pokaz koszyk
rozwiń menu
tylko:  
Tytuł książki:

Epidemia zamkniętych serc

Autor książki:

Maciej Przepiera

Dane szczegółowe:
Wydawca: Prószyński
Oprawa: miękka
Ilość stron: 224 s.
Wymiar: 142x202 mm
EAN: 9788374690157
ISBN: 83-7469-015-1
Data: 2006-05-25
Cena wydawcy: 26.00 złpozycja niedostępna

Opis książki:

Jeśli coś płynie z głębi serca, jest dobre. Zawsze. Opowiedziana w tej książce historia jest zajmująca, nawet nieco niesamowita. Aleks, jej bohater, prowadzi wygodne, beztroskie życie. Jego dewizą jest żyć przyjemnie - puby, panienki, te rzeczy. Ale przychodzi dzień, gdy i on uświadamia sobie, że to nic nie znaczy. A skoro tak, to co jest naprawdę ważne? Aleks, uwikłany w nieoczekiwane, czasem niebezpieczne zdarzenia, czuje, że jest coraz bliżej odpowiedzi. Jego przeżycia skłaniają do zatrzymania się na chwilę, zastanowienia, czy i my nie powinniśmy poszukać tego, co najważniejsze.
FRAGMENT:
Kosmiczna pralka
Gabrysia zakrztusiła się, prychnęła jajecznicą ze szpinakiem. Potem otarła usta i wyszła. To, że został bez pracy, lśniącego passata, najnowszego modelu telefonu komórkowego, notebooka i faksu, spowodowało, że przyszłość ich związku przestała być dla niej czymś realnym.
W pobliskiej szkole podstawowej rozległ się dzwonek obwieszczający koniec trzeciej lekcji. Był słoneczny, ciepły dzień. Po raz pierwszy tego roku dzieci wysypały się z budynku na szkolne boisko. Towarzyszył temu dziki wrzask i harmider. Aleks z wściekłością przyglądał się zgniłozielonym plamom na przed chwilą jeszcze nieskazitelnie białym polo. Nie miał pewności, czy zanieczyszczenia dadzą się usunąć, a wyglądało na to, że w najbliższym czasie nie będzie kupował markowych ciuchów.
- Pieprzyć to - mruknął.
Rozebrał się, rzucając rzeczy na ławę, i poszedł pod prysznic. Długo stał pod strugami gorącej wody, mając nadzieję, że zmyją ponury nastrój. Ponieważ to nie nastąpiło, postanowił się przespać. W nocy nie miał czasu na sen.
Przynajmniej pozostawiła po sobie miłe wspomnienia, pomyślał, kładąc się na łóżku.
Zapadł w niespokojną drzemkę, co chwilę się budząc, by niemal natychmiast ponownie zasypiać. Cóż, gdy powrót do życia nie wywołuje entuzjazmu, sen niewiele może pomóc.
Po kilku godzinach takiej mordęgi musiał się poddać. Leżał nieruchomo na plecach i wpatrując się w sufit, czuł nadchodzącą falę czarnych myśli. Aby jej jakoś zapobiec, zerwał się z posłania i podszedł do barku. Nalał sobie solidną porcję whisky, wypił ją duszkiem. Przełknąwszy alkohol, otrząsnął się z obrzydzeniem, bo w pośpiechu zupełnie zapomniał o lodzie. Za to poprawa samopoczucia nastąpiła niemal natychmiast.
Nie tak miało być. Zupełnie inaczej wyobrażał sobie swoje urodziny. W zaistniałej sytuacji nie chciało mu się z nikim gadać. Zadzwonił po taksówkę. Postanowił pojechać do Jelitkowa, a stamtąd brzegiem morza dotrzeć do sopockiego mola.
Krótka fala pozostawiała na plaży szeroki pas ubitego piasku. Aleks szedł nim powoli, nie zwracając uwagi na licznych spacerowiczów. Zwykle zabawiał się, zaczepiając wzrokiem atrakcyjne samotne kobiety, ale teraz nie miał na to ochoty. Koncentrował się na jednostajnym szumie fal i schładzającej emocje morskiej bryzie. Chciał osiągnąć jaką taką równowagę, by dokonać bilansu, który, jak przeczuwał, rozniesie tę równowagę w pył.
