyzmu. Podobnie nie zgadzamy się ze stwierdzeniem, że są one elementami strukturalnymi katolicyzmu.. Jeśli ktoś rozumie przez to, iż bez nich katolicyzm nie stałby się nigdy historycznie uchwytną wielkością. Katolik bowiem jest najgłębiej przeświadczony, iż katolicyzm jest zawsze cen sam, wczoraj i dziś, że jego natura była Już określona i widoczna, gdy zaczął zdobywać świat, że Chrystus tchnął weń życie i że co On wszczepił w młody organizm te zarodkowe zdolności, które rozwinęły się następnie z biegiem stuleci, dopasowując się do wymagań i potrzeb czasu i miejsca. W katolicyzmie nie ma niczego, co samo w sobie byłoby mu obce. Wszystkie elementy katolicyzmu ożywia bowiem jedna natura i jedna dusza, na wszystko oddziaływująjej najbardziej ukryte siły.
Mając tę świadomość, katolik uważa, że wszelkie próby opisania katolicyzmu oparte tylko na porównawczej historii religii są niewystarczające. Takie opisy, z natury powierzchowne, dotykają jedynie zewnętrznej postaci rzeczy. Można by je przyrównać do tych naiwnych i dziecinnych, by nie rzec głupiutkich, opisów niektórych rozgorączkowanych polemistów, dla których katolicyzm to żądza władzy, kult świętych ijezuityzm. Nie dostrzegają oni tego, co w katolicyzmie najgłębsze, z czego wypływa cała jego moc życiowa i jej poszczególne przejawy, źródła organicznej jedności różnych elementów. Macie w ręku części, niestety brakuje wam.
spajajacej je duchowej więzi. Przedsięwzięcie historyków religii przypomina w najlepszym razie postępowanie osób, które, wyliczając wszystkie z osobna elementy budulca żywej komórki, pragnęłyby w ten sposób określić życie samej tej komórki. Sam opis nie jest jeszcze pełnym wyjaśnieniem. Dlatego właśnie czysto opisowa historia religii kieruje się poza swoje granice ku naukowemu badaniu natury katolicyzmu.
Przeprowadzić takie badanie natury może tylko żywo wierzący katolik.
Nikt inny. Taki wgląd w naturę uda się tylko temu, kto patrzy sercem. W tym wypadku nie wystarczy sama rzeczowość, zimny zmysł rzeczywistości. Albo raczej: tylko ten może doświadczyć pełnej, całej rzeczywistości, kto zanurzy się w strumieniu katolickiego życia, kto w swym własnym życiu codziennie dostrzega siły pulsujące w wielkim organizmie katolicyzmu. To one czynią go tym, kim jest.
Tak jak tylko kochające dziecko zna charakter kochanej matki, gdyż co, co najgłębsze, delikatność i wewnętrzne oddanie nie może zostać racjonalnie dowiedzione, lecz tylko przeżyte — tak samo tylko kochający katolik może wejrzeć w głąb natury katolicyzmu. Potrafi on dostrzec utajone siły i poruszające zasady tej natury dzięki odczuwaniu, doświadczaniu i przeżyciu, dzięki esprit de finesse Pascala, czy l i wejrzeniu człowieka wewnętrznego. Tak więc badanie natury katolicyzmu samo przez się staje się wyznaniem, wyrazem świadomości katolickiej. Nie jest ono niczym więcej i też nie zamierza być niczym więcej jak tylko prostą analizą tej świadomości. Badanie to niejako automatycznie staje się analizą tej świadomości, którą ma Kościół. W ten sposób znajdziemy odpowiedź na pytanie: jak katolik przeżywa swą przynależność do Kościoła, jak Kościół oddziaływuje na niego; gdzie odnajduje on twórcze siły katolicyzmu, Jego aktywne centrum?
To nie przypadek, że pytanie to stawia się dziś tak często i że odpowiedź na nie spotyka się z uwagą bynajmniej nie tylko ze strony wąskich kręgów wiernych. Ów wzrost zainteresowania l zrozumienia dla katolicyzmu podkreśla F. Heiler:

