pokaz koszyk
rozwiń menu
tylko:  
Tytuł książki:

Świadkowie Całunu

Autor książki:

Maria Spiss

Dane szczegółowe:
Wydawca: Wydawnictwo M
Rok wyd.: 2004
Oprawa: miękka
Ilość stron: 110 s.
Wymiar: 130x190 mm
EAN: 9788372215260
ISBN: 83-7221-526-X
Data: 2005-03-11
Cena wydawcy: 14.90 złpozycja niedostępna

Opis książki:

Niniejsza książeczka opowiada niezwykłą historię Całunu turyńskiego. Nie brak w niej powikłanych wątków, udziału wielkich rodów oraz niesamowitych zbiegów okoliczności i wydarzeń, które równie trudno wytłumaczyć, jak samo istnienie Całunu. Śledztwo - autorki - rozpoczęte na początku XV wieku po dzień wykonania słynnej pierwszej fotografii Całunu - zamyka słowo ks. prof. Jerzego Chmiela, który kreśli jego najnowszą historię. FRAGMENT Rozdział I Odkryć tajemnicę czyli o Małgorzacie z rodu de Charnay i pierwszych wystawieniach Całunu w XV wieku. W zimny, styczniowy poranek, hrabinę Małgorzatę de La Roche, obudził niepokojący sen. Usiadła wzburzona na łóżku, odrzucając nakrycia i futra, które chroniły ją przed chłodem. Przetarła oczy, nasłuchiwała, ale z zamkowych korytarzy, nie dochodziły żadne odgłosy. Małgorzata poczuła ponownie chłód, przykryła się więc szczelnie. Przywołała służącą. - Pani wzywa o tak wczesnej porze - odzewała się pokojowa na powitanie. - Jeszcze ciemno na dworze, nie czas wstawać. Napalę tymczasem w kominku. - Dziwny miałam sen, Joanno. Nie będę już spała. Przynieś gorącą wodę i suknię, którą wczoraj przygotowałaś. Śniadanie zjem w sypialni - powiedziała niespokojna wciąż Małgorzata. Poczuła dziwne kołatanie w sercu. Joanna wyszła do sąsiedniego pomieszczenia, za chwilę jednak ponownie ukazała się w progu. - Ach, byłabym zapomniała. Hrabia de Vichoun zapowiedział dzisiaj wizytę. Przyjmie go pani - zapytała. - Nie zapominaj o takich sprawach, Joanno i proszę, pospiesz się. Jesteś dzisiaj wyjątkowo powolna - odezwała się Małgorzata zniecierpliwiona opieszałością służacej. - A tak między nami, jak można mieć ochotę przyjeżdżać w taki mróz Na miejscu hrabiego wolałabym grzać nogi przy kominku. Przyjmę go jednak, cóż zrobić. Przekaż moje polecenie do kuchni, by przygotowali uroczysty obiad. Oni już wiedzą, co hrabiemu najbardziej smakuje. - Przepraszam, pani hrabino. Dzisiaj tak zimno, że mi chyba pamięć zamarzła. Jak tylko panią obsłużę, przekażę dalej wszystkie polecenia. Joanna pomogła swej pani w porannej toalecie, skłoniła się i wyszła. Oczekując na śniadanie, Małgorzata uklękła na klęczniku, z oplecionym wokół dłoni paciorkami modlitewnymi. Od wielu lat, codziennie rano odmawiała modlitwę i nigdy nie zaniedbywała postanowienia. Rozpoczęła szeptem modlitwę, lecz wkrótce przerwała. Powróciły obrazy minionej nocy. Paciorki zsunęły się na podłogę, a Małgorzata zatopiła się w głośnych rozmyślaniach: - Czy powinnam uwierzyć temu głosowi Nawet nie wiem dokładnie, gdzie ono się znajduje. Pamiętam jakieś rodzinne przekazy, ale nigdy mnie one szczególnie nie interesowały. Zresztą zawsze rodziły się o podejrzenia, czy to oryginał. A teraz ten sen...Wszystko takie dziwne. Muszę porozmawiać z ojcem Rogerem. Zapukano do drzwi. Joanna wniosła śniadanie. - Przekazałam polecenie do kuchni. Pani jeszcze życzy - zapytała. - Ojciec Roger jest u siebie Pilnie chcę go zobaczyć. - Jest. Widziałam go krzątającego się po kaplicy. - Możesz odejść. Przypomnij mi później o przyjeździe hrabiego, mogę być zajęta. Małgorzata nadal klęczała. Podniosła paciorki i przyglądała im się uważnie. Nie potrafiła się już skupić na modlitwie, obracała więc bezmyślnie przedmiot w palcach. "Koniecznie muszę porozmawiać z ojcem Rogerem. Niech on rozstrzygnie, czy powinnam posłuchać tego głosu" - pomyślała. Wstała, skosztowała potraw, które przyniosła Joanna. Nie czuła jednak głodu. Na ramiona zarzuciła wełnianą chustę i wyszła pospiesznie z pokoju. Ojciec Roger, franciszkanin, mieszkał w przeciwległej części zamku. Tuż przy zamkowej kaplicy urządził swoją celkę - niezwykle skromny, nieogrzewany pokoik, wyposażony w drewnianą pryczę i ławeczkę. Nad drzwiami wisiał prosty krzyżyk, a nad posłaniem znajdowało się małe okno, jedyne źródło światła. Dlatego nawet w ciągu dnia w celi panował półmrok. Życie ojca Rogera toczyło się między kaplicą a przyległą celą. W pogodne dni wychodził na długie, samotne spacery. Odmawiał towarzystwa, choć czasami Małgorzata drżała o jego bezpieczeństwo, gdy znikał na wiele godzin. Ojciec Roger miał sześćdziesiąt lat i każdy rozpoczynający się rok, witał jako swój ostatni. - Chciałbym już połączyć się z Panem, ale On widocznie pragnie jeszcze zatrzymać swego sługę na ziemi - mówił ze smutkiem. Małgorzata nie potrafiła sobie przypomnieć, kiedy ojciec Roger przybył do zamku. Wtedy chciał zostać kilka dni, a spędził już kilkanaście lat. Małgorzata bardzo ceniła jego towarzystwo i mądrość. Często przychodziła do niego po radę. Po śmierci drugiego męża, hrabiego de La Roche, ojciec Roger stał się jej oddanym powiernikiem. Teraz, gdy przemierzała zimne, zamkowe korytarze, by się z nim spotkać, także oczekiwała jego mądrego słowa. Zastała go w celi, leżącego krzyżem na kamiennej posadzce. Na ten widok dreszcz przeszedł jej po plecach i już miała się wycofać, gdy franciszkanin odezwał się: - Moje dziecko, nie odchodź. Pomodlimy się razem. Podniósł się