pokaz koszyk
rozwiń menu
tylko:  
Tytuł książki:

Tajemnice templariuszy i upadek Królestwa Jerozolimy

Autor książki:

Vittorangelo Croce

Dane szczegółowe:
Wydawca: Wydawnictwo M
Oprawa: twarda
Ilość stron: 220 s.
Wymiar: 150x210 mm
EAN: 9788372218308
ISBN: 83-7221-830-7
Data: 2005-03-14
Cena wydawcy: 30.00 złpozycja niedostępna

Opis książki:

Autor dokonuje przeglądu zakonów rycerskich stanowiących siłę obronną Królestwa: szpitalników, krzyżaków, lazaretańczyków i bożogrobców, koncentrując się na Zakonie Świątyni, najsłynniejszym, owianym mgłą tajemnicy (między innymi ze względu na słynnego Bafometa), najbardziej uprzywilejowanym, nietykalnym, dumnym, pozbawionym skrupułów, niezmordowanym obrońcy Królestwa Jerozolimskiego.
FRAGMENT
I
Atak na Królestwo Jerozolimskie. Mamelukowie
Sułtan Bajbars. Zdobycie Cezarei, Hajfy, Arsufu, Toronu, zamków templariuszy w Safadzie i Jafie i twierdzę Beaufort. Zburzenie Antiochii i koniec księstwa. Hugon III, król Cypru, otrzymuje koronę Jerozolimy. Sułtan zdobywa szturmem fortecę templariuszy - Safitę, Krak des Chevaliers i Akkar szpitalników, a także Montfort należący do Zakonu Krzyżackiego. Okrutne listy sułtana. Otrucie i śmierć. Ruku ad-Din Bajbars Bundukdari był pochodzenia tureckiego, z plemienia Kipciak. Został kupiony na targu, jako niewolnik, przez emira Bundukdara, który przeznaczył go do oddziału mameluków. Jako że Bajbars wykazał się wyjątkowym talentem żołnierskim, szybko zdobył sławę, której towarzyszyły licznie odniesione sukcesy. Przypisywano mu, między innymi, morderstwo na sułtanie Turanszahu, którego dopuścił się zdradziecko w dramatycznych okolicznościach dnia 2 maja 1250 roku. W tamtym okresie Bajbars dowodził oddziałem mameluków "Bahrid". Hordy te, złożone z przysposobionych do walki i niezwykle zwinnych w bitwie tureckich i czerkieskich niewolników, zdobyły rozgłos i potęgę: było to doborowe wojsko, zwarte i silny, gotowy zaatakować każdego przeciwnika. Turanszah, pod koniec jednej z uczt, obraził owych wojowników, po czym został przez nich zaatakowany. Zraniony, zdołał uciec, poszukując schronienia we wzniesionych wzdłuż wybrzeży Nilu drewnianych fortyfikacjach. Bajbars wydał swoim żołnierzom rozkaz podpalenia całej struktury. Turanszah, ciężko poparzony i pokryty krwią wypływającą z odniesionych razów, wskoczył do wód rzeki. Chociaż udało mu się uniknąć większości wypuszczanych w jego stronę strzał, Bajbars nie miał nam nim litości i głuchy na błagania sułtana, dorwał go w wodzie i zabił kilkoma cięciami miecza. Ciało przez wiele dni pozostało bez pochówka. W ten sposób Bajbars odkrył przed światem swoją prawdziwą naturę. W 1259 roku, kiedy Mongołowie zagrozili Palestynie, wojownicza kasta mameluków znajdowała się u szczytu swojej militarnej potęgi i nie mogła tolerować takiej inwazji. Saif ad-Din Kutur, sułtan Egiptu, nie miał żadnych wątpliwości co do kroków jakie należało podjąć. Wraz z licznymi siłami mameluckimi wyruszył z zamiarem przekroczenia obszarów Palestyny. Aby uspokoić chrześcijańskich baronów, obiecał im, iż sprzeda po bardzo niskiej cenie konie, które zostaną przejęte podczas bitwy. Starł się z wojskiem mongolskim w pobliżu Źródła Goliata, Ain Dżalud. W tej decydującej dla islamu bitwie, Bajbars okrył się chwałą. Sułtan Kutur przekazał mu dowodzenie nad nielicznych oddziałami, z którymi miał stawić czoła nieprzyjacielowi, podczas gdy cała wielka armia miała pozostać ukryta pomiędzy roślinnością i w wąwozach pobliskich wzgórz. Bajbars walczył zaciekle, angażując w starciu całą hordę mongolską, po czym udał, iż słabnie i zaczął wycofywać się, nie łamiąc jednak szeregów i ani na chwilę nie przerywając walki z wrogiem. Kitboga, wódz Mongołów, uwierzył, iż trzyma już zwycięstwo w garści i natarł z całą siłą, przerywając bojowy szyk. Bajbars, wycofując się, podprowadził nieprzyjaciela w miejsce, gdzie czekał na niego sułtan z resztą armii. Nagły atak świeżych oddziałów, nacierających ze wszystkich stron, rozproszył Mongołów. Kitboga, znalazłszy się w pułapce, aż do ostatniej chwili stawiał opór: kontynuował walkę nawet wówczas, kiedy zabito mu konia. W końcu jednak został pojmany. Mamelukowie ścięli mu głowę, łamiąc w ten sposób zwyczaj, który nakazywał darować życie walecznemu dowódcy, nawet jeśli został on pokonany. Jednak te rycerskie reguły straciły wszelką wartość dla wojowników, którzy teraz zdobyli władzę. Mamelukowie zaprowadzili rządy terroru. Chrześcijańscy baronowie otrzymali swoją mierną zapłatę: zakupili konie za jedną trzecią wartości, nie umieli jednak docenić powagi tego, co rozegrało się niemalże na ich oczach. Nowa kasta wojowników po zwycięstwie przy Źródle Goliata utrwaliła swoją potęgę. Owa militarna dominacja miała przetrwać dwa wieki, a zniszczenia i śmierć dotknąć miały również chrześcijan z Outremer. Po zdobyciu Damaszku i Aleppo Kutur postanowił powrócić do Egiptu. Bajbars po raz kolejny wykazał się wybitnymi umiejętnościami dowódczymi, co nie umknęło uwagi innych mameluckich dowódców, doświadczonych żołnierzy, których cechowała zdolność właściwej oceny. Wielkie ambicje pchnęły go do tego, by poprosić swojego pana o przekazanie mu urząd zarządcy Aleppo. Kutur, zaniepokojony rosnącą sławą swojego dowódcy, odmówił szorstko, czego Bajbars nie potrafił mu darować. Kiedy wojsko dotarło już do Egiptu, wykorzystał chwilę, w której sułtan oddalił się od obozowiska, dogonił go wraz z kilkoma poplecznikami i w zdradziecki sposób wbił mu sztylet w plecy. Następnie powrócił do obozowiska i bezwstydnie ogłosił, iż jest zabójcą Kutura. Dowódcy wojska posadzili go na tronie i ogłosili sułtanem. A stało się to dnia 23 października 1260 roku. Bajbars, trzeci sułtan mameluków, miał wówczas pięćdziesiąt lat. Był mężczyzną o korpulentnej budowie ciała, miał ciemną karnację, błękitne oczy i donośny głos, wyćwiczony podczas wieloletniego dowodzenia i wydawania rozkazów. Sułtanat mamelucki w Egipcie nie należał do łatwych urzędów, mimo tego nowy sułtan okazał się rozsądnym politykiem. Przede wszystkim zatroszczył się o przyznanie sobie religijnego poparcia. Ponieważ był pozbawiony wszelkich skrupułów, stworzył na własny użytek urząd kalifa, na który mianował niejakiego Ahmada. Oddał mu cześć, jako religijnemu