Kosowi rzymski — pisze on — ma widka siłę przyciągania dla świata : niekatolickiego. Niemieckie klasztory benedyktów, szczególnie Beuron i Maria Laach stały się miejscami, dokąd pielgrzymuj niekatolicy podziwiający pielęgnowaną tam klasyczną liturgię katolicką. Rosnący w siłe ruch w okresie niemiecfaego protestantyzmu zbliża się coraz bardziej do Kosciofa- rzymskiego, a jeden z przywódców tego ruchu powrócił juź na jego łono. Liczba Konwersji jest jeszcze większa. w Anglii. Do Kościoła rzymskiego przechodza całe Konwenty i Klasztory. Silna propaganda katolicka, wspiera i wzmacnia te tendencje. Koscioł rzymski podejmuje dziś wielkie wysiłki by z powrotem odzyskać wszystkich oddzielonych od niego chrzescijan Wschodu i Zachodu, U grobu św. Bonifacego doszło do powstania towarzystwa na rzecz ponownego zjednoczenia wyznań cnrzescijańskich... podnoszą się głosy katolików, pewnych swego zwycięstwa, zapowiadające bliski upadek protestantyzmu.

Heiler słusznie dostrzegł, iż Kościół katolicki odradza się nawet w duszach inaczej wierzących. Nie wolno jednak w żadnym razie mówić o pewności zwycięstwa, 2 którą jakoby mielibyśmy zapowiadać rychły upadek protestantyzmu. Określenie pewność zwycięstwa pochodzi z języka świeckiego, niereligijnego. Sprowadza ono religię do rangi sprawy partyjnej. Tam, gdzie mówi się o religii, jest miejsce tylko na pokorę, bojaźń, wdzięczność i radość, a nie na pełną zadufania pewność zwycięstwa. Przyszłość protestantyzmu Jest tylko w rękach Boga. jedynie od Niego zależy, czy Zachód przezwycięży życie w diasporze, podziały, rozczłonkowanie l czy powróci do domu Matki Kościoła, na której łonie stanowił niegdyś jedną rodzinę.
W tym rozczłonkowaniu Ciała Chrystusa jest coś niezmiernie tragicznego. Przecież to ono właśnie, Ciało zrodzone z miłosnego oddania Boga-Człowieka i przeniknięte świętym duchem miłości, jak żadna inna wspólnota religijna powołane jest, by trwać i doskonalić się w jedności miłości. Owo rozczłonkowanie jest winą i karą dla nas wszystkich, nie tylko dla minionych pokoleń, lecz także, a może zwłaszcza dla nas, ludzi współczesnych. W porównaniu z Eckiem czy Cochlausem mamy obecnie znacznie większą swobodę, by wniknąć w najskrytsze głębie sumienia, gdzie działa sam Najświętszy Bóg, a skąd rozpalił się protest Lutra4. Dziś bardziej niż kiedykolwiek musimy przyznać, że wówczas to, co czyste i nieczyste, wzniosłe i nikczemne, niebiańskie i przyziemne było po obu stronach nieszczęśliwie splątane i rzucało ciemne cienie na jasne światła. Tak więc nie możemy oskarżać. Możemy tylko skarżyć się. Jednak to nie może być jałowa skarga. Ta rysa zbyt ciąży i zbyt poniża już chrześcijaństwo; zbyt wyraźnie widzimy odpowiedzialność i zbyt ciąży nam nakaz Pana: aby wszyscy stanowili Jedno (J 17, 2i). Ze względu na wolę Chrystusa musimy się ponownie odnaleźć. Zapewne, droga ku sobie nawzajem Jest długa i trudna. Teologowie robili swoje, aby jeszcze pogłębić przepaść i przedstawić różnice w postaci antytez nie do pogodzenia.
Prowadzić nas zatem będą nie teologowie, ale żywe, wierne i kochające serca. Im prawdziwsza i czystsza stanie się nasza pobożność, im wyraźniej odbijać się w niej będzie Duch Jezusa, tym pewniej spotkamy się w tym duchu i powiemy sobie wzajemnie tak. Tylko z takiej wewnętrznej jedności może niegdyś wyrosnąć zewnętrzna jedność, kiedy tylko spodoba się to Bogu. W obecnej chwili nie możemy uczynić nic innego, jak tylko w wierze i miłości dać świadectwo prawdzie i prosić Boga, aby otworzył On wszędzie przed nią serca. Musimy Go prosić, aby natchnął najprzedniejsze umysły pragnieniem podjęcia wielkiego, nie cierpiącego zwłoki zadania, które stoi przed Zachodem. Chodzi o usunięcie nieszczęsnej rysy, powodującej, iż od wieków znajdujemy się z dala od siebie, o stworzenie nowej duchowej jedności, nowej ojczyzny religijnej. To ona jest Jedyną możliwą podstawą dla odbudowania i odrodzenia kultury Zachodu. Z wdzięcznością dostrzegamy, że coraz większe jest zrozumienie dla podjęcia tego zadania iź minęły czasy, gdy widziano w katolicyzmie mieszaninę głupoty, przesądu i żądz władzy.
Można wskazać dwa źródła rozbudzenia ideału katolickiego w duszy człowieka Zachodu. Źródło zewnętrzne to wstrząsające doświadczenie bezpośrednie i pośrednich skutków wojny światowej. Jej wynikiem są przemiany polityczna gospodarcze i kulturalne, a także światopoglądowe i religijne. Prawdy i wartość chrześcijańskie, nawet substancja chrześcijaństwa znalazła się, i wciąż Jest, w stanie zagrożenia. Te potężne wstrząsy kierują jakby samorzutnie wzrok ku obejmującej cały świat wspólnocie, która jest niczym nieporuszona, wyniosła skał pośród naporu ruchów politycznych i prądów duchowych, która jedna jodyn mimo wszelkich prześladowań i walk nie doznała rozbicia, lecz jest dziś równi młoda jak w chwili narodzin. Możemy dziś doświadczać na własne oczy, widzie przed sobą wyraźnie Co, co o nieposkromionej i niezniszczalnej sile Kościół katolickiego napisał niegdyś wielki angielski historyk Macaulay:

Nie ma i nigdy nie było na ziemi innego dzieła, mądrości polityczne, które byłoby w równym, stopniu warte bodania jak Kościół rzymsko-katolicki. Historia tego Koscioła łączy w sobie dwie wielkie epoki ludzkiej cywilizacji. Nie pozostała już żadna inna instytucja, która kierowałaby uwagę ku czasom, gdy z Panteonu wznosił się dym ofiarny, a w amfiteatrze Wespazjana skakafy tygrysy i żyrafy. W porównaniu, z linią papieży najbardzie) dumne domy królewskie zdają się zaczynać od wczoraj. Linie, te, możemy śledzić w nieprzerwanym szeregu od papieża, który w XIX wieku koronował Napoleona, aż do papieża, który w ósmym wieka namaścił Pepina... Drugim pod względem starożytności państwem fyfafiy republika Wenecji, ale w porównaniu z Rzymem należy nazwać ją nowożytną; poza tym podczas gdy papiestwo trwa, ona przeminęli. Papiestwo istnieje wciąż i to nie w stanie upadku, niejako relikt przeszłości, ale w pełni życia i młodzieńczych sił.
Dzisiaj Kościół katolicki nadai wysyła na Krańce ziemi posłańców wiary, którzy są równie gorliwi jak ci, którzy wraz z Augustynem wylądowali w Kent i wciąż jeszcze papieże stawiają dzielnie czdo wrogim królom, jak niegdyś Leon I Attyli. Niż pojawił się jeszcze żaden znak, który by zapowiadał koniec drugiego panowania Kościofa katolickiego. Widział on początek wszystkich rządów i wszystkich kościołów, które obecnie są na świecie, i nie możemy mieć gwarancji, iż nie zobaczy ich końca. Byt potężny i szanowany, nim w Anglii pojawifi się Sasi, nim Franiowie przekroczyli Ren, gdy grecka.
retoryka kwitka w Antiocniiy a w świątyni w Mekce czczono bożki. I któż wie, czy zachowując sify, nie będzie istniał dalej, gdy pewnego dnia jakiś podróżny z Nowej Zetandii zatrzyma się pośrodku pustkowia przy złamanym filarze mostu londyńskiego, by narysować miny kościoła św. Pawła?

