pokaz koszyk
rozwiń menu
tylko:  
Tytuł książki:

Wojna o pokój? O wojnie i pokoju widzianych oczami chrześcijanina

Autor książki:

o. Jacek Salij OP

Dane szczegółowe:
Wydawca: Wydawnictwo M
Oprawa: miękka
Ilość stron: 104 s.
Wymiar: 130x200 mm
EAN: 9788372219459
ISBN: 83-7221-945-1
Data: 2005-03-15
Cena wydawcy: 12.00 złpozycja niedostępna

Opis książki:

O wojnie i pokoju widzianych oczami chrześcijanina.
Czy w dzisiejszym świecie można uniknąć wojny bez jednoczesnego popierania ludobójczych reżimów? Czy współczesny ruch pacyfistyczny, manipulowany politycznie i napędzany przez światowe media, jest jakąkolwiek alternatywą dla chrześcijan? Niepewność moralna i brak jednoznacznych zasad opanowują współcześnie całe państwa i społeczeństwa. Głos rozsądku ukazujący bogactwo nauczania Kościoła katolickiego w kwestii wojny i pokoju wydaje się być teraz pożądany bardziej niż kiedykolwiek.
Fragment książki:

Moralna problematyka wojny i pokoju dzisiaj

Zostawmy na boku problemy związane z pacyfizmem anarchistów oraz takich grup religijnych, jak na przykład świadkowie Jehowy. Wydaje się, że pacyfizm jest tam przede wszystkim środkiem używanym do negacji państwa oraz do izolowania sięod społeczeństwa. Wystarczy sobie uprzytomnić, że w środowiskach tych odmowa jakiegokolwiek udziału w wojsku rozciąga się również na policję, zaś zbrojny pościg za bandytami jest potępiany niemal z takim samym oburzeniem, jak udział w wojnie agresywnej (co nie przeszkadza wyznawcom tych ideologii korzystać z różnorodnej ochrony ze strony państwa, w tym również z ochrony policyjnej).
O złej wierze tych ideologów i propagatorów pacyfizmu, którzy głoszą niemoralność wszelkiej formy obrony zbrojnej, świadczy fakt, że nie mają oni odwagi wyraźnie zanegować prawa do obrony człowieka i społeczeństwa niesłusznie napadniętego (ściśle biorąc, w myśl tej ideologii nie mielibyśmy nawet prawa dzwonić na policję, gdyby sytuacja kazała przewidywać z jej strony interwencjęzbrojną). Zwolennicy tych ideologii nie potrafią też wyraźnie powiedzieć, że państwo – ich zdaniem – nie ma powinności bronić swoich niesłusznie zagrożonych obywateli, mimo że ta nieludzka doktryna realnie jest zawarta w tych ideologiach. Nie widać też w tych środowiskach poważnej refleksji moralnej, jak ludzie odrzucający jakąkolwiek obronęzbrojną winni praktycznie się zachować w sytuacji zagrożenia własnego lub swoich bliźnich. Również religijne argumenty, jakoby obrona zbrojna była zawsze czymś niemoralnym, naznaczone są złą wiarą. Jeśli ktoś w przykazaniu "Nie zabijaj” słyszy zakaz jakiejkolwiek obrony zbrojnej, nie może nie wiedzieć, że odrzuca w ten sposób elementarne zasady hermeneutyki biblijnej, która każe unikać interpretacji jawnie niezgodnych z duchem Biblii.
Złą wiarą skażone jest również odwoływanie się – w celu uzasadnienia, że czymś niemoralnym jest samo nawet branie broni do ręki – do słów Chrystusa Pana, że "wszyscy, którzy za miecz chwytają, do miecza giną” (Mt 26,52). Użycie tego argumentu wymaga bowiem przemilczenia wszystkich tekstów Nowego Testamentu, które zawierają zrozumienie dla służby wojskowej (Łk 3,14; 7,5; Dz 10,1-2.7; Rz 13,4; 2 Tm 2,3). Co więcej: żeby użyć tego argumentu, trzeba przemilczeć pierwszy, historyczny sens wspomnianego logionu Chrystusa, wyrażający odrzucenie przez Niego idei "Mesjasza-Króla, który poprowadzi Izrael na bój z poganami, zakończony w triumfie przez samego Boga”.