zwierzchnikowi islamu, pozbawił jednak wszelkiej faktycznej władzy. Kiedy Ahmad został zabity podczas jednej ze zbrojnych utarczek, Bajbars mianował na ten urząd jednego z jego synów. Następnie wyruszył przeciwko emirowi Sindżaru, który w Damaszku wzniecił bunt, pokonał go i przejął pełną kontrolę nad miastem. Kolejnym posunięciem sułtana było przekazanie Al-Aszrafowi, potomkowi Saladyna i jednemu z ostatnich przywódców z kurdyjskiej dynastii Ajjubidów, zwierzchnictwa nad Himsem, które sprawował aż do dnia swojej śmierci. Egipt z pokorą zaakceptował nowego pana i jego decyzje. Kiedy tytuł sułtana, który Bajbars sobie przyznał, został wzmocniony i uprawomocniony, zaczął sprawować faktyczne rządy, a jednocześnie zainicjował przygotowania do najazdu na Królestwo Jerozolimy oraz Księstwo Antiochii. Długi okres względnego pokoju dobiegł końca. W 1263 roku sułtan splądrował Nazaret i zburzył kościół Najświętszej Marii Dziewicy, zaatakował również Akkę, lecz wycofał się z oblężenia, za to doszczętnie spalił uprawy chrześcijańskie wokół Góry Karmel. Działania te były tylko zwykłymi ostrzeżeniami, gdyż burza nadciągnęła na Królestwo dopiero w 1265 roku. Bajbars wyruszył z Egiptu mając pod swoimi rozkazami potężną armię. Najpierw zaatakował Cezareę, którą zniszczył, później zaś natarł na Hajfę i zniósł ją dosłownie z powierzchni ziemi, natomiast mieszkańców, którzy nie zdołali uciec, zmasakrował. Jedynie zamek templariuszy w Attalii zdołał wytrzymać napór. Sułtan zaatakował też Arsuf, w którym podczas II Krucjaty Ryszard Lwie Serce pokonał Saladyna. Arsuf należał do szpitalników, którzy już wcześniej zatroszczyli się o porządne fortyfikacje. Jednak muzułmańskie katapulty poradziły sobie z murami i na nic się zdała waleczność obrońców: dnia 29 kwietnia miasto padło. Chociaż sułtan zobowiązał się, że pozwoli obrońcom zachować wolność, po przejęciu miasta z absolutną obojętnością pogwałcił złożoną przysięgę i wszystkich uwięził. Hajfa i Arsuf były dwoma silnymi punktami obrony Królestwa, dlatego też ich szybka kapitulacja zaalarmowała chrześcijan. Nieprzyjacielem nie był już dobroduszny i lojalny Saladyn, respektujący dane słowo, ani też tolerancyjny Al-Adil, subtelny polityk skoncentrowany przede wszystkim na rozwoju handlu, tak przecież istotnego zarówno dla jego imperium, jak i dla Outremer. Teraz przeciwnikiem było potężne wojsko, złożone z okrutnych wojowników żądnych łupów i grabieży, dowodzone przez podstępnych i pozbawionych skrupułów sułtanów. Templariusze i szpitalnicy stanowili co prawda prawdziwą i niestety jedyną siłę, jednak ich obecność na tamtych obszarach miała na celu zasadniczo gromadzenie coraz większych bogactw. Kiedy Bajbars okazał się skłonny do wymiany jeńców, zakony rycerskie sprzeciwiły się wysuniętej propozycji, aby nie utracić w ten sposób darmowej siły roboczej, będącej źródłem znacznych zysków. W porażce pod Arsufem szpitalnicy stracili - wśród zabitych i wziętych do niewoli - aż dwustu siedemdziesięciu rycerzy: była to niepowetowana szkoda dla zakonu. Templariusz Ricaut Borromel napisał w języku prowansalskim pełen goryczy poemat, żaląc się na brak uwagi ze strony Chrystusa, jaką powinien skierować na Królestwo, zapominając przy tym, iż wina leżała jedynie po stronie baronów, którzy zrezygnowali z wszelkiej działalności politycznej i militarnej. Po zdobyciu Arsufu, Bajbars, pozostawiwszy kilka oddziałów na zajętych terenach, powrócił do Egiptu z większością swojego wojska. Królestwo Jerozolimy po raz kolejny uszczupliło się: teraz granica przebiegała w pobliżu Akki. Jego schyłek był już bliski i nieunikniony. Ilkcham Hulagu, Mongoł, zmarł dnia 8 lutego 1265 roku, a śmierć ta w niemałym stopniu przyczyniła się do kolejnych sukcesów Bajbarsa. Nie przebrzmiały jeszcze bolesne echa po ostatniej wyprawie, a był on już gotów do następnej walki. W maju roku 1266 dwie mameluckie armie wyruszyły z Egiptu: na czele jednej stał sam sułtan, zaś drugą dowodził zdolny emir Kalawun. Bajbars skierował się ku Akce, zdawszy sobie jednak sprawę, iż komandoria ta była jeszcze zbyt silna, zaniechał ataku. Było to trzecie natarcie na tę tak ważną strategicznie twierdzę, sułtan jednak nie był jeszcze gotów zaryzykować ewentualnej porażki. Pamiętał, iż Akka już w 1089, dzięki naturalnemu ukształtowaniu terenu oraz sprzyjającej lokalizacji portu - pozostającego poza zasięgiem nieprzychylnych wiatrów - przez dwa lata odpierało chrześcijańskie ataki. A ponad to, tak jak wszyscy muzułmańscy sułtani, dobrze znał kapryśny charakter swoich emirów (również Saladyn bardzo się go obawiał), gotowych trwać przy nim w zwycięstwach, lecz porzucić w przypadku niepowodzenia. Dlatego też skierował się na Montfort, pozostający w rękach krzyżaków, a następnie rozpoczął ofensywę przeciwko jednemu z ważniejszych punktów na mapie templariuszy, Safadzie. Forteca ta wznosiła na wyżynie, w niewielkiej odległości od Kafarnaum, w pobliżu Morza Tyberiadzkiego: rozciągał się z niej widok na całą Galileę, a spoglądając w kierunku morza można było dostrzec nawet Akkę. Safad, posiadający potężne mury opatrzone wieloma wieżami, został wyposażony we wszystko, co wówczas sprzyjało obronie militarnej: w machikuły przejęte od Bizantyjczyków; w opuszczane bramy, znane już przez Rzymian; w wejście osłonięte rampą; w podwójną obręcz gładkich murów, aby nie dostarczać punktów zaczepu dla haków; w skierowane ku ziemi otwory strzelnicze dla łuczników. Mamelukowie, zabezpieczani machinami oblężniczymi, zaatakowali z gwałtownością i determinacją dnia 7 lipca, nie zdołali jednak nawet przybliżyć się do murów. Garnizon obronny stanowili templariusze, którzy słynęli z waleczności, oraz turkopole, czyli miejscowa ludność nawrócona na chrześcijaństwo i wciągnięta w szeregi Świątyni do pełnienia funkcji pomocniczych. Przez wiele dni kusze i manganele nieustannie bombardowały mury fortecy. Trzynastego dnia oblężenia Bajbars na nowo przypuścił zmasowany atak, ale obrońcy odepchnęli go, przysparzając ciężkich strat w ludziach. 