Jego celem nie było molo, lecz położony niedaleko niego Grand Hotel. To właśnie tam, w nocnym klubie zamierzał poddać swoje życie uczciwej retrospekcji. Wiedział, że na zalanie się wyda fortunę, ale uznał, że to będzie najlepszy prezent urodzinowy, jaki może sobie dać. Bo wydawało mu się, że nic innego nie umożliwi mu wglądu w zgrzytający mechanizm jego ziemskiej egzystencji. A postanowił wreszcie zdiagnozować, kiedy i dlaczego coś zaczęło się w nim psuć.
Usiadł na wysokim stołku w kącie i zamówił pierwszą whisky. Pił bez pośpiechu, metodycznie. Lokal powoli się zapełniał. Późnym wieczorem wkroczyła do niego większa grupa ludzi. Towarzystwo było już nieźle rozbawione, prawdopodobnie po suto zakrapianej kolacji. Ostro pili, tańczyli i byli coraz bardziej hałaśliwi.
On zaś siedział niewzruszenie na swoim miejscu, sącząc drinka za drinkiem. Obserwujący go barman szybko uznał, że ma do czynienia z facetem, który postanowił spokojnie się upić, przeżuwając w coraz bardziej otumanionej głowie posępne myśli. Z doświadczenia wiedział, że tacy klienci są najlepsi. Wlewali w siebie mnóstwo alkoholu, jakby zachodzące w ich umysłach procesy zużywały tyle paliwa, co startująca rakieta. Jednak do samego końca zachowywali przy tym stoicki spokój. A kiedy ten koniec następował, prosili o zamówienie taksówki albo w milczeniu zsuwali się ze stołka i niepewnym krokiem opuszczali lokal. Zawsze zostawiali suty napiwek. Barman uważał, że wymiana jest uczciwa. Niekiedy cierpliwie wysłuchiwał ich historii, innym razem wystarczało, że był tuż obok, od czasu do czasu spoglądając na klienta ze współczuciem. Zresztą nie musiał się do niczego zmuszać, lubił swoją robotę.
Dochodziła północ, gdy w głowie Aleksa pojawił się przyjemny szum. Ostatni kurs do toalety był już nieco rozkołysany, co oznaczało, że jego prywatna impreza zbliża się ku końcowi. Siedział odwrócony plecami do sali, z rzadka tylko zamieniając kilka słów z barmanem. Poza tym był tam zupełnie sam. A w życiu? Też coraz bardziej sam. Tylko dlaczego?
Wydmuchiwał dym, wpatrując się w swoje odbicie w lustrze. Płynące leniwie myśli skoncentrowały się na podobnym obrazie. Tak, to musiało stać się tamtego wieczoru. Ile to już lat upłynęło? Chyba osiem. A może dziewięć? To było krótko po tym, jak został przedstawicielem handlowym koncernu farmaceutycznego Cosmic.
Tamta dziewczyna też sączyła drinka, patrząc apatycznie przed siebie. Tylko miejsce było inne, hotel Forum w Warszawie. Czy i jej życie popieprzyło się w momencie, gdy się do niej dosiadł? Ale cóż go to mogło obchodzić? Przecież nie dość, że nie znał jej imienia, to nawet nie zapamiętał jej twarzy. Cały wieczór i noc rozegrały się jak gdyby poza nim. Napił się z nią przy barze, a potem zabrali butelkę szampana i poszli do pokoju. Pamięta tylko, że była studentką, mieszkała niedaleko na stancji. Pewnie jedna z tych, które od czasu do czasu przychodzą zabawić się, wprawiając tym we wściekłość panienki robiące to za pieniądze.
Miał wtedy niezłą fazę, a to pewnie po zorganizowanej przez Benka trawce. Poza tym dobrze wiedział, co się z nim dzieje, gdy wypije na wódkę szampana. A jednak. Pamięta, jak wchodzą do pokoju. On włącza muzykę, otwiera butelkę i rozlewa po lampce. Wypijają. Ona zrzuca ze stóp pantofle, przytula się do niego i zaczynają tańczyć. Koniec. Aż do rana zero na dyskach pamięci. A zapis poranny tak zagmatwany, że może byłoby lepiej, gdyby też nie istniał. Aleks zmarszczył brwi, po raz kolejny usiłując wszystko sobie przypomnieć. Obudził się o świcie. Jak zwykle, gdy szedł z jakąś dziewczyną do łóżka po raz pierwszy. O tej porze twardo spały. Zaczynał je delikatnie pieścić, tak subtelnie, że na ogół budziły się dopiero wtedy, gdy już w nich był. Rzadko protestowały, a jeśli nawet, to bez przekonania. Zresztą później, bez wyjątku, były pod wrażeniem, bowiem przeżycie było intensywne i szybkie. A co najważniejsze, kompletnie nieoczekiwane.