O tym, że świętość i nienaruszalność życia ludzkiego nie usuwa prawa do obrony własnej, przypomniał ostatnio Jan Paweł II w encyklice Evangelium vitae. Prawdziwy paradoks polega tu na tym – wyjaśnia papież – że "wewnętrzna wartość życia oraz obowiązek miłości samego siebie [...] są podstawą autentycznego prawa do obrony własnej” (nr 55). Do tego stopnia, że bez wystarczających powodów nie wolno człowiekowi z tego prawa zrezygnować: "Nikt nie może wyrzec się prawa do obrony własnej tylko dlatego, że nie dość miłuje życie lub samego siebie” (tamże).
Ktoś niesłusznie atakowany ma nie tylko prawo do obrony własnej, ale również prawo do pomocy ze strony innych. Wynika stąd obowiązek obrony niesłusznie napadniętej osoby, wspólnoty lub państwa, jaki spoczywa zwłaszcza na ludziach odpowiedzialnych za tęosobę, wspólnotęlub państwo. Istnienie tego obowiązku przypomina z całą jasnością Katechizm Kościoła Katolickiego (nr 2265). Encyklika Evangelium vitae odnośny tekst Katechizmu opatruje następującym komentarzem: "Zdarza się, niestety, że konieczność odebrania napastnikowi możliwości szkodzenia prowadzi czasem do pozbawienia go życia. W takim przypadku spowodowanie śmierci należy przypisać samemu napastnikowi, który naraził sięna nią swoim działaniem, także w sytuacji, kiedy nie ponosił moralnej odpowiedzialności ze względu na brak posługiwania sięrozumem” (nr 55). Jednak prawo do obrony własnej i obowiązek obrony osób sobie powierzonych – podobnie jak wszystkie inne prawa i obowiązki – zachowują swoją autentyczność i sens tylko pod tym warunkiem, że są realizowane w sposób moralnie uporządkowany. Ta intuicja była źródłem tradycyjnej doktryny o warunkach, jakie muszą być zachowane, ażeby obrona zbrojna była czymś moralnie godziwym.
W odniesieniu do obrony zbrojnej ze strony państwa była to doktryna o wojnie sprawiedliwej. Istotne elementy tej doktryny znajdziemy już u Cycerona, jej oczyszczanie i pogłębianie w duchu chrześcijańskim zapoczątkował święty Augustyn. Znalazła ona swój wyraz zarówno w średniowiecznym prawie kanoniczny, jak i w nauce świętego Tomasza z Akwinu.
Ten ostatni podaje trzy warunki, jakie muszą być spełnione, aby wojna mogła być uznana za sprawiedliw ą. Po pierwsze, decyzjęo wojnie ma prawo podejmować tylko uprawniona do tego władza. W okresie średniowiecza jasne głoszenie przez Kościół tego warunku przyczyniło sięistotnie do przezwyciężenia plagi wojen prywatnych, w naszym wieku XX plaga ta pojawiła sięw nowej postaci, jako zorganizowany terroryzm.
Warto tu przypomnieć, że według nauki świętego Tomasza "rządy słuszne i sprawiedliwe, jakie przystoją wolnym, mają miejsce wtedy, kiedy rządzący porządkuje społeczność wolnych ku dobru wspólnemu społeczności”. Stąd płynie drugi warunek wojny sprawiedliwej: decyzja o wojnie – podjęta przez kompetentn ą władzę – musi być rzeczywistym aktem władzy, a nie aktem tyranii czy awanturnictwa. Zatem muszą istnieć sprawiedliwe i wystarczająco doniosłe powody, żeby do wojny przystąpić, a bezkrwawe środki obrony muszą rzeczywiście być wyczerpane.
Wreszcie trzeci warunek wojny sprawiedliwej: nie tylko powód, ale również cel wojny, użyte środki oraz duchowa postawa walczących powinny być sprawiedliwe. "Otóż może sięzdarzyć – naucza święty Tomasz – że nawet jeżeli wojna została podjęta przez uprawnioną do tego władzęi ze sprawiedliwego powodu, będzie to jednak wojna niegodziwa, a to ze względu na przewrotną intencję”. I na potwierdzenie tej tezy przytacza Tomasz następującą wypowiedź świętego Augustyna: "Żądza zadawania krzywdy, okrucieństwo w stosowaniu odwetu, duch zawziętości i nieprzejednania, dzikość w dążeniu do nowej wojny, żądza panowania, itp. – to wszystko w wojnach słusznie oskarżamy”.
