pokaz koszyk
rozwiń menu
tylko:  
Tytuł książki:

Rekolekcje z ... Św. Tomasz z Akwinu

Dane szczegółowe:
Wydawca: Wydawnictwo M
Oprawa: miękka
Ilość stron: 138 s.
Wymiar: 120x190 mm
EAN: 9788372214447
ISBN: 83-7221-444-1
Data: 2005-03-11
Cena wydawcy: 6.00 złpozycja niedostępna

Opis książki:

Poszukując pomysłu na rekolekcje, Autorzy postanowili nie narzucać niczego Tomaszowi z Akwinu, ale raczej dać się jemu prowadzić. Dlatego wiara, nadzieja i miłość wyznaczają porządek piętnastu dni. Brat Tomasz dwukrotnie przyjął taki podział, gdy poproszono go, by krótko i przystępnie przedstawił całość nauki chrześcijańskiej: w swoich kazaniach wielkopostnych w Neapolu i w Streszczeniu teologii.
FRAGMENT
I. Wiara
2. Relacje są najważniejsze
"Nie ma wątpliwości, że Ojciec niczego nie potrzebuje, tak też ani Syn, ani Duch Święty niczego nie potrzebują. Mówiąc ściśle ten czegoś potrzebuje, komu brakuje czegoś do doskonałości, a tego nie można powiedzieć ani o Ojcu, ani o Synu, ani o Duchu Świętym. Jednak Ojciec nie mógłby być doskonały, gdyby nie miał Syna, ponieważ nawet Ojcem nie byłby bez Syna; i nie byłby doskonałym Bogiem, gdyby nie miał Słowa oraz Tchnienia Życia [...] Wspólne więc jest Ojcu i Synowi, i Duchowi Świętemu, iż żaden z nich niczego nie potrzebuje i wspólne jest każdemu z nich, iż żaden nie może być doskonałym Bogiem bez dwóch pozostałych". Kim jest Bóg Trójjedyny To najważniejsze pytanie, które możemy sobie zadać, nie ma ważniejszego. Tam wszystko się rozpoczyna i wszystko znajduje swój kres: tam, czyli gdzie Święty, Święty, Święty, wielka wizja Izajasza wzywa do milczenia: jestem człowiekiem o nieczystych wargach - mówi prorok; jak my wszyscy, którzy stajemy ze słabością i niewiedzą przed przekraczającą wszystko Tajemnicą Boga w Trójcy Osób. Chodzi o głębokości Boże - nikt ich nie przeniknie, tylko Duch. Odpowiedź na najdonioślejsze pytanie naszej wiary pozostaje więc ukryte w Majestacie. Bardzo młody jeszcze Tomasz, cytując św. Grzegorza napisał: Tak jak poznajemy Boga w sposób niedoskonały, tak samo też nazywamy Go w sposób niedoskonały, jakby bełkocząc. Tekst, który rozpoczyna ten dzień rekolekcji utkany jest z paradoksów. Bez Syna Bóg Ojciec nie byłby Ojcem, bez Ojca i Syna nie byłoby Ducha Świętego, a bez Ducha Świętego nie byłoby Ojca i Syna. Bóg nie byłby Bogiem, gdyby nie był Ojcem, Synem i Duchem Świętym. Tomasz pisze o czymś, co nigdy się nie zdarzyło i nigdy się nie wydarzy, co więcej, nigdy nie może się stać. Bóg jest Trójcą i nie było takiej chwili, w której by Nią nie był. Dlaczego więc Akwinata zdecydował się zapisać ten fragment Może po to, by dać nam klucz do Tajemnicy To jest najpiękniejsze w tym fragmencie: gra słowa "potrzebować". My "potrzebujemy" zawsze, gdyż zawsze nam czegoś brakuje. Bóg Ojciec jest doskonały i niczego nie "potrzebuje". Jest doskonały, posiada wszystko, całe bogactwo istnienia, myśli i miłości. Może nawet budzić świętą zazdrość - jest Pełnią. A jednak bardzo głęboko, u samych podstaw swojej natury "potrzebuje" Syna. Dlaczego Tu właśnie trzeba zamilknąć. Po prostu