z podłogi i wyciągnął dłonie na powitanie. Małgorzata przypadła do jego kolan i ścisnęła je mocno. - Ojcze, wybacz, że zaniedbywałam cię ostatnio. Pochłonęły mnie obowiązki i dla ciebie czasu nie starczyło - wyszeptała. - Jeżeli jest się hrabiną, na starych przyjaciół często macha się ręką - uśmiechnął się ojciec Roger. - Cieszę się, że cię widzę, moje dziecko. O mnie się nie martw, jestem przyzwyczajony do samotności i bardzo ją sobie cenię. Małgorzata uścisnęła jego dłonie. Zawsze była pełna podziwu dla skromności zakonnika. "Cicho żyje i równie cicho odejdzie. Nawet nikt tego nie zauważy" - przemknęło jej przez myśl. - Odmówisz ze mną pacierz - zapytał ojciec Roger. - Już dawno nie modliliśmy się razem. Uklękli na lodowatej podłodze. Wkrótce niska temperatura zaczęła doskwierać kolanom Małgorzaty. Nie mogła skupić myśli, przyglądała się więc zakonnikowi. Zamknął oczy, pochylił mocno głowę, ręce zaplótł na piersiach. Trwał w rozmodleniu, nieobecny duchem. Gdy skończył, podniósł się i uśmiechnął do hrabiny. - Dzisiaj mam wielkie święto, zupełnie nieoczekiwanie. Każdy jednak lubi niespodzianki, ja także. - Jakie święto - zapytała zdumiona, w myśli przeglądając daty. Nic jednak nie przychodziło jej do głowy. - Odwiedziła mnie przyjaciółka - wyjaśnił ojciec Roger. - Z wizyty przyjaciela należy zawsze się cieszyć, choćby ten długo się nie pojawiał. - Ojcze, nie zawstydzaj mnie. Bardzo żałuję, że tak zaniedbałam naszą znajomość. To już się nie powtórzy, obiecuję - usprawiedliwiała się Małgorzata, podnosząc w geście ślubowania dwa palce. - Nie kajaj się tak, moje dziecko. Ja wiem, ty masz dobre serce i nie zapominasz o starych przyjaciołach. Może z tej okazji zjemy wspólnie śniadanie Co na to powiesz - zaproponował ojciec Roger. - Świetny pomysł! - przyklasnęła Małgorzata. - Z resztą bardzo chciałam z ojcem porozmawiać. - Domyśliłem się - powiedział zakonnik. - Skąd ojciec wie - Małgorzata nie potrafiła ukryć zdumienia. - Przecież niczym się nie zdradziłam. - Nie mogłaś się skupić podczas modlitwy. Czułem, że masz mi coś ważnego do powiedzenia - wyjaśnił zakonnik. - Istotnie. Wydarzyło się coś dziwnego i potrzebuję twej mądrej rady. Chodźmy do sali jadalnej, tam przyniosą nam śniadanie. W jadalni palił się suty ogień. Usiedli więc blisko kominka, by ogrzać stopy. Służba przyniosła posiłek i dołożyła drew do ognia. - Powiedz, co cię dręczy, moje dziecko - zapytał ojciec Roger, gdy służące opuściły salę. - Miałam dzisiaj sen - odpowiedziała Małgorzata. - Myślę, bardzo ważny. Nie rozumiem go jednak, a nie daje mi spokoju. - Na snach się nie znam i nie potrafię ich interpretować. Zresztą Kościół zakazuje takich praktyk. Nie sądzę więc, abym potrafił ci pomóc - odparł sucho zakonnik. Ojciec Roger zamoczył bułkę w mleku i zaczął jeść małymi kęsami. Małgorzata przyjrzała się zakonnikowi badawczo. - Ojcze, nie przyszłabym do ciebie, gdyby sprawa był błaha. Lecz tutaj chodzi o przedmiot, który jest w posiadaniu mojej rodziny. Obecnie zapomniany, lecz niezwykle cenny, nie waham się powiedzieć, cenny dla całej ludzkości - wyjaśniła. - Jeśli ci się to wszystko śniło, zlekceważ sen. Najważniejsze są rzeczywiste wydarzenia, nasze życie, to, jak postępujemy. - Pamiętasz Płótno, które otrzymałam od ojca - zapytała ostrożnie Małgorzata. - Jeszcze żył, gdy tutaj przybyłeś. Stało się to za twojej obecności. - Mówisz o Całunie Dobrze, że o nim zapomniano. Budził tylko niezdrową ciekawość - żachnął się zakonnik. - Nie wierzysz więc ojcze w jego autentyczność, że Chrystus, nasz Pan został nim po śmierci owinięty - To są legendy, umacniane przez tych, którzy chcieliby na tym zarobić. Wierzę w śmierć i zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa i dowodów na to nie potrzebuję, ponieważ na tym polega wiara. Powinnaś ją podzielać, Małgorzato, jeśli nazywasz siebie prawdziwą chrześcijanką - powiedział ojciec Roger. - Nie chciałbym jednak rozmawiać o Całunie, a do tego mnie chyba zaprosiłaś. Wybacz, że nie powiem ci nic na temat twoich niepokojących snów. Dziękuję za wspólne śniadanie. Pozwolisz teraz, że wrócę do siebie - ojciec Roger odsunął krzesło od stołu. Małgorzata też wstała i chwyciła go za ręce. - Zaczekaj - poprosiła. - Wysłuchaj jednak tego, co się mi dzisiaj przyśniło. Być może także ciebie skłoni to do myślenia. Proszę, usiądź. - Skoro prosisz, nie mogę ci odmówić. Opowiadaj więc, co to za historia - ojciec Roger ponownie usiadł przy stole. - Zobaczyłam mojego ojca - zaczęła Małgorzata - siedzącego w tym fotelu, w którym teraz ty siedzisz. Nie wiem, jaka była pora roku, bo nie czułam ani ciepła ani chłodu. Siedziałam naprzeciwko, patrzyliśmy sobie w oczy. Milczeliśmy, ale jego spojrzenie było tak wymowne, że nie potrafiłam oderwać od niego wzroku. W pewnej chwili wstał, chwycił moją rękę i sprowadził do podziemi naszego zamku. Wydały mi się ogromne i przepastne, nie takie jak w rzeczywistości. W całkowitym milczeniu i ciemnościach, prowadził mnie przez liczne korytarze. Wkrótce ujrzałam przed sobą skrzynię, starą i pokrytą kurzem. Usłyszałam głos, ale to nie był głos mojego ojca: "idź i ukaż". Tak, wyraźnie usłyszałam: "idź i ukaż". Barwa tego głosu była tak słodka i przyciągająca. Chciałam go jeszcze słuchać, ale nie odezwał się więcej. Mój ojciec zniknął, a ja schyliłam