Rzecz jasna, naiwnością byłoby idealizowanie dawnych wojen. Wojna jest zawsze miejscem nasilonego ujawniania sięciemnych namiętności i barbarzyństwa, i niejednokrotnie ludzkie zaślepienie oceniało dokonywaną przez siebie agresjęi okrucieństwa jako wojnę sprawiedliwą. Ale faktem jest również to, że sformułowane przez nauczycieli Kościoła zasady wojny sprawiedliwej realnie wpływały na ludzkie poglądy i postępowanie. Najazdy tatarskie między innymi dlatego wywarły tak głębokie wrażenie w ówczesnej Europie, że przeciwnik nie respektował obowiązujących na wojnie zasad, które wydawały sięoczywiste i powszechnie przyjęte.
Do roli symbolu urósł wyegzekwowany przez Stolicę Apostolską na parędziesiątków lat zakaz używania kuszy jako broni nazbyt okrutnej, a wypracowany w okresie średniowiecza etos rycerski nawet dzisiaj znajduje jakieś odzwierciedlenie w samoświadomości środowisk wojskowych ("honor oficerski”, "splamienie munduru”, itp.) oraz w konwencjach międzynarodowych (niestety, często łamanych), mających na celu stępienie okrucieństwa wojny. Niestety, w czasach nowożytnych wojna stała się zjawiskiem gruntownie odmiennym od wojen dawnych. Spróbujmy wyliczyć podstawowe zmiany, które nowożytnym wojnom nadały zupełnie nowy kształt.
Po pierwsze, w ślad za rewolucyjną Francją oraz Francją Bonapartego państwa zaczęły wprowadzać powszechny obowiązek służby wojskowej. Pierwotnym celem tak głębokiej militaryzacji państwa było zbudowanie "nowego świata”, gruntowne przeobrażenie porządku społecznego i politycznego w Europie. Inne państwa, broniąc się przed zagrożeniem ze strony państwa "prometejskiego”, też zaczęły wprowadzać u siebie powszechną służbę wojskową. I chociaż ideologiczne zakusy Francji z przełomu XVIII i XIX wieku, a również w wieku XX hitlerowskich Niemiec i bolszewickiej Rosji zostały złamane, powszechna służba wojskowa pozostała już instytucją trwałą, co wpływa w sposób oczywisty na to, że od dwustu lat wojny osiągają skalę przedtem niespotykaną.
Po wtóre, również trwałą instytucją stał sięw naszych czasach wyścig zbrojeń. Zasada si vis pacem, para bellum była znana już starożytnym Rzymianom, ale rozumiano ją raczej w sensie statycznym: że państwa nie powinny aż do tego stopnia lekceważyć swojej obronności, by wystawiać przez to inne państwa na pokusęagresji. Otóż w naszych czasach równowaga zbrojeń zaczęła być postrzegana jako coś dynamicznego, co ze strony poszczególnych państw wymaga coraz większego wysiłku, żeby sięnie dać prześcignąć innym. Momentem przełomowym, w którym uruchomiła sięta obłędna dynamika wyścigu zbrojeń, był prawdopodobnie rok 1870, rok największego zapewne błędu politycznego, jaki został popełniony w XIX wieku. Mam na myśli, rzecz jasna, decyzję Bismarcka, ażeby utworzenie cesarstwa niemieckiego ogłosić w Wersalu, siedzibie królów francuskich. Z góry można było przewidzieć, że tak głębokie upokorzenie dumy narodowej musiało wzbudzić we Francuzach potrzebę rewanżu. Z kolei zbrojenie sięsąsiada, daleko przekraczające zwyczajne zbrojenia obronne, zmusi ło Niemcy do zwiększania własnego wysiłku zbrojeniowego – i tak rozpędził siękorkociąg, który wciągnął w wyścig zbrojeń praktycznie wszystkie państwa europejskie.