19 lipca mamelukowie zdołali w kilku punktach przezwyciężyć wały, zostali jednak zatrzymani przez niezwyciężonych obrońców już na murach twierdzy. Rozzłoszczony militarnymi porażkami sułtan wysłał posłów, aby zaproponować wolność tym z turkopoli, którzy zdecydują się zdezerterować i tym samym zasiać wśród oblężonych podejrzenie o zdradę. Templariusze stracili zaufanie do swoich pomocników, zaś wielu Syryjczyków oddało się w ręce nieprzyjaciela. Oblężenie zostało zintensyfikowane, machiny wojenne nie ustawały ani w dzień, ani w nocy, stawiając cały system obronny zamku przed ciężką próbą. Wycieńczeni rycerze Świątyni zaproponowali kapitulację, pod warunkiem jednak, iż zachowają życie i będą mogli udać się do Akki. Bajbars zgodził się. Bramy miasta zostały otworzone, lecz sułtan, kiedy Safad był już w jego rękach, wydał rozkaz, aby ścięto wszystkich obrońców, a ich głowy nadziano na długi rząd pali, które otaczały mury miasta. Sułtan trzymał już w garści całą Galileę. Ruszył więc w głąb, poza Akkę: zdobył Toron, zszedł ku wybrzeżu, siejąc śmierć i przerażenie, a kiedy nastała jesień, wycofał się. Chrześcijanie podjęli się wówczas słabej kontrofensywy, ponieśli jednak ciężkie straty i schronili się w Akce. Podczas gdy Bajbars prowadził kampanię w Galilei, druga armia mamelucka dowodzona przez najzdolniejszego emira egipskiego, Kalawuna, podążyła na terytorium Trypolisu, a następnie skierowała się na północ, gdzie najechała na Cylicję, przekraczając Góry Amanos. Kalawun splądrował Ajasz, Adanę i Tars, a oddziały Al-Mansura z Hamy wyruszyły aż pod stolicę Armenii, Sis, gdzie jego żołnierze spalili do szczętu katedrę i wycięli kilka tysięcy mieszkańców. Mamelukowie, na początku jesieni wycofali się do Aleppo, pędząc blisko czterdzieści tysięcy jeńców i prowadzą karawany obładowane bogatymi łupami, w złocie i srebrze. Królestwo Cylicji zostało doszczętnie zniszczone. Do chrześcijan, którzy przechwalali się jeszcze przed kampanią swoją siłą, Bajbars skierował z wyniosłością takie oto słowa: "Przyjdźcie i policzcie moich jeńców, przewyższają ilością potrójną liczbę waszych żołnierzy". Chrześcijanie poprosili o rozejm. Okrucieństwo mameluckiego sułtana przerażało ich, jego żądne krwi hordy wojowników były niezwyciężone, zaś przyszłość jawiła się w czarnych kolorach. Bajbars zaprosił posłów do Safadu, ci jednak, kiedy przybyli do twierdzy i zobaczyli czaszki templariuszy nadziane na pale okalające mury, zostali porwani przez tak wielkie strach, iż wycofali się. Zaledwie kilka miesięcy później, bo już w lutym 1168 roku, sułtan wraz ze swym wojskiem odzianym w stroje z jaskrawego i grubego jedwabiu, znowu był w marszu, tym razem zdecydowany zlikwidować ostatnie chrześcijańskie fortece. Zaatakował Jafę, które pozostawało pod władaniem Gwidona z Ibelinu. Miasto było praktycznie bezbronne, ponieważ Jan, ojciec Gwidona, szanowany przez muzułmanów jurysta, zawarł z Bajbarsem traktat rozejmowy. Zmarł jednak na wiosnę 1266 roku, a jego syn, Gwidon, nie miał już tak wielkiego autorytetu. Żywił on nadzieję, iż sułtan będzie honorować podpisany pakt. Sułtan jednak postanowił zignorować go i w ciągu jednego dnia zdobył twierdzę, zalewając wszystko - już tradycyjnie - morzem krwi. Po tym zwycięstwie zajął również zamek templariuszy, Beaufort. Teraz kusiła go Antiochia, będąca najbogatszym miastem należącym do Outremer i kryjąca w sobie wielkie ilości złota i srebra. 14 maja mamelukowie stanęli pod miastem. Przerażeni antiocheńczycy obserwowali z murów rzekę piechurów i konnych wojowników, a za nimi dziesiątki machin wojennych, która w rytm bębnów i przy dźwiękach nagarry powoli sunęła w ich stronę. Pośród swoich żołnierzy jechał sam sułtan. Miasto zostało oblężone. Obrońcy, zbierając w sobie całą odwagę, zdecydowali się na całkiem bezcelowy i pochopny wypad: mamelukowie wybili całą drużynę. Z impetem przystąpiono do pierwszego ataku, który jednak obrońcy odepchnęli. Machiny przystąpiły do metodycznego ostrzeliwania całego wału obronnego, podczas gdy niektóre oddziały już zajęły port Saint-Siméon, uniemożliwiając nie tylko jakąkolwiek pomoc mogącą nadciągnąć od strony morza, lecz także odcinając miastu jedyną drogę ucieczki. Załoga była zbyt szczupła, aby wytrzymać oblężenie. Została dosłownie zdziesiątkowana przez kule i groty wypuszczane z katapult i kusz. Kiedy umocnienia zdawały się już być pozbawione wszelakiej obrony, Bajbars wydał rozkaz, aby zaatakowano na całej szerokości murów. Oblężeni bronili się do ostatnich sił, wielokrotnie odpychając mameluków, w końcu jednak pewna część fortyfikacji zawaliła się i przez powstały wyłom cała horda mamelucka wtargnęła do środka. To był koniec Antiochii. Perfidia i okrucieństwo sułtana sprawiły, iż wydał on swoimi emirom rozkaz, aby zamknęli wszystkie bramy miasta. Wewnątrz tej ogromnej klatki rozpoczęto prawdziwą masakrę. Zgromadzony łup był bajecznych ilości, go tego stopnia, iż złote monety dzielono pomiędzy żołnierzami garncami, a cena niewolników spadła: aby kupić jedną dziewczynkę wystarczyło tylko pięć drachm, każdy był więc w stanie wejść w posiadanie przynajmniej jednej niewolnicy. Wszystko zostało rozgrabione i splądrowane. Księstwo Antiochii, pierwsze państwo założone przez Franków w Outremer, które od początków historii krucjat rywalizowało z Królestwem Jerozolimy, teraz po 171 latach przestało po prostu istnieć. To, co się wydarzyło w Antiochii, wywarło przerażające wrażenie na arabskich kronikarzach: nie pochwalali oni dokonanej rzezi, chociaż krzyżowcy, kiedy w 1099 roku zdobyli Jerozolimę, postąpili w analogiczny sposób. Templariusze zdali sobie wówczas sprawę, iż nie zdołają utrzymać swoich zamków położonych w Górach Amanos i wycofali się. Postanowili pozostawić je na pastwę losu. Pokonanemu księciu Boemundowi VI, który w chwili przegranej znajdował się w Trypolisie, Bajbars przesłał wiadomość pełną aroganckich słów i przerażających przechwałek, wiadomość bogatą w okrutne szczegółu i szyderstwa. Prześledźmy interesującą relację arabskiego kronikarza i biografa sułtanów, Bajbarsa i Kalawuna, Ibn Abd az Zahira : [...] Sułtan rozkazał wówczas, aby napisano do Księcia list, w którym zwiastuje mu się zdobycie miasta i stratę przez niego poniesioną ze względu na jego przejęcie. Zwyczajem jest u Franków, iż tytuł księcia nadaje się jedynie panu Antiochii: autor zwrócił się więc do Boemunda, stosując tytuł hrabiego, jako że Antiochia nie pozostawała już pod jego władaniem [...].