Oto co przyciąga naszą uwagę na pustkowiu współczesności: owa nieprzemijalność, owa tryskająca pełnia życia, owa wieczna młodość starego, prastarego Kościoła, l wielu ludziom, ludziom najlepszym z nas, ciśnie się na usta pytanie: skąd pochodzi potęga jego życia? I czy Kościół będzie mógł i chciał przekazać to życie umierającemu Zachodowi?
Drugi powód, dla którego człowiek nowożytny, człowiek wojny światowej i rewolucji, kieruje uwagę na katolicyzm, to stan jego wnętrza, to refleksja nad swoją własną istotą i dokładna samoobserwacja. Wykorzenienie jest charakterystyczną cechą człowieka nowożytnego. Pokazać, jak do tego wykorzenienia doszło, stanowi zadanie historyka kultury. Odejście od Kościoła w XVI wieku konsekwentnie prowadziło do odejścia od Chrystusa w wieku XVIII i odejścia od Boga wieku XIX. Tym samym duchowość nowożytna utraciła swą najważniejszą, najgłębszą więź z życiem, zerwane zostało zakorzenienie w Absolucie, w samoistnym Bycie, w wartości wszystkich wartości. Życie utraciło swój wielki sens, swe wewnętrzne napięcie i górny cel, swoją potężną i przenikającą miłość, którą mogło rozpalić jedynie to, co Boskie. Z człowieka zakotwiczonego w Absolucie, ukrytego w Bogu, silnego i bogatego, powstał człowiek szukający oparcia w samym sobie, człowiek autonomiczny. Więcej jeszcze. Przez to, iż człowiek Cen odłączył się od swego otoczenia, od wspólnoty kościelnej, od communio fidelium, od współbycia z bliźnimi, zniszczył on swój drugi życiowy korzeń, więź ze wspólnotą ludzką. Utracił on, trwając w cierpieniu i radości, w modlitwie i miłości, ścisły związek z ty i my, z ową źródłową, nadosobową jednością i pełnią, z której czerpie siły i oczyszczenie jednostka, a bez których ubożeje i usycha. Nigdzie, w żadnym innym stowarzyszeniu, myśl o wspólnocie, braterska jedność w działaniu i cierpieniu, modlitwie, miłości, wzrastaniu i doskonaleniu się, nie jest równie mocno wbudowana w dogmaty, moralność i kult. Zerwanie wspólnoty kościelnej pociągnęło więc za sobą rozluźnienie więzi wspólnoty międzyludzkiej i tym samym zniszczyło głębokie źródła zdrowego, silnego człowieczeństwa, człowieczeństwa pełni. Człowiek autonomiczny stał się człowiekiem samotnym, indywiduum.
Lecz proces wykorzenienia postępował dalej. Odkąd oświecenie zdetronizowało rozum ł władzę myślenia, zdolną uchwycić całość szczegółów w jednej rozległej perspektywie, a jedynym władcą uczyniło umysł, kierujący się ku temu, co szczegółowe, ku różnicy, wewnętrzne domostwo człowieka, jego duchowa jedność rozpadły się na zbiór nie powiązanych sił i funkcji. Zamiast o duszy, zaczęto mówić o procesach psychicznych. Ludzie wykształceni w coraz większym stopniu tracili świadomość, iż są twórczymi osobami, nosicielami mocy życia. Odkąd zaś Kant i jego szkoła podnieśli transcendentalny podmiot do rangi autonomicznego prawodawcy świata obiektywnego, ba, samej świadomości empirycznej, odkąd Filozofowie ważyli się postawić na miejscu obiektywności rzeczy i własnego ja czysto logiczną prawomocność, czysto foniczny podmiot, świadomość rzeczywistości została niestety sparaliżowana. Z Jednej strony filozofia jak gdyby, z drugiej zaś solipsyzm; oto upiory, które wypijają całą krew z woli i działania. Człowiek autonomiczny, oddzielony od Boga i człowiek samotny, oderwany od bliźnich, od wspólnoty ludzkiej, stracił też teraz więź ze swym empirycznym ja. Przemienił się w człowieka jak gdyby, człowieka samej negacji, a przez to stał się człowiekiem jałowym, bezpłodnym, zżeranym przez ducha krytyki i obojętnym na rzeczywistość.