już tak jest, Bóg jest taki i takim "potrzebującym" trzeba Go adorować. Ojciec wypowiada w Synu i do Syna swoje "potrzebuję Ciebie Synu", a Syn odpowiada "potrzebuję Ciebie Ojcze". Razem tchnąc Ducha Świętego mówią: "Potrzebujemy Ciebie", a Duch odpowiada tym samym. Jeżeli to Boże odwieczne "potrzebuję" obudzi się w nas, a może się odezwać z wielką siłą, to Tajemnica Trójcy stanie się choć trochę jaśniejsza. Wypowiedziane z głębi skruszonego i pokornego serca słowo "potrzebuję" przebija się przez zasłonę Tajemnicy. Nazwijmy to inaczej. Życie Trójcy Świętej, to odwieczne wzajemne "obdarowywanie" i "przyjmowanie" - Istnienia, Miłości, Dobroci, wszystkiego, co najdoskonalsze i najpiękniejsze. Ojciec, Syn i Duch Święty żyją bezkresnym Darem i Miłością. Nie wystarczy "potrzebować", trzeba umieć... ręka chce napisać "podzielić się" tym, co się posiada. Na to w oczywisty sposób wskazuje logika i poczucie zdrowego rozsądku, a także jakieś wyczucie języka polskiego. Jednak w Trójcy Świętej jest inaczej, każdy oddaje siebie całego, wszystko, czym jest - bez reszty powierza się Drugiemu, sam też otrzymuje absolutnie wszystko. Stajemy tu gdzieś na granicy naszej wyobraźni. Ojciec jest cały oddany Synowi i jest tym oddaniem, najdosłowniej jest tym oddaniem. Syn powierza się całkowicie Ojcu i jest tym powierzeniem. Obaj powierzają się Duchowi, a On powierza się Im, nie pozostawiając niczego dla siebie. Nasz język brzmi tu pokracznie. To wzajemne powierzenie się Osób sobie nawzajem jest zawsze przyjęte, nie jest skierowane w próżnię, ale zawsze otrzymuje odpowiedź i potwierdzenie. To jakby zakochani nagle cali przemienili się w miłość, już nie on kocha i ona kocha, ale on jest miłością i ona jest miłością. To chyba najlepsze porównanie. Tak jest odwiecznie i pozostanie po wszystkie czasy. Nikt w Trójcy nie żyje dla siebie. Od Trójjedynego Boga do naszego życia droga jest bliższa, niż nam się z początku może wydawać. Kto wyrusza na poszukiwanie prawdy o niezgłębionej Tajemnicy Trójcy Świętej, ten ze zdziwieniem odkryje w pewnej chwili, że wszedł także na drogę, która prowadzi do zrozumienia siebie samego. Między nami, a Trójcą jest, jak między obrazem a pierwowzorem. Obraz nosi w sobie bardzo wiele cech pierwowzoru, ale nigdy nie osiągnie pełnego podobieństwa. Nikt na ziemi nie potrafi tak malować, by obraz i wzór nie różniły się od siebie. Nawet fotografia zatrzymuje jakąś chwilę - nie potrafi przekazać ruchu, całego bogactwa, inności tego, co utrwala. Św. Tomasz z Akwinu pisał, że cały świat, bez żadnego wyjątku nosi w sobie "ślad" Trójcy Świętej, człowiek zaś jest Jej "obrazem". To znacznie więcej, jednak jak w każdym obrazie, tak i tu Pierwowzór jest bardzo oddalony od podobizny. Cały świat, wszystko, co istnieje, od mikroskopijnych "stworzonek", aż po potężne górskie szczyty Trójca Święta obdarzyła podobieństwem do siebie. Mistrz z Akwinu bardzo lubił nazywać Boga Artystą - Twórcą, a każdy Twórca pozostawia w swym dziele niezatarte piętno, jakieś odbicie siebie samego, jedynie jemu właściwe pociągnięcie pędzla czy