Oto tekst listu:
Hrabia Taki a Taki, głowa wspólnoty chrześcijańskiej, sprowadzony do (zwykłego) tytułu hrabiowskiego - niech Bóg wskaże mu właściwy kierunek, uczyni jego celem dobro i sprawi, aby wziął do serca dobrą radę - wie już, jak ruszyliśmy przeciwko Trypolisowi i zniszczyliśmy samo centrum jego dominiów; widział on już ruiny i rzeź, jakie pozostawiliśmy po naszym odejściu i jak kościoły zostały zmiecione z powierzchni ziemi, a każdy dom legł w gruzach, a ofiary zgromadzone na wybrzeży morza, jako wyspy trupów, a ludzie zmasakrowani, a synowie wzięci do niewoli, a wolne kobiety zniewolone; a drzewa ścięte, pozostawiwszy tylko te, które, jeśli Bogu się spodoba, posłużą jako wiązania dla katapult i dla kurtyn, a dobra zagrabione, wraz z kobietami i dziećmi i bydłem, tak iż biedny się wzbogacił, kawaler założył rodzinę, słudze zaczęto usługiwać a pieszy wsiadł na koń. To wszystko działo się pod twoimi oczami, jak pod oczami człowieka pokonanego przez śmiertelne zemdlenie; a kiedy słyszałeś jakiś głos, krzyczałeś w strachu: "Mnie się należy ta chłosta!". Oddaliliśmy się od ciebie, lecz jak ktoś, kto potem wraca, i powtórzyliśmy twoją całkowitą klęskę, ale jedynie przez określoną ilość dni; jak pozostawiliśmy twoje miasto, w którym nie było już ani jednej sztuki bydła, która nie gniłaby pod naszymi stopami, ani dziewczęcia, które nie znalazłoby się w naszej władzy, ani kolumny, która nie zostałaby powalona, ani uczucia, które nie zostałoby przez nas podcięte, ani żadnego twojego dobra, którego byś nie utracił. Żadnej obrony nie mogły już zapewnić spelunki umieszczone na szczytach tym wysokim wzgórzom, ani tym bezbrzeżnym równinom, które przyciągają uwagę wyobraźni. Wiesz, iż odjechawszy od ciebie, nieoczekiwani stawiliśmy się przed twoim miastem, Antiochią, podczas gdy ty nie śmiałeś wierzyć, iż od ciebie odstąpiliśmy; ale skoro odstąpiliśmy, powrócimy z pewnością tam, gdzie stanęła nasza stopa! I oto jesteśmy tutaj, aby powiadomić cię o wydarzeniach, które się dokonały, o totalnej katastrofie, która ciebie dotknęła: wyruszyliśmy od ciebie, z Trypolisu, w środę dwudziestego czwartego dnia shabn, a natarliśmy na Antiochię pierwszego dnia świętego miesiąca ramadan. Kiedy zajmowaliśmy pozycję pod jej murami, wyruszyły z nich drużyny, aby zmierzyć się z nami w walce, zostały jednak rozgromione i chociaż nawzajem się wspomagały, nie odniosły zwycięstwa, a wśród nich pojmany został konetabl. Poprosił on, aby mógł pertraktować z twoimi ludźmi, wszedł do miasta i wyszedł z niego wraz z szeregiem twoich mnichów i najważniejszych popleczników, którzy nam zawierzyli: my ujrzeliśmy, iż popycha ich ta sama twoja rada, iż są zgodni co do strasznych zamiarów, niezgodni w dobru a jednomyślni w złu. Kiedy ujrzeliśmy ich los nieodwracalnie naznaczony i przeznaczoną dla nich od Boga śmierć, odprawiliśmy ich z tymi słowami: "Natychmiast rozpoczniemy oblężenie i jest to pierwsze i ostatnie ostrzeżenie, jakie wam dajemy". I tak powrócili, działając w sposób podobny do twojego, przekonani, iż przyjdziesz im z pomocą wraz ze swoimi rycerzami i piechurami: marszałek jednak w krótkim czasie stracił posłuch, strach ogarnął mnichów. Kasztelan w obliczu klęski poddał się i śmierć zaskoczyła ich z każdej strony. Wzięliśmy miasto szturmem o godzinie czwartej, w sobotę świętego miesiąca ramadan (18 maja) i rozgromiliśmy wszystkich, których ty wybrałeś, aby nad nim mieli pieczę i bronili go. Nie było wśród nich nikogo, kto nie posiadałby jakichś bogactw, a teraz wśród nas nie ma nikogo, kto nie posiadałby kogoś z nich i jego bogactwa. Gdybyś tak mógł zobaczyć swoich rycerzy powalonych pod kopytami koni, swoje domy wzięte szturmem przez łupieżców i rozgrabione przez rabusiów, swoje bogactwa ważone kwintalami, swoje damy sprzedawane po cztery na raz i kupowane za cenę jednego dinara, pochodzącego z twojego skarbca! Gdybyś tak mógł widzieć swoje kościoły z połamanymi krzyżami, synów fałszywych Ewangelii rozproszonych, groby patriarchów przewrócone! Gdybyś tak widział swojego nieprzyjaciela muzułmanina, jak depcze po miejscu odprawiania nabożeństw i mnichów, kapłanów i diakonów z poderżniętymi gardłami na ołtarzu, i patriarchów spoglądających nieustannie na tragedię, i książęta, będących teraz niewolnikami! Gdybyś widział pożary, jak ogarniają twoje domy i waszych zmarłych, jak spalają się w ogniu tego świata, zanim spalą się w ogniu przyszłego; twoje pałace nie do rozpoznania, kościół Świętego Pawła i kościół Kusyn zawalone i zniszczone, wtedy rzekłbyś: "Och, żebym stał się pyłem i nigdy nie otrzymał listu z takimi wieściami"; dusza twoja opuściłaby cię z bólu i ugasiłbyś pożary potokami własnych łez. Gdybyś zobaczył swoje domostwa opróżnione z bogactw, swoich pupili zabranych z Suwaidijja przez twoje statki i twoje galery, dla których stałeś się (w rękach nieprzyjaciela) nienawistny, przekonałbyś się wówczas, iż ten Bóg, który dał ci Antiochię, odebrał ci ją i Pan, który dał ci swoją twierdzę, wyrwał ci ją, wykorzeniając z oblicza ziemi. Wiesz już, że my dzięki Bogu odebraliśmy ci twierdze islamu, które ty przejąłeś. Derkusz i Szaki Kafar Dubbin, i każdą twoją posiadłość na terenie Antiochii; że sprawiliśmy, iż twoi ludzie wyszli z fortec, a my ich złapaliśmy i rozproszyliśmy, z bliska i z odległości; że nie ma już nikogo, kto mógłby nazywać się buntownikiem, za wyjątkiem rzeki, która gdyby mogła, nie zwałaby się tym mianem, i łkała z żałości. Jej łzy kiedyś były przejrzyste, teraz jednak, przez krew, którą wam utoczyliśmy, zabarwiły się na purpurowo. Ten nasz list niesie ci dobrą nowinę twojego bezpieczeństwa i długiego życia, jakim obdarzył cię Bóg sprawiając, iż nie ma cię w Antiochii w obecnej chwili, gdyż przebywasz w innym miejscu, w przeciwnym razie byłbyś teraz albo nieżywy, albo wzięty do niewoli, albo ciężko poraniony. Ocalone życie jest tym, czym się raduje żywy stojąc nad umarłym. Kto wie, może Bóg pozostawił cię jeszcze przy życiu, abyś naprawił wcześniejszy brak posłuszeństwa i służby, jakiej Mu odmówiłeś! Ponieważ nikt nie pozostał przy życiu, aby donieść o zaszłych wydarzeniach, czynimy to my, a ponieważ nie ma nikogo, kto byłby w stanie przekazać ci dobrą nowinę o twoim ocalonym życiu przy utracie całej reszty, my ci ją przekazaliśmy tym pismem do ciebie posłanym, abyś wiedział o faktach, które się wydarzyły. Po tym liście nie będziesz miał powodu, aby posądzać o fałsz żadną z naszych wieści, ani też zwracać się do innych z prośbą o dostarczenie ci informacji. Boemund VI, po przeczytaniu