się, by otworzyć skrzynię i wtedy obudziłam się. Ojciec Roger słuchał, przymykając oczy. Po chwili milczenia pierwsza odezwała się Małgorzata. - Co ojciec na to - zapytała nieśmiało. - Gotfryd II był prawym człowiekiem i rycerzem - powiedział zakonnik, chcąc uniknąć jednoznacznej odpowiedzi. - Tak, mój ojciec zasłużył sobie na miano prawdziwego szlachcica - przytaknęła Małgorzata. - Ale co sądzisz o śnie, który opowiedziałam Może ojciec wzywa mnie, bym zaopiekowała się Całunem Przecież ukryty został właśnie w takiej skrzyni. I ten słodki głos wciąż brzmi mi w uszach, jakby to był głos samego... - Nie posuwaj się za daleko, Małgorzato - przerwał jej ojciec Roger. - To tylko sen i tak należy na to patrzeć. Zobaczysz, jutro twoje wrażenia miną. - Nie podzielasz moich przeczuć - zmartwiła się Małgorzata. - Do tej pory jednak, Całun nigdy mi się nie przyśnił. Mam wrażenie, że otrzymałam znak i powinnam pójść za głosem. - Nie wiesz jeszcze, co znaczyły te słowa. Zresztą zrobisz, jak uważasz. Ja nigdy nie kierowałem się snami i taką drogę mogę także tobie doradzić - powiedział z naciskiem ojciec Roger. - Czy mogę się ciebie spodziewać na wieczornym nabożeństwie - dodał. - Chciałabym przyjść - odrzekła Małgorzata - ale oczekuję gości, nie mogę im odmówić. Hrabia de Vichoun przyjeżdża. - Rozumiem - rzucił krótko ojciec Roger. - Wracam więc do siebie. Do zobaczenia, Małgorzato. Miłej zabawy. Hrabina została w pustej sali. Poczuła chłód, ogień dogasał w kominku. Nie zawołała jednak służby, tylko szczelniej owinęła się wełnianą chustą. "A jeśli uległam urokowi chwili - pomyślała. - I cały ten sen nie posiada żadnego znaczenia Z drugiej strony, ojciec przyśnił mi się po raz pierwszy w życiu i do tej pory nie myślałam także o Całunie. Nie wiem dokładnie, gdzie go należy szukać. Kiedy ojciec właściwie przekazał mi Płótno Byłam młoda i nie zwracałam uwagi na to, co najważniejsze dla mojego ojca i rodu. Nie zmienia to jednak faktu, że Całun jest tu i towarzyszył mi całe życie. Powinnam go więc odnaleźć. Powinnam pokazać światu ślady cierpienia i męki naszego Pana. Czy to ojcze chciałeś mi powiedzieć" Przywołała Joannę. - Pomóż mi się ubrać - powiedziała, gdy weszła służąca - i niech wyprowadzą powóz. Przejadę się, może mróz ochłodzi moją rozpaloną głowę i ostudzi myśli. Do obiadu Małgorzata podróżowała po okolicy, rozmyślając o Gotfrydzie II. Do tej pory nie poświęcała ojcu zbyt wiele myśli. Właściwie go nie znała. Opiekowali się nią matka, piastunka, wychowawcy. Ojca poznawała z opowiadań. Kiedyś, ze swych dalekich podróży, przywiózł jej pamiątkę. Po latach nie potrafiła sobie przypomnieć, co to był za przedmiot. Najważniejsza była jednak pamięć o bliskości ojca w tamtym dniu. Jak mało doświadczyła takich chwil! "Nie przypuszczałabym, że zaznam takiej samotności. Rodzice szybko odeszli, umarł pierwszy i drugi mąż, rodzeństwo rozjechało się po Europie. Gdyby nie ojciec Roger, zostałabym całkowicie sama, bez bratniej duszy, gotowej do pomocy w każdej potrzebie - rozmyślała. - Jeśli przeciwstawię się jego opinii, co o mnie pomyśli Mam nadzieję, że z upływem czasu przekona się do mojej decyzji. Powinnam odnaleźć Całun i pokazać światu jego cudowność." Zanim hrabia de Vichoun podjechał pod zamek, Małgorzata wróciła i zarządziła nakrywać do stołu. W przyjęciu uczestniczyli domownicy - dalsi kuzyni hrabiny, rezydenci oraz goście, którzy w zamku spędzali zimę. Popołudnie i wieczór upłynęły na radosnym biesiadowaniu, tańcach i grach towarzyskich. Małgorzata pochłonięta zabawą, zapomniała o Całunie i ojcu Roger. Hrabia dotrzymywał towarzystwa Małgorzacie, opowiadając zabawne historie, czym doprowadzał ją do szczerego śmiechu. Schlebiało jej zachowanie hrabiego, choć nie dała tego po sobie poznać. Około północy, rozbawiony i szczęśliwy hrabia de Vichoun odjechał. Małgorzata w towarzystwie Joanny udała się do sypialni. - Bardzo ciekawy, ale męczący wieczór. Odwykłam już od rozrywek, prowadzę takie pustelnicze życie - powiedziała Małgorzata. - Teraz marzę tylko o tym, aby zasnąć. - Nie przypuszczałam, że hrabia tak się lubi bawić. Przy tym jest nadzwyczaj uprzejmym i miłym człowiekiem - zauważyła służąca. - Pewnie masz rację, Joanno - przytaknęła Małgorzata. - Możesz odejść. Poradzę sobie z przebraniem. Chciałabym zostać sama. Małgorzata wyczerpana zabawą, pogrążyła się szybko we śnie. Wkrótce ujrzała obrazy poprzedniej nocy. Tym razem, zniewalający głos dochodził zewsząd. Poczuła, jakby wydobywał się także z niej samej. Obudziła się z krzykiem. Był środek nocy. Wiedziała, że do rana już nie zaśnie. Ubrała się więc szybko i przypadła do klęcznika. Rozpoczęła głośną i żarliwą modlitwę, próbując odgonić natrętne myśli. Ale wspomnienie skrzyni i tajemniczy głos wciąż wracały do niej. Zaczęła mówić jeszcze głośniej, usiłując przypomnieć sobie wszystkie modlitwy, jakie znała. Wkrótce uspokoiła się, ale nie podniosła z kolan. "Nie zaznam więc spokoju, dopóki nie odnajdę Całunu. A co wtedy Co oznaczają słowa "idź i ukaż" Kto pomoże mi rozwikłać tę zagadkę" - rozmyślała gorączkowo. Klęcząc, przetrwała do rana. Gdy zaczęło świtać, przywołała Joannę. - Teraz nie będę jadła - oznajmiła. - Przygotuj jakieś oświetlenie, chcę zejść do piwnicy. I proszę, nie wspominaj o tym nikomu. Zastanowiła się, czy