Lubił, gdy kobieta spała na boku, tyłem do niego. Tak też było i tamtego ranka. Przesuwając dłonią po jej biodrze, pomyślał, że jest podobna do Sandry Bullock. A może do Zosi, dziewczyny z liceum? Dziewczyna miała długie ciemne włosy, a jej piersi swobodnie mieściły się w dłoni. Wsunął palce w jej krocze. Po chwili była gotowa. Wszedł w nią i to było chyba najszybsze kochanie w jego życiu. Orgazm zaskoczył go swą gwałtownością. Pewnie dlatego, że nie dość, iż o poranku, to na dodatek na potężnym kacu.
Zasypiał już, gdy niespodziewanie się poruszyła. Usłyszał jej szept. Zapytała, czy nie śpi, a kiedy nie otwierając oczu mruknął coś niewyraźnie pod nosem, zaczęła mówić.
- Wiesz, śniło mi się, że byłam w holu jakiegoś wielkiego biurowca. Podeszłam do szeregu wind i wsiadłam do jednej z nich. Nie wiem, dokąd jechałam ani w jakim celu. Miałam na sobie letnią sukienkę. Winda ruszyła, wywołując przyjemne mrowienie w dole brzucha. Z zaskoczeniem uświadomiłam sobie, że jestem coraz bardziej podniecona. Obserwowałam wyświetlacz. Zatrzymała się na dwudziestym drugim piętrze, drzwi rozsunęły się i wszedłeś ty, mój kochany. Odwróciłeś mnie, poczułam twoje dłonie na biodrach i ciebie we mnie. Ojej, jak ty to zrobiłeś! Zaraz potem zniknąłeś. Wtedy weszło kilku facetów w czerni. Patrzyłam na ich odbicia w lustrze, czułam się nieswojo. Ich twarze pozbawione były wyrazu, jak maski. Tym razem winda zatrzymała się na trzydziestym pierwszym. Faceci wysiedli, jednak drzwi się nie zamykały. Dopiero wtedy oprzytomniałam i się odwróciłam. Na zewnątrz stał jakiś mężczyzna, trzymał za rękę małą dziewczynkę. Rozumiesz coś z tego? Zasnąłeś?
Milczał. Westchnęła, wtuliła się w niego i znieruchomiała. Nie rozumiał, o co chodziło w jej śnie, ale nie z tego powodu wolał udać, że śpi. Coś innego go zaniepokoiło. Nie przypominał sobie, aby którakolwiek z panienek nie obudziła się w trakcie numerka o świcie. Czyżby ta krzyczała przez sen? Poza tym powiedziała "mój kochany”. Jego umysł nie był jeszcze zdolny do logicznego myślenia, ale rozumiał, że w tej sytuacji rozmowa mogłaby być niebezpieczna. Wolał milczeć. Tyle że zanim zdołał dojść do jakichkolwiek wniosków, zasnął.
Gdy po jakimś czasie się ocknął, a jego wzrok padł na przytuloną do jego piersi dziewczynę, obudził się na dobre w trybie natychmiastowym. Rozmazany, zielono-fioletowy makijaż. Krótkie, sterczące na wszystkie strony fioletowe włosy. Wszystko to w najmniejszym stopniu nie przypominało Sandry Bullock. Ani Zosi. Co więcej, w najmniejszym stopniu nie przypominało żadnej z jego dziewczyn.
Poczuł gwałtownie nasilający się ból głowy.
- Fucking shit - wyrwało mu się.
Nie zastanawiając się ani chwili, wyswobodził się z jej objęć i wysunął z pościeli. Wstał, pośpiesznie się ubrał i wyniósł najszybciej, jak to było możliwe. Na szczęście nie przebudziła się. Jeszcze nigdy tak szybko nie wracał do Gdańska. Gnał jak wariat. Momentami wskazówka szybkościomierza zbliżała się do liczby dwieście. Pamięta, że pierwsze, co zrobił, kiedy wszedł do domu, to nalał sobie pełną szklankę wódki i ją wypił. Potem usiadł w fotelu, usiłując ustalić, co się właściwie wydarzyło. Wszystko mu się pokręciło, nawet nie był pewien, czy bzyknął tę dziewczynę, czy to był tylko sen. Uciekał stamtąd jak szczeniak, który zrobił coś okropnego. A przecież to była tylko przygoda. Wszak ona dobrze wiedziała, co robi.