listu oburzył się, iż został przez Bajbarsa zdegradowany do tytułu hrabiego. Kiedy wieść o reakcji księcia dotarła do sułtana, ten ubawił się wielce i opowiedział o wydarzeniu swoim emirom. Jednak troski Boemunda dotyczyły znacznie poważniejszych spraw, niż tylko obrazy. Przeprowadzone kampanie przyniosły Bajbarsowi wielką sławę i rozgłos: jego skarbce pełne były złota, emirowie zadowoleni ze zwycięstwa i łupu, a całe wojsko wychwalało swojego wodza pod niebiosa. Sułtan, kierując się rozsądkiem, postanowił nie kusić losu i pozwolił swoim oddziałom wypocząć. Królestwo Jerozolimy, pozbawione jakiegokolwiek znaczenia militarnego i politycznego, stało się już jedynie czymś na kształt wspomnienia po niedawnej jeszcze potędze. Baronowie rozprawiali o koronie, zapominając, iż tuż za progiem czyha Bajbars. Hugo z Antiochii- Lusignanu, król Cypru, aspirował do korony jerozolimskiej, jednak jego pretensjom sprzeciwiała się Maria, córka Melizandy z Lusignanu. Sporna kwestia została przekazana Sądowi Najwyższemu, który opowiedział się po stronie Hugona, bardziej jednak ze względu na korzyści, niż na prawo. I faktycznie, król Cypru, Hugo III, był młody i przedsiębiorczy, mógł ocalić Królestwo, wyruszyć z Cypru już uzbrojony i pokierować wojskiem. Natomiast młode księżniczki, jak Maria, były już w przeszłości przyczyną rozczarowujących doświadczeń. Koronacja Hugona III na króla Jerozolimy odbyła się dnia 24 września 1269 roku z rąk biskupa Lyddy, w katedrze w Tyrze. Maria jednak nie poddała się tak łatwo i za pośrednictwem papieża Grzegorza X sprzedała swoje prawa do korony za tysiąc złotych monet i znaczną pensję Karolowi Andegaweńskiemu. W tak krytycznym momencie dla istnienia Królestwa doszło do paradoksu. Baronowie nie reagowali, nie docierało do nich, iż ich dochody, posiadłości, by nie mówić już o ideałach, runęły w otchłań. Królestwo Jerozolimy znajdowało się już na równi pochyłej i podążało w kierunku nieuchronnej katastrofy. Nawet Wenecjanie, winni klęski IV krucjaty, którą pokierowali zgodnie z własnymi interesami przeciwko Bizancjum, handlowali z sułtanem Bajbarsem, dostarczając mu po wysokich cenach wielkie ilości drewna do konstrukcji statków wojennych, oraz żelaza do wyrobu broni. Genua, która nie chciała pozostawać w tyle, koncentrując się na handlu niewolnikami, poszukiwała dróg, aby wejść tego dobrze prosperującego obrotu towarami. Obrotu odbywającego się zresztą w świetle dnia. Królestwo Jerozolimy dobrze wiedziało o tych ciemnych interesach, źle widzianych, jednak autoryzowanych przez Sąd Najwyższy w Akce. Król Hugo starał się wyprostować drogi Królestwa, niestety po jego stronie stanęło tylko niewielu baronów, którzy zdołali przeżyć niedawną wojnę z Bajbarsem; zakony rycerskie, pomimo nacisków ze strony nowego pana, postanowiły trzymać się z bogu; Akka była zazdrosna o Tyr, bowiem straty poniesione przez Jerozolimę i inne miasta na wybrzeżu uczyniły ją miastem ważnym i stolicą Królestwa, dlatego też nie życzyła sobie charyzmatycznego króla, który zmienił by dotychczasowe status quo. To nie wszystko. Kiedy Hugo, który dzierżył zarówno koronę Jerozolimy jak i Cypru - fakt o niezwykłej doniosłości - poprosił swoich wasali cypryjskich o zbrojną interwencję dla wsparcia Królestwa Jerozolimskiego, ci odpowiedzieli, iż zobowiązali byli bronić jedynie Cypru, nie można ich było zatem obarczać innymi wyprawami wojennymi. Jeśli król potrzebował zbrojnych, musiał zaciągnąć wolontariuszy. Dodatkowo całą sprawę gmatwały osobiste interesy Karola Andegaweńskiego, dotyczące terenów wokół Morza Śródziemnego. Na szczęście jego uwaga skierowana była na Bizancjum. W tamtej chwili Andegawenowi zależało głównie na tym, aby król Hugo nie zdołał zwiększyć liczby swojego wojska. We wrześniu 1260 roku przybyli do Akki - wraz z kilkoma uzbrojonymi okrętami - infanci Fernando Sanchez i Pedro Fernandez, synowie Jakuba I Aragońskiego z nieprawego łoża. Ożywiani religijnym i wojennym zapałem mieli zamiar zetrzeć się w bitwie z muzułmanami, kiedy jednak zobaczyli trzy tysiące rycerzy mameluckich stacjonujących pod fortecą i dowiedzieli się, iż kilka setek Francuzów zostało zmasakrowanych w zastawionej niedawno pułapce, zmienili zdanie, weszli z powrotem na pokład i wzięli kierunek na ojczystą ziemię. Tego typu wydarzenia miały miejsce także wcześniej. Z Zachodu często przybywały zahartowane w boju kompanie, pragnące walczyć z niewiernymi, zdobyć chwałę i łup, rzeczywistość jednak - jak przekazuje świadek tamtych dziejów, Filip z Novary, dyplomata i uczony w prawie - okazywała się być nieco inna: [...] W tamtym okresie, w roku 1239, zdarzyło się, iż wielka krucjata wyruszyła z królestwa Francji, aby dotrzeć do Ziemi Świętej. W wyprawie brali udział: Tybald, król Nawarry; Hugon, książę Burgundii; książę Fores... Kiedy owi baronowie przybyli do Akki w dniu świętego Egidiusza, który jest pierwszym dniem miesiąca września, znaleźli się w liczbie około tysiąca rycerzy i zostali ulokowani w mieście i poza jego murami, na pustyni. Tam zebrała się rada i za powszechną zgodą wyruszyli, aby ufortyfikować Askalon; i jechali konno tak długo, dopóki nie dotarli do Jafy, a byli z nimi także ludzie z Akki. Tam pewien szpieg powiadomił ich, iż w Gazie przebywało tysiąc Turków, a ich wodzem był admirał zwany Roukn ed Din. Kiedy chrześcijanie otrzymali te wieści, doszli do porozumienia, iż wyślą tam czterystu rycerzy. Wyruszyli oni z Jafy wczesnym wieczorem i jechali konno, aż nie stanęli - następnego dnia - w Gazie. Wtedy uzbroili się i przybyli w zwartych szeregach w miejsce, gdzie przebywali Turcy. Kiedy Turcy dostrzegli, jak nacierają, wsiedli na koń i wycofali się na wzgórze; a Roukn porozumiał się ze swoimi, co ma czynić, oni zaś doradzili mu, aby wycofał się stamtąd i odszedł, gdyż nie miał wystarczającej ilości ludzi, by walczyć. Roukn odrzekł, iż w odpowiednim czasie zarządzi wycofanie, wcześniej jednak wyśle większą część swoich drużyn, by sprawdziły siłę nieprzyjaciela. Jak powiedział, tak też uczynił: wysłał dwustu Turków, aby wszczęli walkę. Zdarzyło się wówczas, iż jak tylko najeźdźcy przybliżyli się do chrześcijan, ci zaczęli biec w zamieszaniu i wpadać jeden na drugiego. Kiedy Turcy to urzeli, tym bardziej natarli i zaczęli zacieśniać się wokół nich. Roukn spostrzegł złą reakcję chrześcijan, opuścił więc wzgórze, na którym był i w pośpiechu podążył ku miejscu, gdzie rozgrywała się walka. Jak tylko dotarł do swoich ludzi, ścisnęli konie ostrogami i rzucili się z odwagą w sam środek chrześcijan, a