powinna powiadomić ojca Roger. "Zapewne powie, że jestem przewrażliwiona. Nie, nie przyznam mu się. Przynajmniej nie teraz. Sama poszukam Całunu. Może wtedy przyjdzie jakieś rozwiązanie" - postanowiła. Gdy zeszła do sieni, powiadomiono ją, że przyjechał posłaniec od hrabiego de Vichoun. Małgorzata przyjęła go niechętnie. - Hrabia przekazuje serdeczne podziękowania za wystawne przyjęcie i z niecierpliwością oczekuje rewizyty - oznajmił chłopiec. - Można wiedzieć, kiedy - zapytała Małgorzata. - Pan hrabia spodziewa się pani hrabiny jeszcze dziś wieczorem. - Odpowiedz więc swemu panu, że nie będzie to możliwe. Możesz odejść. "Nie powinnam była tak potraktować hrabiego. Gotów się obrazić, a kto wtedy równie skutecznie zaopiekuje się moimi finansami" - przestraszyła się, gdy posłaniec odszedł. - Nieważne. Niech się dzieje wola Boża - powiedziała już głośno i zeszła do piwnic. Zeszła sama. Nie chciała, by ktokolwiek jej towarzyszył w odkrywaniu tajemnicy. W zamkowych piwnicach nie była od lat. Na co dzień, schodziła tutaj jedynie służba. Pochłonęła ją ciemność, świeca rzucała tylko wąski krąg światła. Małgorzata poczuła na policzkach oblepiającą wilgoć. - Skrzynia stała za drzwiczkami, niemal niezauważalnymi na pierwszy rzut oka - przypominała sobie głośno. - Z ojcem byłam tutaj tylko raz. Wtedy nawet nie próbowałam zapamiętać tego miejsca. Wkrótce znalazła drzwiczki. Na szczęście nie były zamknięte na klucz. Postawiła świecę na posadzce i z trudem je odchyliła. Z futryny na głowę Małgorzaty posypał się wieloletni kurz. Otrzepała ubranie z pyłu i szarpnęła mocno drzwi do siebie. W mdłym blasku świecy, zalśniły okucia. Skrzynia, jak na swoje lata, zachowała się w doskonałym stanie. - Jest taka, jak we śnie, nawet okazalsza - szepnęła Małgorzata. Podniosła wieko, skrzypnęły stare zawiasy. Oświetliła wnętrze skrzyni. Na dnie, wciśnięte w kąt, leżało białe zawiniątko. Małgorzata wstrzymała oddech. Ostrożnie, drżącymi palcami wyciągnęła zawiniątko ze skrzyni. Płótno przykrywała warstwa kurzu. Małgorzata zatrzasnęła wieko i zamknęła drzwiczki. Ukryła zawiniątko w połach sukni i z bijącym sercem wybiegła z piwnicy. Przechodząc obok celi ojca Rogera, zatrzymała się. "A gdybym wstąpiła do niego Obejrzelibyśmy razem płótno. Na pewno wie więcej na jego temat, niż ja" - pomyślała. Przypomniała sobie jednak rozmowę, którą odbyli poprzedniego dnia i zrezygnowała z odwiedzin. "Ojciec Roger wątpi w autentyczność Całunu, mimo że uznaje go jako relikwię. Dla niego jest to po prostu zwykła ciekawostka." Minęła wejście do celi zakonnika i pospieszyła do swoich komnat. Zamykając drzwi, przekręciła klucz we wszystkich zamkach. Nie chciała, by ktokolwiek jej przeszkadzał. Wszystkie świece, jakie znajdowały się w pomieszczeniu, postawiła na stole. Ostrożnie wyjęła zawiniątko i położyła przed sobą. Przyglądała mu się w milczeniu. - Przypomniałeś o swoim istnieniu. Ukaż się więc w swej okazałości - powiedziała Małgorzata i rozwinęła płótno. Jej oczom ukazała się biała tkanina, miejscami lekko zażółcona, jak to bywa ze wszystkimi starymi tkaninami. Na jednej stronie Całunu widoczne były odbicia przedniej i tylnej strony ciała młodego, wysokiego mężczyzny. Nigdzie nie przechodziły one na drugą stronę płótna. Odbicia kształtów ciała miały ciemnobrązowy kolor. Miejscami widoczne były ciemnoróżowe plamy. - To Najświętsza Krew Pana naszego Odkupiciela - szepnęła wstrząśnięta Małgorzata i przyklęknęła. Nie śmiała podnieść głowy. Osobliwa atmosfera wypełniła pomieszczenie. Klęcząc, przypomniała sobie słowa ojca, gdy przekazywał jej Całun: "Człowiek z Całunu, a nie mam wątpliwości, że jest to Jezus Chrystus, umarł na krzyżu śmiercią męczeńską. Przedtem poddany został smaganiom bicza rzymskiego. Przed wyprowadzeniem na miejsce stracenia ukoronowano go cierniem, w postaci czepca kolczastego. Relikwię tę otrzymałem od mego ojca, Gotfryda I. Teraz przekazuję ją tobie, córko. Strzeż Płótna, jak największego skarbu. Pamiętaj, nic cenniejszego nie istnieje na ziemi. Nie dopuść, by uczyniono z niego niewłaściwy użytek, niezgodny z nakazami naszego świętego Kościoła." Małgorzata chciała się modlić, ale nie mogła wydobyć z siebie żadnych słów. W głowie czuła zamęt. Klęczała przed stołem, obserwowała odblask świec pełgający na posadzce. Wydawało jej się, że powietrze faluje, a ona wraz z nim. Tkwiła w tej pozycji długo. Straciła rachubę czasu, więc gdy podniosła się z kolan, chciała biec do ojca Rogera. Zorientowała się jednak, że jest za późno. Złożyła Płótno i schowała do skrzyni, gdzie przechowywała najcenniejsze klejnoty. - Jutro pójdę do ojca Rogera. Teraz się prześpię, ochłonę. Opowiem mu o Całunie. Nie dam się zbić z tropu braciszkowi, on nie może mieć racji - powiedziała. Zdmuchnęła świece i położyła się. Za oknem zmierzchało, spadł śnieg i zerwał się porywisty wiatr. Małgorzata wtuliła się w owcze skóry. Nie mogła jednak zasnąć. Przed oczami wciąż stała jej postać z Całunu, ślady krwi i okrutnej męki. Przewracała się z boku na bok, ale sen nie nadchodził. - Co mam teraz czynić Wydobyłam Płótno z niepamięci, ale co mam teraz z nim uczynić - wyszeptała. Zasnęła dopiero o świcie. Zbudziło ją delikatne pukanie. Przez uchylone drzwi wsunęła się głowa Joanny. - Napalę pani w kominku. Jest bardzo zimny ranek - powiedziała wesoło. - Ojciec Roger jest u siebie - zapytała Małgorzata, siadając na łóżku. - Teraz będzie odprawiał nabożeństwo. Słyszałam jednak, że później chciał wyjechać. Nie mówił dokąd. - Zatrzymaj go. Muszę się z nim widzieć. Pomóż mi się ubrać. Chwilę później, Małgorzata pospiesznie przemierzała korytarze, by spotkać ojca Rogera. Gdy weszła do celi, zakonnik stał twarzą zwrócony do okna. - Wiem, z czym przychodzisz do mnie - powiedział, nie odwracając się. - Odnalazłaś je Małgorzata zamknęła cicho drzwi za sobą. - Tak. Kierowałam się tym, co widziałam we śnie - odparła. - Mam obawy, czy postąpiłaś słusznie. Jego miejsce jest tam, gdzie zostawił je twój ojciec. Nie należało zakłócać spokoju Płótnu. - O, właśnie nie! - Małgorzata podniosła głos. - Mam silne przeczucie, że teraz przyszedł czas na mnie. Muszę się nim zająć. - To Płótno przebyło długą drogę, zanim trafiło do waszej rodziny - zauważył zakonnik. - Mój ojciec otrzymał je od swego ojca, Gotfryda I. Ten natomiast od Filipa de Toucy, regenta Cesarstwa Wschodniego. Filip przywiózł Całun z Konstantynopola. Z resztą doskonale znasz tę historię. - Pamiętaj jednak, że twój dziad wybudował kościół w Lirey, by tam umieścić Całun. Płótno należy więc do tej świątyni. Tam powinnaś je umieścić - zauważył zakonnik. - Moi przodkowie byli przekonani o autentyczności Całunu. Czcili go jako najprawdziwszą relikwię. Ze względów bezpieczeństwa jednak zdecydowano się przenieść Całun do zamku i tutaj go chronić. - Skoro tak, to co teraz zamierzasz - zapytał ojciec Roger. - Jeszcze nie wiem, ale czuję, że Święte Płótno zmieni bieg mojego życia. - Oby tylko nie zawładnęła tobą chęć uczynienia z niego materialnego użytku. Jakkolwiek nie jestem przekonany o autentyczności Całunu, wszelkie próby czynienia z niego zwykłego, ziemskiego dobra, wydają mi się karygodne. - Nie obawiaj się, ojcze. Nie chcę z tej sprawy zrobić materialnego użytku - uspokajała Małgorzata. - Ale świat powinien zobaczyć cudowny wizerunek. - Człowiek jest słaby, Małgorzato. Wierzę w twoją szlachetność, ale do małości prowadzi bardzo krótka droga. Taka jest ludzka natura - westchnął ojciec Roger. - Przyjdę dzisiaj na wieczorne nabożeństwo. Chciałabym napełnić się Słowem Bożym, zanim cokolwiek postanowię - powiedziała Małgorzata. - Słusznie, moje dziecko - odrzekł zakonnik. - Powiedz, gdzie przechowujesz Całun - W moich prywatnych pokojach. Tam nikt go nie odnajdzie i nie zakłóci jego spokoju - odparła. - Chroń go więc. Zostań strażniczką na jego miarę. Jeśli któregoś dnia okaże się, że jest to faktycznie pośmiertne płótno naszego Pana, staniesz się wybraną. Rozumiesz, jedyną wybrana na ziemi - powtórzył z naciskiem ojciec Roger. - Rozumiem i podejmuję tę odpowiedzialność - powiedziała Małgorzata. - Żegnaj, ojcze. Do zobaczenie wieczorem. Miesiące, które pozostały do wiosny, Małgorzata spędziła na rozmyślaniach i modlitwie. Z ojcem Rogerem widywała się rzadko, czas wolała spędzać samotnie. Od dnia, w którym rozwinęła Płótno po raz pierwszy, nie sięgnęła już po nie. Często jednak wpatrywała się w skrzynię, gdzie było ukryte. Codziennie długo i głośno modliła się i rozprawiała ze sobą. - Jeśli dałeś mi znak, bym cię odnalazła, wskaż mi teraz następny krok. Myślę, że nie chcesz nadal być ukrytym przed światem. Nie wszyscy wierzą tak mocno, jak ojciec Roger. Są tacy, jak niewierny Tomasz, który musiał zobaczyć i dotknąć, by uwierzyć. Gdyby ludzie ujrzeli Twoją Najświętszą Krew, ślady po cierpieniach, jakie Tobie, Chryste zadano, umocniliby się w wierze katolickiej. Mam więc wyjść do ludzi, by głosić mękę i Twoje chwalebne Zmartwychwstanie - przemawiała Małgorzata do skrzyni. Nie usłyszała jednak żadnego wewnętrznego głosu, ani żaden sen nie wskazał rozwiązania. Po długiej i męczącej zimie, wiosna przyszła późno, ale wybuchła ze zdwojoną siłą. Zapach kwitnących krzewów i kwiatów wdzierał się każdą szczeliną do zamku. - Jak dobrze, że można już zrzucić te ciężkie suknie i cieszyć się wreszcie wiosną - powiedziała hrabina któregoś ranka do Joanny. - Wszyscy z utęsknieniem czekaliśmy na wiosnę. Ludzie zaczęli się uśmiechać i są weseli. Proszę koniecznie zrobić przejażdżkę na łąkę, tam nad rzeczkę. Jak tam pięknie! Myślę, że tak właśnie będzie w raju - westchnęła z zachwytem służąca. - Na łąkę mówisz - zastanowiła się Małgorzata. - Pojadę tam dzisiaj po południu. Zaczerpnę wiosennego powietrza. - Będzie pani zachwycona. Po obiedzie przygotują pani powóz. Istotnie łąka rozkwitła pełną paletą barw, a w powietrzu unosił się słodkawy, urzekający zapach. Małgorzata wysiadła z powozu i weszła w gęste trawy. Dobiegł ją szmer strumyka. Podeszła do wody, nabrała w dłonie i obmyła twarz. Spojrzała w słońce. Poczuła ciepło rozlewające się po całym ciele. - To jest to miejsce. Najpierw więc tutaj objawisz się światu - wyszeptała. Wróciła szybko do powozu. Gdy znalazła się w swych pokojach, odchyliła wieko skrzyni i wyjęła Całun. Rozłożyła go, jak poprzednim razem, na stole. Długo wpatrywała się w odbicie umęczonej twarzy Chrystusa. Wyszła na korytarz i przywołała Joannę. - Proszę, by mi teraz nie przeszkadzano. Nie ma mnie dla nikogo, choćby świat się kończył - oznajmiła służącej - chyba, że ojciec Roger zechce mnie odwiedzić. - Ojciec Roger zamknął się w swej celi i