O tym, że zarówno powszechny obowiązek służby wojskowej, jak i wyścig zbrojeń długo jeszcze były odczuwane w niektórych środowiskach jako niebezpieczna innowacja, niech świadczy ton, w jakim przeciwko jednemu i drugiemu protestuje, w encyklice Praeclara gratulationis z 20 czerwca 1894 roku, papież Leon XIII: "Mamy przed oczyma obecną sytuację Europy. Przez wiele już lat żyje ona w pokoju bardziej pozornym niż rzeczywistym. Prawie wszystkie narody, ogarnięte wzajemnymi podejrzeniami, prześcigają się w przygotowywaniu się do wojny. Młodzież, pomimo właściwego dla tego wieku braku doświadczenia, wystawiana jest na niebezpieczeństwa życia żołnierskiego, z dala od rady i pouczeń rodziców. Chłopcy, którzy osiągnęli właśnie szczyt swoich męskich sił, odciągani są od uprawiania pól, od studiów, od handlu, od zajmowania sięsztuką, aby nosić broń. Pociąga to za sobą wielkie koszty, które wypróżniają skarb państwa, uderzają w dostatek narodów oraz w majątki prywatne. I już nie można dłużej znieść tego obecnego pokoju, który wymaga tylu zbrojeń”.
Zauważmy jednak, że jakiś wyścig zbrojeń zapewne miałby w Europie miejsce nawet bez fatalnych wydarzeń 1870 roku. Wiek XIX był świadkiem niespotykanego dotychczas w historii przyspieszenia rozwoju technicznego. Otóż poziom wzajemnego zaufania między państwami oraz poziom rozwoju struktur międzypaństwowych był wówczas zbyt niski, żeby państwa ówczesne mogły sięzdobyć na wspólne kontrolowanie rozwoju technik wojskowych. W sytuacji ogólnego rozwoju techniki wyzwoliło to rywalizację między mocarstwami w tworzeniu – w tajemnicy jedni przed drugimi – coraz nowszych i coraz bardziej śmiercionośnych narzędzi wojny.
Tak się nieszczęśliwie złożyło, że epoka wspania łego rozwoju techniki jest zarazem epoką głębokiego kryzysu moralnego. Toteż rozwój technik wojennych dokonywał sięz całkowitym niemal pominięciem elementarnej wrażliwości moralnej. Skonstruowano różnorodne narzędzia masowego i przypadkowego zabijania, takie jak miny, granaty, karabiny maszynowe, bomby, gazy trujące, itp. – skierowane w znacznej mierze przeciwko ludności cywilnej.
W ten sposób doszliśmy do trzeciej, szczególnie nieludzkiej zmiany, jaka dokonała sięw naszym pojmowaniu wojny: demiurgowie wojen w naszej epoce nie czują się już związani prawem moralnym ani tradycyjnymi ograniczeniami, jakich niegdyś wodzowie i wojownicy starali się przynajmniej ogólnie przestrzegać. Działania wojskowe przeciwko ludności cywilnej stały sięzwyczajnym i oczywistym elementem wojen współczesnych. Podczas II wojny światowej, kiedy niezliczone tysiące starców, kobiet i dzieci zginęły od bomb nieprzyjacielskich, przeciwko bombardowaniu miast przeciwnika protestował chyba jeden tylko anglikański biskup Chichester, George Bell. Podobno jeden z NATO-wskich planów strategicznych wojny z blokiem komunistycznym przewidywał zrobienie atomowego pasa zaporowego na linii Wisły – bo to w gruncie rzeczy mało ważny drobiazg, że na tym terenie mieszkają miliony ludzi. Już sam pomysł wyprodukowania bomby atomowej łamał podstawową regułę wojen tradycyjnych, że zabijanie dopuszcza sięna wojnie jedynie jako zło nieuniknione, nigdy jednak nie może być ono celem wojny. O regule tej praktycznie zapomniano na długo przed wynalezieniem bomby atomowej. Można tu przypomnieć opowieść profesora Malinowskiego, jak to próbował wytłumaczyć pewnemu ludożercy rozmiary bitwy pod Verdun. W żaden sposób nie mogło się w głowie pomieścić owemu Triobrandczykowi, że można było zabić tyle tysięcy ludzi. "Przecież nikt nie zje takiej góry mięsa!” – uzasadniał swoją nieufność, że tak absurdalna rzeź mogła gdzieś mieć miejsce. "Wówczas pomyślałem sobie smętnie – zanotował Bronisław Malinowski – kto tu jest większym barbarzyńcą: czy ci poczciwi ludożercy, czy my, Europejczycy, którzy jednak naprawdę potrafimy urządzać takie masowe rzezie, jak pod Verdun”.