ponieważ ci nadal nie potrafili zebrać się w porządku, dotkliwie ich pobili. Wówczas chrześcijanie bez żadnego rozkazu rzucili się, kto tylko mógł, do ucieczki. Został wtedy pojmany Amalryk, hrabia Montfortu, zaś Henryk, hrabia Bar-le-Duc, zabity; i duża liczba rycerzy został schwytana lub zabita; a templariusze i szpitalnicy i inni piechurzy rozproszyli się, również większość ekwipunku został utracona. Ci, którzy uciekli z pola bitwy, dotarli do Askalonu, gdzie zastali króla Nawarry i hrabiego Bretanii wraz z całym wojskiem. Jak tylko dotarli do miasta, wszystkich ogarnął wielki strach, gdyż zdawało się im, iż Saraceni przyjdą po wszystkich; zdarzyło się więc, że jak tylko noc zapadła, każdy bez rozkazu i na nikogo nie czekając przedsięwziął ucieczkę do Jafy. Wszyscy uciekali w popłochu, tak iż porzucili większość zapasów i ekwipunku. Kiedy byli już w Jafie, pozostali tam niedługi czas, gdyż właściwie wyruszyli, uchodząc w kierunku Akki i nie zatrzymali się dopóki do niej nie dotarli; tam też zatrzymali się i pozostali przez długi czas, nie czyniąc nic pożytecznego. Teraz Filip z Novary opowiada, jak muzułmanie zwodzili chrześcijan: [...] Pewien kleryk z Trypolisu, który nosił imię Wilhelm (zwano go "Szampańczykiem", urodził się jednak w Trypolisie) i był bliskim przyjacielem pana z Hamy, z którym wiele obcował, przybył do wojska Króla Nawarry i powiedział baronom, iż sułtan z Hamy kazał mu przekazać, że jeśliby pragnęli przybliżyć się do jego ziem, on, pod warunkiem, iż po swojej stronie będzie miał siłę i pomoc chrześcijan, przekaże w ich ręce swoje fortece i stanie się sam chrześcijaninem. Wówczas z Akki wyruszyło wojsko i galopowało wzdłuż brzegu morskiego, dopóki nie dotarło do Trypolisu. Tam rycerze zatrzymali się i rozłożyli pod miastem, na Pielgrzymiej Górze; i stamtąd wysłali swoich posłów do sułtana Hamy w towarzystwie wspomnianego Wilhelma, kleryka, aby dowiedzieć się, czy miał chęć wypełnić to, co przesłał im w poselstwie. Sułtan ów udawał, iż domaga się zapewnienia i przez jakiś czas obrzucał ich rozwścieczonymi słowami, a pod koniec wycofał się ze wszystkiego, jak osoba, której zamiarem było jedynie zakpić z nieprzyjaciela. Oraz jak panowała całkowita niezgoda: [...] Z posłania sułtana Damaszku przybył posłannik, aby pertraktować o rozejmie. Sułtan ten nosił imię Salah i był i nadal pozostawał panem Balbeku, był synem Seifa ed Din Hidela. Sprawa tak się potoczyła zarówno po jednej, jak i po drugiej stronie, iż zawarto traktat pokojowy pomiędzy nim a chrześcijanami i oddał im, na mocy owego traktatu, zamek Beaufort, zaś zamek Safita przekazał Świątyni, a wraz z nim całą ziemię Jerozolimy, którą Frankowie posiedli od wybrzeża aż do rzeki Jordanu. Chrześcijanie doszli z nim do zgody, iż bez niego ani bez jego zgody nie zawrą ani rozejmu, ani żadnych paktów z sułtanem Babilonii, i że będą służyć mu pomocą przeciwko owemu sułtanowi, oraz że przeniosą się do Askalonu lub też do Jafy ze wszystkimi siłami militarnymi, aby nie pozwolić, żeby sułtan Babilonii przeszedł przez te ziemie i wtargnął na obszar Syrii. Rozejm ten, o którym usłyszał, został zawarty dzięki dyplomatycznym zabiegom Świątyni i bez zgody Szpitala Świętego Jana, dlatego też zdarzyło się, że Szpital ze swej strony sprawił tak, aby sułtan Babilonii zawarł rozejm z częścią chrześcijan i zaprzysięgli go król Nawarry i książę Bretanii i wielu innych pielgrzymów. Nie dbali też już więcej o przysięgę, jaką złożyli sułtanowi Damaszku. W taki sposób przedsięwzięcie chrześcijan ugrzęzło na dyskusjach i niezgodzie, ponieważ jedni wierni byli jednemu rozejmowi, inni zaś drugiemu. W takich oto warunkach egzystowało Królestwo. Krucjata króla Francji, Ludwika IX przeciwko Egiptowi wstrzymała chwilowo wszystkie inicjatywy Bajbarsa, który obawiał się tego, iż będzie zmuszony wysłać militarną pomocą emirowi Tunisu. Pomimo tego sułtan wykorzystał chwilową bezczynność, aby zlecić sekcie Asasynów zabójstwo Filipa z Montfortu. Dnia 17 sierpnia 1270 roku Filip został zasztyletowany i w ten sposób wyeliminowano jednego z najodważniejszych i najznamienitszego baronów Królestwa. Rok po śmierci króla Ludwika Bajbars rozpoczął nową kampanię przeciwko chrześcijanom. Tym razem celem jego były Zakony Rycerskie: pragnął zniszczyć tych, którzy jego zdaniem byli najważniejszą siłą obronną Królestwa. Safita, Biały Zamek, położona pomiędzy Tortosą a Trypolisem na wzgórzach, z których widać było zarówno jedno, jak i drugie miasto, była fortecą o wielkim znaczeniu strategicznym. Templariusze, w których posiadaniu pozostawała, zaopatrzyli ją w potężne zabezpieczenia obronne. Bajbars zaatakował z siłami przewyższającymi siły templariuszy, którzy, chociaż bronili się dzielnie, zdali sobie sprawę, że nie będą w stanie długo stawiać oporu. Atak, przeprowadzony przez mameluków z wielką determinacją, objął całą szerokość murów. Siły obrońców były na tyle skromne, że nie mogły należycie chronić każdego ich odcinka. Komendant garnizonu wysłał w nocy posłańca do Wielkiego Mistrza, który wydał rozkaz poddania się. Sułtan pragną jak najszybciej skierować się przeciwko niezdobytej dotychczas twierdzy szpitalników, Krak des Chevaliers (lub inaczej Hisn al-Akrid, albo Kalaat el Hosu), dlatego też zgodził się, aby templariusze z Safity zachowali broń i odeszli wolni. Dotrzymał słowa: obrońcy mogli cali i zdrowi udać się do pobliskiej Tortosy, gdzie zakon posiadał swoją główną komandorię. Dnia 3 marca hordy muzułmanów dostrzegły na horyzoncie zarys ogromnego zamku szpitalników. Nawet Saladyn nie zdołał przejąć tej obwarowanej twierdzy. Już sam widok olbrzymich ufortyfikowań wzbudzał strach. Szczegółowy opis techniczny zamku możemy znaleźć w pracy T. E. Lawrenca (Lawrence z Arabii), Crusader Castles. Mając w pamięci, iż architekci zamków Szpitala opierali się na francuskich modelach, stwierdzić należy, iż Krak jest najbardziej kompletnym z nich, dobrze zachowanym i udostępnionym dzisiaj zwiedzającym. Jest przykładową fortecą, dobrze oddającą ideę twierdz krzyżowców. Lawrence pisze:" (...) z pewnością w Europie znajdują się zamki wyposażone w lepsze systemy obronne, nie wywierają jednak takiego wrażenia, jak ten (...)". Mógł on pomieścić od trzech do czterech tysięcy obrońców, nie licząc samej służby, która liczyła około tysiąca osób. Miasto wojowników, do którego kobiety wstępu nie miały. Wewnętrzna wieża z pierwszej obręczy murów mieściła kaplicę. Do zamku wjeżdżało się przez poziomy most, który prowadził do przejścia tonącego w absolutnych ciemnościach