odmawia przyjmowania posiłków. Martwię się o niego - powiedziała zaniepokojona Joanna. - Widocznie znów wyznaczył sobie prywatne posty. Nam nic do tego. Nie wolno mu przeszkadzać. - Ale on tak już źle wygląda - odparła z przejęciem Joanna. - Wie, co robi. A ja chciałabym odpocząć po spacerze. - Była pani na łące - zapytała zawsze ciekawa służąca. - Byłam - odparła hrabina. - Jeśli będziesz mi potrzebna, zawołam cię. Małgorzata zamknęła za sobą drzwi i przekręciła klucz. Przez kilka kolejnych dni nikt nie miał do niej dostępu. Kazała przynosić sobie posiłki do pokoju, ale jadła mało. Joanna odnosiła do kuchni niemal pełne półmiski. W końcu Małgorzata opuściła pokoje i przywołała dwoje młodych służących. - Skonstruujcie sztalugę wysoką na dwa metry i jutro, w niedzielę, zawieźcie na łąkę nad rzeczką Doubs. Tam postawcie w najwyższym punkcie. Jednocześnie zawiadomcie mieszkańców okolicznych wiosek, by stawili się licznie na łące. Zobaczą coś, czego nie spodziewaliby się nigdy ujrzeć. Proszę zawiadomić także ojca Roger. On będzie wiedział, o czym mowa. Godziny pozostałe do pierwszego wystawienia Całunu, Małgorzata spędziła w zamkowej kaplicy. Spodziewała się spotkać ojca Rogera, ale zakonnik nie pojawił się. "Zapewne wciąż odprawia posty, a wtedy jest nieobecny dla świata - pomyślała - cóż, zrobię to bez jego błogosławieństwa." W niedzielę rano, przemierzała szybko pokój, podekscytowana zdarzeniami nadchodzącego dnia. Nie zjadła śniadania, wypiła jedynie kwartę mleka. - Czy wszystko przygotowane zgodnie z moimi zaleceniami - zapytała Joannę, gdy ta pomagała w zakładaniu sukni. - Tak, pani hrabino. Chłopcy na panią czekają - odparła służąca. - Świetnie. Zaraz do nich pojadę. - Czy ja także mogę zobaczyć to szczególne widowisko - zapytała nieśmiało służąca. - To nie widowisko, moja droga. Przyjdź jednak, nie będziesz żałować. Gdy Joanna opuściła pokój, Małgorzata włożyła Płótno do specjalnie uszytej, ozdobnej sakwy. - Niech się dzieje Twoja wola, Chryste - powiedziała i pocałowała rąbek tkaniny. Chwilę później siedziała już w powozie, zdążając w stronę łąki. Gdy przybyła na miejsce, zgromadził się już tłum gapiów, żądnych sensacji. Na widok powozu, przez zgromadzonych przeszedł pomruk: - Sama pani hrabina przyjechała, wydarzy się coś ważnego. Małgorzata poleciła jeszcze poczekać, licząc, że przybędzie więcej widzów. Rzeczywiście, wkrótce łąka wypełniła się po brzegi. Wieść o jakimś niezwykłym wydarzeniu rozeszła się lotem błyskawicy. Gdy słońce stanęło wysoko na niebie, Małgorzata weszła na specjalnie przygotowany podest i przemówiła: - Mieszkańcy wiosek i przysiółków! Poleciłam, byście przybyli licznie na tę łąkę, bo stała się rzecz niezwykła. Powiem jednak najpierw, że ci, którzy głodni są sensacji i taniej rozrywki, mogą odejść. Ich zachcianki nie zostaną zaspokojone. Nie zobaczą tu bowiem owłosionych dzieci ani dwugłowych niedźwiedzi. Radość natomiast, odnajdą ci, którzy prawdziwie wierzą w Jezusa Chrystusa, w Jego śmierć na krzyżu i Zmartwychwstanie. Ród de Charnay, którego mam zaszczyt być przedstawicielką, przez lata sprawował pieczę nad Płótnem, w które owinięto ciało Pana Jezusa, i które w cudowny sposób utrwaliło Jego wizerunek. Dzisiaj chcę się z wami podzielić widokiem tej wielkiej relikwii i czcić Przenajświętszą Krew Pana naszego Jezusa Chrystusa. Niech teraz zbliżą się ci, którzy stoją na przedzie, a później zwolnią miejsce dla pozostałych. Wszyscy powinni zobaczyć Całun i uwielbić umęczone członki Boga-Człowieka. Rozwinięto Płótno na sztalugach. Ludzie zaczęli się cisnąć. Przez tłum przeszedł szmer zadziwienia, niektóre kobiety zaczęły szlochać. Odważniejsi próbowali dotknąć Płótna, ale dostępu broniła służba Małgorzaty. Hrabina została na podeście, obserwując reakcję zgromadzonych. Ktoś zaintonował modlitwę. Tłum podjął ją spontanicznie i zaczął żarliwie się modlić. Niektórzy padli na kolana i głośno zawodzili. Do Małgorzaty podbiegła podekscytowana Joanna. - Pani hrabino, to cudowne, przepiękne wydarzenie! Ludzie nie zapomną tego pani przez wieki. To tak, jakby żywy Chrystus stanął między nami! - wykrzyknęła. - Taki był mój zamiar - odparła Małgorzata. - Chciałabym, by od tej pory ludzie nazywali to miejsce Łąką Pana, na cześć pierwszego wystawienia Całunu. -Och, na pewno przyjmą tę nazwę z radością! - potwierdziła z entuzjazmem Joanna i biegiem powróciła wielbić Całun. Małgorzata zachwycona sukcesem, jaki odniosło pierwsze wystawienie, postanowiła wyruszyć z Całunem poza granice swych włości. Codziennie, wielokrotnie zastanawiała się, jaką trasę powinna obrać. Ze swych przemyśleń zwierzała się Joannie, która stała się jej jedyną powierniczką. - Objadę całą Szampanię, każdą wioskę i miasteczko. Zagram na nosie tym, którzy uważają, że Całun powinien znaleźć się znów w Lirey. - Wspaniały pomysł! - wykrzyknęła służąca, która zachwycała się wszystkimi pomysłami swej pani. - Dowiodę im, że zamknięcie Płótna w prowincjonalnym kościółku mija się z celem. Tę relikwię powinny zobaczyć masy, im więcej osób tym lepiej. W ten sposób, można przyciągnąć wiele dusz do Chrystusa. Kościół powinien być mi za to wdzięczny i docenić mój wysiłek. Równie dobrze, mogłam ukryć Całun i nikt by się o nim nie dowiedział. - Jeszcze będą pani dziękować, jestem przekonana - przytaknęła Joanna. - Może to śmiałe porównanie, ale czy nie jestem jak trzynasty apostoł, głoszący chwałę Zmartwychwstania - zamyśliła się Małgorzata. - I pomyśleć, że mnie to było dane. - Czy ja...Czy mogłabym teraz zobaczyć jeszcze raz Całun Tylko chwilę, uwielbić go, choć krótko - zapytała nieśmiało służąca. - Nie, Joanno. To nie zabawka, którą można oglądać, kiedy przyjdzie ochota - odparła Małgorzata. - Zobaczysz go podczas następnych wystawień. - Zabierze mnie więc pani w podróż - ucieszyła się Joanna. - Zasłużyłaś na to i liczę na twoją pomoc. Tymczasem biegnij i przynieś mapę. Musimy obmyślić trasę naszej wędrówki. Kolejne dni upłynęły Małgorzacie na przygotowaniach do podróży. Planowała ją, na co najmniej kilka miesięcy. Wszystko odbywało się w głębokiej tajemnicy. Małgorzata nie chciała, by jakikolwiek sygnał dotarł do ojca Rogera. Także Joannie nakazała całkowite milczenie. - Lepiej będzie, gdy ojciec Roger dowie się później, albo w ogóle, jeśli to możliwe - tłumaczyła służącej. - Nie był przychylny rozpowszechnieniu Całunu i nie sądzę, by zmienił zdanie. Jeśli Całun zatriumfuje we Francji, być może wtedy uda się go przekonać do pomysłu wystawień. W pielgrzymkę po Szampanii Małgorzata ruszyła miesiąc po pierwszym wystawieniu. Zamek opuściła w nocy, by ograniczyć liczbę świadków swego wyjazdu. Zabrała dwa powozy oraz kilku służących, którym najbardziej ufała, w tym najbardziej zaufaną, Joannę. Wszystkie wystawienia w Szampanii, a odbyło się ich kilkadziesiąt, zgromadziły nieprzebraną ilość wiernych. Małgorzata triumfowała. Wracała do domu zmęczona, ale szczęśliwa. Gdy przybyła do zamku, poleciła przygotować wystawną ucztę i postanowiła zaprosić ojca Rogera. Całun ukryła ponownie w sypialni. - Nie przypuszczałam, że przyniesiesz mi aż takie szczęście - szepnęła, zamykając wieko skrzyni. Uradowana pobiegła do ojca Roger, chcąc z nim podzielić się swą radością. Zastała go, jak zawsze w celi, pogrążonego w modlitwie. Zauważyła, że w czasie jej nieobecności bardzo się posunął. - Ojcze, jestem. Pozwól, niech cię uścisnę - wykrzyknęła na powitanie. - Długo cię nie było, moje dziecko - powiedział jakoś smutno zakonnik. Tak przynajmniej wydało się Małgorzacie. - Wyjeżdżałam. Nie stało się nic złego. - Prawda, zawsze lubiłaś podróżować - ojciec Roger oparł się o ścianę i przymknął oczy. Wyglądał na zmęczonego. - Tym razem była to specjalna podróż. Wahałam się, czy powinnam o tym mówić. Byłeś przecież przeciwny. Ja jednak postanowiłam inaczej - powiedziała hrabina. - Wiem, czym chcesz się podzielić - przerwał zakonnik. - Nie opowiadaj, co dalej. - Nie chciałabym, byś mnie zrozumiał opacznie, żebyś nie myślał, że ja przeciwko tobie... - zająknęła się Małgorzata. - Nic nie myślę. To była twoja decyzja. Jesteś dorosłą kobietą, spadkobierczynią rodu de Charnay i Całunu. Mnie nic do tego. - Ojcze, mam przeczucie, więcej, jestem przekonana, że poruszyłam wiele serc, wielu umocniłam w wierze. - Chcesz znać moje zdanie - zapytał zakonnik. Małgorzata przytaknęła. - Mnie przypomina to niestety jarmarczne widowisko. Nie zapominaj, że na wystawienia przychodzą przede wszystkim bardzo prości ludzie. Wiesz, jak zręcznie można nimi manipulować, wmówić rzekomą prawdę. Takie zbiegowiska bardzo sprzyjają oszustom, których nie brakuje. - Nie widzę nic złego, w tym, co zrobiłam - obruszyła się Małgorzata. - Jeszcze jedno. Podczas twojej nieobecności nadszedł list od kanoników z Lirey. - I co piszą - skrzywiła się Małgorzata. - Domagają się zwrotu Całunu - Właśnie. Natychmiastowego zwrotu - podkreślił zakonnik. - Nie wierz im, ojcze. Chcą przywłaszczyć korzyści, która ja wypracowałam. Nie mogą przejść nad tym, że to ja wpadłam na pomysł wystawień. Byli w posiadaniu Całunu wcześniej. Równie dobrze oni mogli to zrobić. Teraz jest za późno. - Korzyści O czym mówisz - zapytał zdumiony ojciec Roger. - Wyobraź sobie, że niektórzy chcieli zapłacić, duże sumy, by zobaczyć Całun. Wieść o nim rozchodziła się błyskawicznie. Zanotowano nawet kilka uzdrowień - wyjaśniła podekscytowana Małgorzata. - I ty przyjęłaś pieniądze od tych biedaków - oburzył się zakonnik. - Nie wszyscy byli biedakami. Kto mógł, ten płacił. Nikt się nie buntował. Nie widziałam więc, w takim wypadku powodu, by nie zbierać datków. Część oddam naszej zamkowej kaplicy, reszta pokryje koszty mojej podróży. W końcu to też kosztuje. Ojciec Roger milczał, intensywnie wpatrując się w twarz hrabiny. - Teraz wyruszam na podbój Paryża, a później, kto wie, może całej Europy - ciągnęła Małgorzata. - Najpierw chcę jednak odpocząć, nacieszyć się pełnią lata na wsi, odrobić towarzyskie zaległości. - Posłuchaj, nie przyjmę od ciebie tych pieniędzy. Twój ojciec byłby zrozpaczony, Małgorzato - powiedział cicho zakonnik. - Mój ojciec przed wszystkim popełnił błąd, chcąc ukryć Całun przed światem - odparła zapalczywie hrabina. - Nie popierałem twojej decyzji, a teraz patrzę przerażony na to, co robisz, na twoje próby kupczenia świętością. Wybacz, inaczej tego nie potrafię nazwać - powiedział wzburzony ojciec Roger. - Przyznaj, ojcze, że nigdy nie byłeś przekonany o autentyczności Całunu. Nie rozumiem wiec, dlaczego tak nagle go bronisz - Nie jestem przekonany, ale podzielam pogląd Kościoła na ten temat. Przyjmuję, więc, że Chrystus został owinięty