On sam swoją żonę, Beatę, zdradził wcześniej wiele razy. Jednak nigdy przedtem nie przeżywał takich rozterek. Po tym zdarzeniu wziął się w garść, próbując być przykładnym mężem. Całą energię włożył w rozpoczynającą się budowę ich wspólnego domu w Sopocie.
Niestety, długo nie wytrzymał. Beata była nieustannie zaabsorbowana ich synkiem Adasiem, jego praca obfitowała w pokusy, a nie potrafił odmawiać pięknym kobietom. Kamyk się toczył. Cztery lata po nocy w hotelu Forum zeszła lawina.
Przed świętami Bożego Narodzenia wyjechał na dwutygodniową firmową wycieczkę do Kenii. Bawił się tam wyśmienicie, niepokoił go jedynie ton głosu Beaty w rozmowach telefonicznych. Nie przejmował się jednak tym zbytnio. Ich małżeństwo przechodziło po prostu kryzys, czym tu się martwić.
Wrócił trzy dni przed Wigilią. Zdziwił się, gdy wszedłszy do niedawno ukończonego domu, nikogo w nim nie zastał. Uroczysta parapetówka odbyła się kilka dni przed jego wyjazdem. Chciał natychmiast dzwonić do Beaty, ale coś go przed tym powstrzymywało. Przygotował drinka i zamyślony usiadł na sofie.
Obok kominka stała pięknie przyozdobiona choinka. Przyglądał się jej z rosnącym zaintrygowaniem, gdyż było w niej coś niepokojącego. Wreszcie, pokonując niechęć, wstał i obszedł ją dookoła. Drzewko było udekorowane tylko do połowy, gałązki z tyłu były zupełnie gołe. Pomiędzy nimi dostrzegł dużą szarą kopertę z wykaligrafowanym czarnymi literami swoim imieniem.
Wewnątrz był pozew rozwodowy. Teraz już bez namysłu zadzwonił do Beaty, ale telefon odebrała teściowa, która zjadliwym tonem podała mu numer do papugi reprezentującej jej córkę.
Papugą okazała się kobieta prowadząca prywatną wojnę z mężczyznami. Obie do spółki były jak tornado. Zabrały mu wszystko.
Sięgnął do kieszeni kurtki. Przed wyjściem z domu zabrał kopertę ze zdjęciami. Teraz poszperał w jej wnętrzu i wyjął jedno z nich, kładąc je przed sobą na barze. Namiętnie całująca się para. Jego można rozpoznać bez najmniejszych wątpliwości. Jej twarzy nie widać. Oliwkowa sukienka mini z dużym dekoltem na plecach, wspaniale harmonizująca z opalenizną jej skóry. Ponętne uda i smukłe łydki zwieńczone zgrabnymi pantofelkami na niewysokim obcasie. Zarys niedużych, jędrnych piersi. I ręce. Drobne kobiety mają często zbyt szczupłe ramiona. Jej były bez zarzutu. Gdyby nie fioletowe, nastroszone włosy, można by śmiało użyć określenia dama. Piekielnie zgrabna dama.
Dlaczego uznał wtedy, że ona nie jest w jego typie? Nie potrafił tego pojąć. Nawet teraz, patrząc na zdjęcie, czuł dreszcz podniecenia. A może obudził się w objęciach zupełnie innej kobiety? Beata dała mu czas do Wigilii. Dwa dni na wyniesienie się z domu. Ustami pani mecenas poinformowała go, że byłoby miło, gdyby postarał się i nie pozostawił po sobie nawet śladu. Pod choinką znalazł też prezent numer dwa. Klucze od kawalerki na Przymorzu, gdzie miał się wynieść. Tyle należało mu się z ich wspólnego dorobku. No i tych kilkadziesiąt zdjęć, za które "Cats”, "Extasy” czy inne podobne pisemko zapłaciłoby niezłą sumkę, uruchamiając jakiś cykliczny temat. Bo zdjęcia były foto-a raczej pornoreportażem z życia Aleksa.
Z wyjątkiem tego jednego. To jedno zdjęcie różniło się wyraźnie kolorystyką i było wykonane na papierze innej firmy.