nawet za dnia. Aby dotrzeć do wewnętrznych budynków, czyli właściwej części fortecy, należało pokonać długi odcinek wewnątrz murów obronnych aż do wieży, poprzez strome podejście, również całkowicie zaciemnione, z poddasza której przez otwory wypuszczano strzały, wylewano wrzące płyny, wyrzucano kamienie. Rampa trzykrotnie zakręcała pod kątem prostym, a zaraz za ostatnim zakrętem mieściły się otwory, przez które wpadało ostre światło, co miało na celu, po wcześniejszych ciemnościach spowodowanie zaskoczenia i zamieszania. Na szczycie znajdowała się potężna brona i poczwórne wrota, a dopiero za nimi wchodziło się na mały dziedziniec otoczony mocnymi obwarowaniami, z którego można było przejść na plac zamkowy. Naprzeciwko znajdowała się baszta z komnatami dla rycerzy. Wchodząc po stopniach dochodziło się do rozległej platformy łączącej trzy wielkie wieże, które stanowiły wewnętrzną cytadelę, wznoszącą się ponad całą twierdzę. Platforma mogła być zastosowana do zamocowania dużych wyrzutni. W cytadeli mieszkał komandor. Dalej cały kompleks schodził w dół i rozciągał się na cały obszar zachodni, aż do wieży narożnej, wielkiej pochyłej przypory wznoszącej się na wysokość 80 stóp, niezwykle trudnej do pokonania, którą muzułmanie zwali "Górą". Wzdłuż pierwszego pasa murów, na zewnątrz, w połowie ich wysokości umieszczono występy w odległości kilku metrów jeden od drugiego, o wielkości pozwalającej pomieścić zaledwie dwóch ludzi, zaopatrzone w machikuły, aby utrudnić atak na główny mur i umożliwić uderzenie w nieprzyjaciela zarówno z góry, jak i z boku. Korpusy wież stanowiły łuki podporowe. Tego typu mechanizmy obrony, jak precyzuje Lawrence, były mało znane w Europie. Przeciwko takiemu kolosowi, którego już wcześniej próbował zdobyć Saladyn, Bajbars skierował swoich mameluków. Atak został odepchnięty. Sułtan w towarzystwie wojskowych architektów przez wiele dni oceniał siły obronne, poszukując najsłabszego punktu. Następnie przytoczył wielkie wyrzutnie - których, jak mówiono, nikt nigdy wcześniej nie widział - zdolne wyrzucać o dużej wadze głazy i rozpoczął intensywne bombardowanie centralnej wieży położonej przy moście wjazdowym, podczas gdy pozostałe katapulty celowały w zewnętrzny pas murów. Wieża nie wytrzymała ataku i dnia 15 marca zawaliła się wraz z częścią otaczających murów. Wśród mameluków podniósł się jeden wielki okrzyk zwycięstwa. Drużyny Bajbarsa rzuciły się w szczeliny, zabijając tych obrońców, którzy nie mieli czasu schronić się w centralnej części fortecy. Przed mamelukami wznosiła się "Góra", pochyła przypora o wysokości ponad dwudziestu pięciu metrów. Niosące zniszczenie bombardowanie rozpoczęło się na nowo, stałe kusze wypuszczały przeciwko obrońcom chmury grotów. Obstrzał ze strony obrońców był równie intensywny, a straty wśród atakujących zaczęły być coraz większe. Bajbars zastępował wycieńczone oddziały świeżymi grupami, trzymanymi w rezerwie. Bitwa trwała nieprzerwanie przez dwadzieścia pięć dni, warczenie werbli i przenikliwy dźwięk nagarr towarzył bez ustanku atakom, wzywając i zachęcając wojowników do boju. 8 kwietnia szpitalnicy zaproponowali kapitulację pod warunkiem, iż zostaną puszczeni wolno. Sułtan zgodził się, jego oddziały były już wyczerpane, zaś straty wysokie. Dotrzymał danego słowa. Szpitalnicy, którzy przeżyli walkę, cało dotarli do Trypolisu. Utracili jednak swoją główną kwaterę. Tak wygląda historia ze strony chrześcijańskich kronikarzy. Arabski historyk Ibn al-Furat opowiada o zdobyciu zamku znacznie dokładniej. Z jego relacji wynika, iż Bajbars, zdając sobie sprawę, że podnosi rękę na potężną fortecę, zatroszczył się o posiłki innych emirów. Aby zwiększyć waleczność mameluków w trakcie ostatecznego i decydującego ataku, rozdał im monety i "zaszczytne funkcje". Przytacza następnie informację o próbie zamachu i o przepełnionym wyrazami pychy liście, skierowanym do Wielkiego Mistrza Zakonu Szpitala Świętego Jana. Warto przytoczyć cały tekst: List ten skierowany jest do Brata Huguesa - niech Bóg uczyni go jednym z tych, którzy nie sprzeciwiają się losowi i nie wierzgają przeciwko Temu, który obdarzył swoje wojsko zwycięstwem i tryumfem, i nie wierzą, iż istnieje wystarczająca ostrożność mogąca uchronić przed tym, co Bóg ustanowił, aby poinformować go o ułatwionym nam przed Boga zdobyciu warowni Hisn al-Akrad, którą ty ufortyfikowałeś i wzniosłeś, i zaopatrzyłeś - a lepiej uczyniłbyś, opróżniając ją - i którego obronę powierzyłeś swoim współbraciom. Oni jednak na nic ci się zdali i ty ich straciłeś, umieszczając tam, a oni stracili i fortecę, i ciebie. Moje drużyny nie mogłyby uderzać na żadną fortecę, która im stawia opór, ani służyć żadnemu Saidowi ("Szczęśliwemu"), który jest nieszczęśliwy. Nowe zwycięstwo rozzuchwaliło sułtana do tego stopnia, iż wysłał swoje oddziały, aby zaatakowały kolejny zamek szpitalników, Akkar, położony w pobliżu Arki. Zamek kapitulował po krótkim oblężeniu dnia 1 maja. Zaś w drodze powrotnej do Egiptu zdobył fortecę Zakonu Krzyżackiego, Montfort, leżącą w głębi terytorium Królestwa Akkańskiego. Zamek ten został zbudowany przez krzyżaków jako komturia, mająca rządzić i administrować rozległymi posiadłościami ziemskimi, jakie zakon nabył w tym regionie. W połowie czerwca wszystkie frankijskie zamki i fortece mieszczące się w głębi lądu znalazły się w rękach Bajbarsa. Chrześcijanom pozostały jedynie miasta nadbrzeżne, czyli Akka, Tyr, Sydon, Trypolis, Dżubail, Tortosa i Laodycea oraz zamki Aslis i Al-Markab. Pierwszy z nich należał do templariuszy, drugi zaś do szpitalników. Kampania sułtana odniosła zatem pełen sukces i osiągnęła założone przez niego cele. Zakony rycerskie poniosły ciężkie straty i były wycieńczone. Wielki Mistrz Szpitala, Hugon de Revel, pozbawiony swojej generalnej kwatery, mógł liczyć jedynie na trzystu rycerzy, podczas gdy w ubiegłych latach miał do dyspozycji aż dziesięć tysięcy. Świątynia natomiast była jeszcze silna, dzięki pożyczkom, jakich wcześniej udzieliła. Niezaspokojony apetyt na sukcesy skłonił Bajbarsa do zaatakowania Cypru. Król Hugo znajdował się wówczas w Akce. Posunięcie sułtana było niezwykle strategiczne. Flota składająca się z szesnastu okrętów pełnych armat wypłynęło kierując się na Limassol, jednak przy wejściu do portu porywczy wiatr sprawił, iż część z nich zderzyła się ze sobą nawzajem, część zaś utknęła na mieliźnie. Jedenaście statków poszło na dno, wielu ludzi utopiło się, a aż tysiąc osiemset wojowników zostało pojmanych. Kronikarz o imieniu Bajbars (który nie ma