w to Płótno. Choć dla wzmocnienia mojej wiary nie potrzebuje takiego przeświadczenia. - Niektórzy jednak potrzebują. Zresztą niepotrzebnie filozofujesz. Płótno, autentyczne, czy nie, wzbudza entuzjazm wiernych. Nie widzę powodu, by na tym nie skorzystać - odparła Małgorzata. - Nie oddasz, więc, Całunu do kościoła w Lirey - zapytał cicho ojciec Roger. - Ani mi się śni! - wykrzyknęła Małgorzata. - Całun jest mój i tylko mój. Ja go odziedziczyłam i nie mam zamiaru z nikim się nim dzielić. - Widzę, moje dziecko, że nasze drogi się rozchodzą - powiedział smutno zakonnik. - Przykro mi. Ale przyznaj, że nigdy nie próbowałeś mnie nawet zrozumieć, choć ja zawsze przyjmowałam twoje zdanie za słuszne. Jesteś niesprawiedliwy. - Nie osądzaj pochopnie. Pamiętaj, że ty, jak i ja, będziemy sądzeni tylko przez Boga. Nam nie wolno ferować wyroków. - Ta rozmowa nie ma sensu - Małgorzata podniosła się. - Chciałam zaprosić cię dzisiaj na ucztę. Ale przypuszczam, że nie przyjdziesz. - Sprawiłbym ci tylko przykrość. Jeśli mógłbym jeszcze coś doradzić, odwołaj proszę, podróż do Paryża - poprosił ojciec Roger. - Nie rozmawiajmy więcej na ten temat. Nie przekonamy siebie nawzajem - ucięła Małgorzata. - Obiecaj przynajmniej, że to przemyślisz - poprosił cicho ojciec Roger. - Dobrze, przemyślę - powiedziała Małgorzata i wyszła bez pożegnania. Wkrótce, zgodnie ze swymi planami, Małgorzata wyruszyła do Paryża. Ojca Rogera już nie odwiedziła. W podróży towarzyszyła jej ogromna świta. W stolicy czekano na nią z niecierpliwością. Sam król wyraził zainteresowanie i zapowiedział swój udział w uroczystości. Małgorzata zorganizowała w Paryżu kilka wielkich wystawień. Później ruszyła w objazd po okolicy. - Widzisz, Joanno, nawet sam król przyklasnął mojemu pomysłowi i stał się czcicielem Całunu. Dzięki temu i zarobionym pieniądzom możemy zakosztować uroków stolicy - mówiła do Joanny. - Ach, jak Paryż jest piękny! - zachwycała się służąca. - W najśmielszych snach nie potrafiłam sobie tego wyobrazić! Małgorzata zabawiła w stolicy do końca jesieni. Korzystała z królewskiej gościny, uczestniczyła w balach i przyjęciach. Na rozrywkach i zabawie, czas mijał bardzo przyjemnie. Zanim spadł pierwszy śnieg, Małgorzata pojawiła się w rodzinnym zamku. - Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej - powiedziała, gdy przekroczyła próg. - Zanim wyruszę w podróż po Europie, muszę się nacieszyć starymi kątami - dodała, uśmiechając się do siebie. - Pani hrabino - powiedział służący, który wyszedł ją powitać. - Mam wiadomość. Lepiej będzie, gdy pani dowie się od razu. - Cóż, może znowu pisali ci szaleni kanonicy z Lirey - zapytała wesoło. - Pienią się ze złości, a ojciec Roger przejmuje się ich wezwaniami. Muszę mu w końcu uświadomić, że nie ma powodu do niepokoju - Ojciec Roger nie żyje - powiedział służący i oddalił się. Na twarzy Małgorzaty zgasł uśmiech. Stała w zamkowym korytarzu, nie mogąc zrobić ani kroku. W końcu pobiegła do celi zakonnika. Tam wszystko trwało na swoim miejscu, jakby mieszkaniec celi dosłownie przed chwilą ją opuścił. Małgorzata z płaczem rzuciła się na podłogę. Po całym zamku niósł się jej rozdzierający krzyk: - O, nikczemna, niedobra i głupia Małgorzato! Dlaczego dopiero teraz zrozumiałaś Jak małodusznie i niegodnie postąpiłaś! Dlaczego, ojcze musiałeś odejść, bym zrozumiała swoje zachowanie Wybacz mi, i Ty, Boże wybaczcie mi, że uległam chciwości. Chęcią zarobku sprofanowałam Całun, Najświętsze Płótno. Nie przeszłam próby, jestem zwykłym, podłym ziemskim robakiem i słusznie będę się smażyć w piekle po wieczne czasy. Nigdy nie wybaczysz mi, Boże, bo mój postępek nie zasługuje na wybaczenie! Zrozpaczona Małgorzata długo leżała na kamiennej posadzce. Kazała sobie przynieść sakwę z Całunem do celki ojca Rogera. Przycisnęła zawiniątko do ust i powiedziała do służących: - Odwieziecie ten pakunek do kościoła w Lirey. Natychmiast, pod wzmożoną eskortą. Żegnaj - zwróciła się do Całunu. - Niech cię pielęgnują bardziej godne ręce. Pozwól jednak, mnie grzesznej, wielbić ciebie do końca mych dni. Różne krążyły legendy o dalszym losie Małgorzaty de La Roche, z rodu de Charnay. Jedni mówili, że oszalała i spędziła resztę życia zamknięta w swych komnatach. Inni, że incognito przemierzyła Europę, ale wkrótce zmarła ze zgryzoty. Jeszcze inni, że rozdała cały swój majątek ubogim, ścięła włosy i wstąpiła do klasztoru. Jako mniszka została niestrudzoną głosicielką Zmartwychwstania i Miłości Bożej. Pewne było jedno: to dzięki Małgorzacie de La Roche, z rodu de Charnay, Francja poznała wizerunek Chrystusa utrwalony na Całunie. Niedługo zobaczyła go cała Europa i rozpoczął się jego prawdziwy triumf w ludzkich sercach, który trwa aż do dzisiaj.

Książka "Świadkowie Całunu" - Maria Spiss - oprawa miękka - Wydawnictwo M. Książka posiada 110 stron i została wydana w 2004 r.

Spis treści:

Rozdział I
Odkryć tajemnicę - czyli o Małgorzacie z rodu de Charnay i pierwszych wystawieniach Całunu w XV wieku
Rozdział II
Bóg jest miłosierny - czyli o błogosławionym Sebastianie Valfre i pierwszych próbach konserwacji całunu w XVII wieku Rozdział III
Ukazać Święte Oblicze całemu światu - czyli o adwokacie, fotografie-amatorze Secondo Pia i pierwszej fotografii Całunu w 1898 roku Od Autora
Posłowie - ks. Jerzy Chmiel