Obraz faceta w lustrze zaczął pływać i rozmazywać się jak w salonie krzywych zwierciadeł. Aleks był zadowolony - wyglądało na to, że najtrudniejsze miał już za sobą. Zlokalizował epicentrum. Na później odłożył wędrówkę w kierunku chwili obecnej. Miał dość.
Wtedy poczuł czyjąś dłoń na ramieniu i usłyszał zatroskany, kobiecy głos:
- Wszystko w porządku, Aleks?
Odwrócił się. Za nim stała piękna brunetka w czerwonej sukience demi mini, czyli kończącej się nieco poniżej miejsca, gdzie łączyły się ze sobą jej imponujące nogi. Trzydziestoletnia pani magister fizyki jądrowej. Poza tym ekskluzywna prostytutka.
- Tak. - Odchrząknął. - Tak. Wszystko dobrze, Jasmine.
- Na pewno. - Przyglądała mu się badawczo. - Może w czymś pomóc? Kiepsko wyglądasz.
- Dzięki. - Dotknął jej spiętych z tyłu włosów. Lubił to robić. Miała z pewnością najgrubsze i najmocniejsze włosy z tych, których miał przyjemność dotykać. - Dziś nikt mi nie może pomóc. Muszę pomóc sobie sam. Trochę tylko wypiłem i już. Mam w końcu urodziny. - Spojrzał na zegarek. - To znaczy miałem, wczoraj.
- Dlaczego jesteś sam?
- Bywa, Jasmine - odpowiedział, zsuwając się ze stołka. - Bywa.
Trzymaj się. Wracam do domu.
Był zalany w pestkę. Życie oszczędziło mu jednak standardowego w tym stanie celowania w dziurkę od klucza. Bo drzwi były po prostu niedomknięte. Wobec tego niewiele się zastanawiając, otworzył je, wzorując się na amerykańskich filmach, efektownym kopniakiem. Wszedł do środka i rozejrzał się po mieszkaniu. Tym razem miał do czynienia z profesjonalistami. Wynieśli wszystko z wyjątkiem rozsuwanej szafy w korytarzu. Zdemontowali nawet kuchenkę.
- Pierdolone skurwysyny - mruknął pod nosem, wchodząc do łazienki, gdzie stanął jak wryty. - Jestem wam zajebiście wdzięczny, że nie muszę rzygać na podłogę.
Uklęknął przed muszlą klozetową, która była jedynym elementem armatury, jaki pozostał. Co prawda została również kabina prysznicowa, ale wobec braku baterii była raczej bezużyteczna. Wymiotowanie było z gatunku tych szybkich, przynoszących ulgę. Niestety, wciśnięcie przycisku spłuczki nie zaowocowało szumem płynącej wody. Zamyślił się. - A to ciekawe. Zrobiliście to specjalnie czy któryś z was jest tak dobrze wychowany? Wiedział, że jego pytanie jest, niestety, czysto retoryczne. Miał w ustach niesmak i w pierwszym odruchu sięgnął do pokrętła głównego zaworu wody. Zrezygnował jednak z jego otwarcia. Ze ścian wystawały jedynie końcówki rur, woda poleciałaby w kilku miejscach jednocześnie; w kuchni na podłogę tam, gdzie był zlewozmywak, w łazience na podłogę tam, gdzie była umywalka, poza tym pod prysznicem i tam, gdzie była kiedyś pralka. Absurdalność położenia, w jakim się znalazł, wzbudziła w nim trudną do opanowania wściekłość. Tym dokuczliwszą, że jej sprawcy byli nieosiągalni.
Jedynym rozsądnym rozwiązaniem było udanie się do nocnego sklepu. Kupił dwie flaszki wódki i dużo wody mineralnej. Wracając, zauważył, że to miłe, wchodzić i wychodzić, nie martwiąc się zamykaniem drzwi na klucz. Cóż za oszczędność czasu. Zawiadomienie policji odłożył na później. Usiadł w narożniku pustego pokoju i otworzył pierwszą butelkę. Uniósł ją do góry, ale nie przyszedł mu do głowy żaden toast, więc bez słowa napił się z gwinta gorzkiej żołądkowej. Zaczął się czas oszczędnego życia.
Po pewnym czasie był wdzięczny tym ludziom za to, że posprzątali kuchnię. Bo dzięki temu zapomniał o urażonej męskiej dumie, a tego bólu nienawidził najbardziej.

Książka "Epidemia zamkniętych serc" - Maciej Przepiera - oprawa miękka - Wydawnictwo Prószyński.