nic wspólnego z sułtanem, jest to przypadkowa zbieżność imion), relacjonuje to zajście, przypisuje jednak katastrofę złości Allacha, którego rozgniewały chrześcijańskie krzyże wzniesione na statkach z rozkazu admirała Ibn Hassuna, mające w ten sposób wprowadzić Cypryjczyków w błąd. Tryumfujący król Hugon wysłał wiadomość sułtanowi, w której zwiastował mu o niepowodzeniu wyprawy. Odpowiedź, jak zwykle, była bezczelna i pełna szyderstw: Do wielmożnego króla Hugona, już Panującego - aby Bóg uczynił go jednym z tych, którzy każdemu przyznają, co jego i nie chwalą się zwycięstwem zanim nie zaowocuje, wcześniej czy później, jakąś korzyścią albo przynajmniej pożytkiem równym (wysiłkowi) -. Informujemy go, iż Bóg, kiedy pragnie uszczęśliwić człowieka, oddala od niego ciężar poważniejszy od jego przeznaczenia jakimś małym niepowodzeniem i pomaga mu odpowiednio przygotować się do stawienia czoła ciosom zadawanym przez los. Powiadomiłeś nas, iż wiatr zatopił pewną ilość naszych galer, przypisując to sobie za sukces i radując się z tego. Teraz my przynosimy ci wieść o zdobyciu Al-Kurain: a wieść ta znacznie różni się od incydentu, za pośrednictwem którego Bóg zapragnął uwolnić nasze królestwo od złego losu. W twoim przypadku nie ma nic godnego podziwu, gdyż chwalisz się przejęciem żelaza i drewna; godnym podziwu jest raczej przejęcie potężnych zamków! Ty przemówiłeś i my przemówiliśmy, a Bóg wie, iż to nasze słowa są sprawiedliwe; ty zawierzyłeś i my też zawierzyliśmy, ale ten, kto ma pokłada ufność w Bogu i w Jego mieczu nie jest jak ten, kto pokłada ufność w wietrze. Nie jest pięknym zwycięstwo odniesione dzięki warunkom atmosferycznym, piękne jest zaś zwycięstwo odniesione mieczem! My w ciągu jednego dnia możemy wystawić wiele galer, podczas gdy dla was nie powstanie nawet jedna część zamku; my możemy uzbroić sto żagli, wy przez sto lat nie uzbroicie nawet jednej twierdzy. Każdemu, komu dane zostało wiosło, może wiosłować, natomiast nie każdy, komu został dany miecz, umie dobrze się nim posługiwać. Jeśli stracimy kilku marynarzy, pozostaną nam ich jeszcze tysiące, a jak można porównywać tych, którzy obracają wiosłami w łonie morza z tymi, którzy obracają lancami w łonie szeregów (nieprzyjaciela w walce) Dla was konie są statkami, dla nas statki są końmi; a istnieje wielka różnica pomiędzy tym, kto każe galopować swoim jeźdźcom jak bałwany morskie a tym, kto stoi nieruchomo na okręcie w chwili przybijania do brzegu, pomiędzy tym, kto poluje na arabskich rumakach podobnych jastrzębiom, a tym, kto chwaląc się, mówi, iż polował stojąc na kruku! Jeśli wy zabraliście nam połamane drzewo (qarya) statku, ileż osiedli (qarya) zaludnionych my zabraliśmy wam, jeśli posiedliście ster (sukkn), ileż waszych miast pozbawiliśmy mieszkańców (sukkn)! Ile ty zarobiłeś, a ile my Widać teraz, czyje zyski są większe. Gdyby wśród królów można było milczeć, powinieneś był milczeć i nie otwierać ust. Sułtan zaniechał wszelkiej dalszej inicjatywy militarnej, gdyż poinformowano go o zbliżającym się natarciu armii złożonej z tysiąca Anglików, dowodzonej przez księcia Edwarda, syna króla Anglii, Henryka III i, kierując się ostrożnością, postanowił ocenić siły nowego przeciwnika. Edward, którego historycy oceniają jako zdolnego i walecznego wodza, przybił do Akki. To, co zobaczył i o czym się dowiedział wstrząsnęło nim do głębi. Próbował zmobilizować militarnie Królestwo, ale szybko zdał sobie sprawę, iż sytuacja przedstawiała się wręcz dramatycznie. Nadwerężenie sił Bajbarsa przy zastosowaniu tego, co pozostało z wojska chrześcijańskiego, leżało w sferze akcji niemożliwych do wykonania. Dlatego pełnemu zapału księciu nie pozostawało nic innego, jak tylko poszukiwać rozejmu z sułtanem i pozwolić Królestwu odetchnąć. Bajbars przyjął propozycję pokoju, i wyznaczył granice, które obejmowały już niemal wyłącznie wąski pas nadmorski od Akki do Sydonu, sobie zaś zagwarantował prawo do wszystkich zdobytych obszarów. Pozwolił jednak korzystać pielgrzymom ze szlaku pątniczego do Nazaretu. Rozejm miał obejmować okres dziesięciu lat i dziesięciu miesięcy. Traktat pokojowy został podpisany dnia 22 maja 1272 roku. Edward nie zdążył jeszcze poznać przebiegłości Bajbarsa: traktat faktycznie przekazywał Królestwo w ręce sułtanowi. Anglik nieostrożnie powierzył wielu osobom wiadomość, iż miał zamiar powrócić do Ziemi Świętej na czele silnej krucjaty. Kilka dni później jeden z członków "Sekty Asasynów" zdołał zbliżyć się do Edwarda i zadał mu cios zatrutym sztyletem. Przez trzy miesiące książę balansował na granicy życia i śmierci, i jak tylko był w stanie powrócić do Anglii, wsiadł na statek i postarał się zapomnieć o swojej palestyńskiej przygodzie. Papież Grzegorz X usiłował z powrotem przywrócić dawniejsze żywe zainteresowanie Wschodem, jednak sama wiara nie była wystarczająca, brakowało już bowiem zainteresowania gospodarczego. Teraz odpust można było - przy znacznie mniejszym ryzyku - uzyskać walcząc z Albigensami. Książę Edward, który tymczasem został królem (Edward I Plantagenet), grzecznie odmówił zaproszeniu papieża. Grzegorz X postanowił wówczas zawierzyć pisanym misjom dyplomatycznym, które zlecił franciszkaninowi, Fidenzio z Padwy. Znał on dobrze problemy Ziemi Świętej, gdyż przebywał tam przez wiele lat. Fidenzio był Wikariuszem Prowincji na Ziemi Świętej, znał biegle język arabski, przeczytał cały Koran i szczycił się licznymi znajomościami wśród emirów. W roku 1274 napisał traktat, który zdaniem historyków jest niezwykle ciekawy. A nosi on tytuł Liber recuperationis Terrae Snactae. W Liber recuperatiois Fidenzio przeprowadza rozważania nad przyczynami, które wiele krucjat doprowadziły do upadku i proponuje, zamiast wojny, strategię opartą na niezwykle aktualnym i delikatnym posunięciu politycznym: na embargu. Innymi słowy, na sankcjach gospodarczych wobec Egiptu i Syrii, które przerwałyby ich kwitnący handel i pozbawiły materii pierwszej koniecznej do uzbrojenia wojsk muzułmańskich.

Książka "Tajemnice templariuszy i upadek Królestwa Jerozolimy" - Vittorangelo Croce - oprawa twarda - Wydawnictwo M.

Spis treści:

I. Atak na Królestwo Jerozolimskie. Mamelukowie
II. Kolonialna przygoda Zachodu
III. Zakony rycerskie. Templariusze
IV. Sułtan Kalawun
V. Zdrada chrześcijan i zburzenie Trypolisu
VI. Krucjata Włochów
VII. Koniec Królestwa. Poświęcenie templariuszy
VIII. Koniec Królestwa. Epilog
IX. Tragiczny koniec zakonu templariuszy
Wielcy Mistrzowie templariuszy
Chronologia wydarzeń
Bibliografia
Indeks osób i miejsc