W drugiej połowie XX wieku ludzkość osiągnęła zdolność do wywołania wojny idealnie absurdalnej – wojny, która byłaby gruntownie niemoralną i bezsensowną orgią niszczycielską, zakończoną, być może, zniszczeniem życia na ziemi, a w każdym razie zniszczeniem naszego gatunku.
Paradoksalnie, sytuacja ta pobudziła nadzieję na bardziej radykalne uśmierzenie plagi wojen, jaka od wieków trapi ludzkość. Wspomnieliśmy już, że równie ż w naszym pokoleniu Kościół katolicki wyraźnie naucza, że ludzie i państwa mają prawo do obrony własnej. Konsekwentnie, zarówno ostatni Sobór, jak i Katechizm Kościoła Katolickiego jednoznacznie bronią moralnej prawomocności służby wojskowej, jak prawa państwa do nakładania obronnych powinności na swoich obywateli.
Zarazem – chyba po raz pierwszy w dziejach Kościoła – na wojnęobronną rozciągnięto zasadę stosowaną tradycyjnie do obrony prywatnej oraz do obrony przed rządami tyrańskimi we własnym kraju: że nie wolno podejmować obrony, jeśli wiąże się to z poważnym ryzykiem sprowadzenia jeszcze większego zła niż to, które w wysiłku obronnym pragnie się usunąć. Otóż Katechizm tak oto określa jeden z czterech warunków moralnej dopuszczalności wojny obronnej: "aby użycie broni nie pociągnęło za sobą jeszcze poważniejszego zła i zamętu niż zło, które należy usunąć. W ocenie tego warunku należy uwzględnić potęgęwspółczesnych środków niszczenia” (nr 2309). W myśl tej nauki, wchodzenie w wojnę, choćby z powodów ściśle obronnych, realnie grożącą konfliktem atomowym, byłoby więc zawsze decyzją niemoralną.
Wysiłek na rzecz pokoju widzi się w społecznej nauce Kościoła w skali rzeczywiście najszerszej: Z jednej strony, "nie da sięosiągnąć pokoju na ziemi bez obrony dó osoby ludzkiej, swobodnej wymiany myśli między ludźmi, poszanowania godności osób i narodów, wytrwałego dążenia do braterstwa”. Toteż za pokój na ziemi odpowiedzialny jest naprawdękażdy z nas: "Przywódcy bowiem ludów, będąc poręczycielami wspólnego dobra swego narodu, a zarazem sprawcami dobra całego świata, bardzo zależą od opinii i nastrojów duchowych szerokich rzesz społeczeństwa”.
Z drugiej zaś strony, należy myśleć o takiej instancji międzynarodowej, która rozporządzałaby realnymi środkami, pozwalającymi kierować podejmowanym przez państwa procesem rozbrojenia aż do, co daj nam Boże, zakazu wszelkiej wojny.
Na razie zaś trzeba troszczyć sięo zwiększanie wzajemnego zaufania między państwami, wypracowanie i przestrzeganie zgodnych z prawem moralnym zasad rozwiązywania sporów, a także o stopniowe ograniczanie handlu bronią i wprowadzanie w całą tę dziedzinęładu moralnego. Nie jest bowiem rzeczą słuszną traktowanie broni na równi ze zwyczajnymi dobrami gospodarczymi, które są przedmiotem produkcji i handlu; broń bywa przecież, i to często, używana do złych celów.

Książka "Wojna o pokój? O wojnie i pokoju widzianych oczami chrześcijanina" - o. Jacek Salij OP - oprawa miękka - Wydawnictwo M.

Spis treści:

Słowo od wydawcy
Skąd się biorą wojny?
Moralna problematyka wojny i pokoju dzisiaj
Problem pacyfizmu
Przebaczenie i miłość nieprzyjaciół po polsku
Przyczyny rozbicia między ludźmi i drogi pojednania
Dość to trudne: różnić się pięknie
Problem odmowy służby wojskowej na Soborze Watykańskim II