Taki bezkrwisty, jałowy człowiek samej negacji nie może żyć długo. Nie moż na żyć z samej negacji. A człowiek chce żyć. Jego pragnienie życia jest silniejsze niż cała ta mroczna, obca życiu filozofia. Człowiek woła o życie, tęskni za życiem pełnym, całym i osobowym. Ma już dość negacji, chce aprobować. Czyn bowiem i życie opierają się na stanowczej aprobacie i śmiałym postanowieniu.
Czy może więc dziwić, że człowiek o takim nastawieniu ducha zwraca się ku katolicyzmowi bynajmniej nie z czysto akademickim zainteresowaniem?
W szczegółach wykażemy, że katolicyzm-jeśli weźmie się pod uwagę jego specyfikę, co co szczególne w stosunku do Innych niekatolickich chrześcijańskich wspólnot — z natury rzecz jest stanowczą aprobatą, potwierdzeniem wszystkich wartości, jakie są w niebie czy na ziemi. Wspólnoty niekatolickie wywodzą się nie z aktu bezwarunkowego potwierdzenia, ale wyrastają z zaprzeczenia i negacji, z selektywnego wyboru i wzięcia w nawias. Historia katolicyzmu jest historią bezwzględnego, konsekwentnego i ogólnego wyrażania zgody na całą rzeczywistość Objawienia, na pełnię ujawnionego w Chrystusie Ducha Bożego we wszystkich wymiarach. Katolicyzm to bezwzględne, bezwarunkowe, całkowite tak dla całego pełnego życia człowieka, dla całości jego powiązań życiowych, dla źródeł życia.
Czyli przede wszystkim bezwarunkowe tak dla naszej najgłębszej podstawy bytowej, dla Boga żywego. To musi być ta H dla całego Boga, Boga Stwórcy i Sędziego, a nie tylko taii dla dobrego Boga Ojca dzieci i grzeszników czy w jeszcze mniejszym stopniu dla bojącego się cudów Boga Oświecenia i deizmu, bóstwa politycznego kompromisu, l musi to być tak dla całego Chrystusa, w którym ów Bóg się nam objawił; dla Chrystusa o dwóch naturach. Boga-Człowieka, w którym mają swą wieczną jedność niebiosa i ziemia. To nie może być aprobata tylko romantycznego Chrystusa, przedmiotu salonowych rozmów, czy ekstatycznego Chrystusa krytycznych naukowców.
Więcej jeszcze. Musimy uchwycić tego Chrystusa w całej wspólnocie, w zespolonej ludzkości. Wspólnota ludzka jest bowiem faktem podstawowym, bez niej nie mogą pojawić się osoby, i musi to być potwierdzenie całej osoby: nie tylko uczucia pobożności, ale też chłodnego umysłu, i nie tylko umysłu, ale też twórczej woli, i nie tylko człowieka wewnętrznego i duchowego, ale też zewnętrznego i obdarzonego zmysłami. Katolicyzm z samej natury rzeczy jest całkowitą i stanowczą aprobatą pełni człowieczeństwa, całego człowieka w jego życiowych odniesieniach. Katolicyzm jest religią pozytywną parexcellence, źródłowym potwierdzaniem bytu bez jego redukcji i w pełnym znaczeniu źródłową tezą. Wszystkie niekatolickie wyznania są pierwotnie antytezami, z natury rzeczy są walką, sprzeciwem, źródłowym nie8. Ponieważ negacja jest czymś zasadniczo bezpłodnym, nie mogą one posiadać tych twórczych, aktywnych i źródłowych sił, jakie przez wieki przechował w sobie katolicyzm, a przynajmniej nie w tym wymiarze.
Człowiek nowożytny odnajduje tę pozytywność i czuje, że jej właśnie potrzebuje. Stąd bada, czym może być katolicyzm dla niego. Wpływowi pisarze współcześni pochwalają tę postawę, a przynajmniej zalecają bardziej pozytywną ocenę katolicyzmu. Zwraca na to uwagę swym współwyznawcom Sóderblom, szanowany filozof i myśliciel religijny, arcybiskup protestancki w Upsali:

Rzymskie chrześcijaństwo z natury rzeczy jest czymś innym, niż żądza władzy, kult swiętych i jezuityzm. W tym, co najgosze, reprezentuje, ono pewien typ pobożności różny od protestanckiego, ale na swój sposób doskonały, dodałbym nawet — bardziej doskonały niż pobożność ewangelicka... My wszyscy w zbyt małym stopniu podążyliśmy za Schleirmacherem za jego wielkodusznym projektem apologetyki, który miał polegać na rozważeniu natury różnych, historycznych typów religii i wyznania oraz na podjęciu polemiki wolnej od wyznaniowych kłótni prowadzonej w imię tej natury przeciw zwyrodnieniom, które w każdym kościele podważają jego ideę podstawowa.

Podobnie Heiler niedawno wyraził ubolewanie z powodu niewystarczającego zrozumienia teologii niekatolickiej dla natury katolicyzmu:

Polemiści protestanccy wiozą zwykie tylko pewne zewnętrzne ściany katedry katolickiej, ich rysy i uskoki, a także nadkruszone mury, natomiast wewnątrz maja oczy zamknięte na cudowne arcydzieła. Najbardziej żywe i najczystsze formy katotocyzmu aż do dziś pozostam faktycznie nieznane teologii protestancto; nie ma ona wglądu ani w całość, ani we wnętrze katolicyzmu.

Jeśli nawet uczeni teologowie nie mogą zdobyć się na wgląd w naturę katolicyzmu, to nie można się dziwie, ze wśród pozostałych protestantów, mniej lub bardziej wykształconych, panuje owa, krytykowana przez ich współwyznawców, niewiedza. Jest ona macką najbardziej absurdalnych przesądów, obojętności, niechęci, nawet wzgardy dla katolickiej pobożności. To przez nią pogłębia się godny pożałowania rozdział katolików i protestantów. W tej sprawie warto odwołać się do uwag mistrza protestanckiej historii dogmatów i Kościoła, Adolfa von Harnacka:

Moje stałe doświadczenie dowodzi, iż uczniowie opuszczający gimnazja mają najczęściej zupełnie chaotyczną i przypadkowa wiedzę na temat dziejów Kościoła. Niektórzy znają nawet systemy gnostyczne z wszystkimi osobliwymi, zupełnie nieprzydatnymi szczegółami. Nie znają jednak absolutnie, Kościoła katolickiego, największego dzieła w historii polityczno-religijnej, i żywią na jego temat mętne, żałosne, a niekiedy wręcz absurdalne wyobrażenia. To, jak powstały jego największe, instytucje, jakie, mają znaczenie, w życiu Kościoła, jak łatwo można wytworzyć sobie w związku z nimi błędne pojęcia dlaczego funkcjonują tak pewnie i mają taki wpływ, to wszystko z małymi wyjątkami jest, opieram się tu na moich doświadczeniach, całkowitą terra incognito.

Naszym zadaniem będzie wprowadzenie do tej nieznanej ziemi także tych uczniów, którzy od młodości nie żyli w promieniach jej słońca i nie jedli jej chleba. Nie trzeba szczególnie podkreślać, że przy takim przedsięwzięciu należy unikać wszelkiej zbytecznej kontrowersji i urażenia uczuć inaczej wierzących. Z drugiej strony nie wolno zapomnieć, że najpiękniejszym, najczystszym tytułem badacza niemieckiego jest bycie profesorem, tym, który wyznaje. Musi on wyznawać prawdę, jaką odkrył w głębi własnej duszy, używając wszystkich dostępnych mu naukowych instrumentów i zachowując bezwzględną uczciwość. Musi wyznawać prawdę, którą uznaje za decydującą, i rzeczywistość. Tu nie ma i tak i nie, z jednej strony, z drugiej strony, lecz tak i nie. W tym duchu powstały te wykłady i oby tak zostały przyjęte. Niech wszystkim nam przyświecają słowa: Prawda was wyzwoli.

Książka "Natura katolicyzmu" - Adam Karl - oprawa miękka - Wydawnictwo Fronda.

Spis treści:

Od tłumacza

Wstep
Chrystus w kościele
Kościół, Ciało Chrystusa
Przez Kościół do Chrystusa
Ustanowienie Kościoła w świetle przepowiadania Jezusa
Kościół i Piotr
Obcowanie świętych cz. I
Obcowanie świętych cz. II
Katolickość Kościoła
Poza Kościołem nie ma zbawienia
Kościół działający przez sakramenty
Wychowawcze oddziaływanie Kościoła
Katolicyzm jako fakt