uderzenie dłuta. Stworzenie świata było zadaniem dla największego Artysty, który wycisnął na nim znamię swojego Życia. Podobieństwo do Trójcy tkwi bardzo głęboko w całym wszechświecie, w nas samych, którzy jesteśmy "na obraz" Boży: Stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boży go stworzył. Obraz Trójcy w nas nie jest jakąś teologiczną abstrakcją, to konkret. Jeżeli mielibyśmy jednym zdaniem wyrazić, co Tomasz napisał o obrazie Trójcy Świętej w człowieku, wyglądało by to jakoś tak: relacje są najważniejsze. Najważniejsze są więzi, łączące z Bogiem i bliźnimi. Obraz Trójcy jest odbiciem, odwzorowaniem w nas Miłości, Daru, tego całoosobowego, całkowitego oddania, jakim darzą się Ojciec, Syn i Duch Święty. Relacje są najważniejsze, gdyż one tak naprawdę świadczą o tym, kim jesteśmy, czy jesteśmy zdolni do ofiarności, do rezygnacji z tego, co nasze, by przyjść z pomocą innym, by wielkodusznie dać im, co w nas najpiękniejsze. Relacje są najważniejsze, gdyż w wysiłku ich budowania stajemy się coraz bardziej ludźmi, stajemy się sobą, gdy "naśladujemy" Trójcę Świętą, Jej życie Miłością i Darem. Jak na dłoni widać teraz, co temu wszystkiemu się sprzeciwia. Zamknąć to można w jednym słowie: Egoizm, a więc brak hojności. Św. Tomasz z Akwinu bardzo precyzyjnie obnażył naszą podatność na postawy egocentryczne, na dla siebie z fragmentu Listu do Rzymian św. Pawła: Nikt z nas nie żyje dla siebie i nikt nie umiera dla siebie. Być dla siebie oznacza odnajdywanie szczęścia w sobie samym. Zamknięcie się na dobro i miłość, które przychodzą od innych. Gdy choć trochę jest się zaznajomionym z Tomaszową wizją szczęścia człowieka, wtedy wyobrażenie sobie takiego odnajdywanie szczęścia w sobie samym może wydać się czymś naprawdę tragicznym. Wpatrywanie się w siebie, nieustanne skupienie na sobie, głęboka niezdolność do przyjmowania darów Bożych i innych ludzi, wreszcie straszny smutek samotności. Takie szczęście nie jest niczym innym jak tylko pułapką. Tomasz, jakby chcąc od razu pokazać przeciwległy biegun takiej postawy cytuje dwa fragmenty z Biblii: ... nie szukając własnej korzyści...(1Kor 10,33) i nie nam Panie nie nam, lecz Twemu imieniu daj chwałę (Ps 113,9). Być dla siebie, czyli żyć według swojej własnej reguły. Cóż to znaczy Nie liczyć się z Bożym Prawem i Jego wolą. Oznacz przedkładanie swoich pomysłów nad Boże, pycha stawiania siebie w centrum wszystkiego, co się dzieje. Mierzenie wszystkiego i wszystkich swoją własną miarą, swoją, a nie Bożą miarą miłości. Nasza siła niech będzie prawem niesprawiedliwości (Mdr 2,11). Być dla siebie oznacza wreszcie żyć według swoich własnych poglądów, czyli według tego, co można zmieniać, kształtować dowolnie według swoich potrzeb. W świecie poglądów kryterium przyjemności odgrywa najważniejszą rolę; to, co trudne i domagające się wysiłku nie mieści się w poglądach. One nie interesują się Prawdą, którą jest Bóg, poglądy mają dać bezpieczeństwo i odpowiednią ilość argumentów przeciwko temu, co wymaga wysiłku i ofiary z siebie. Św. Tomasz poprzestał na tych trzech wymiarach egoizmu, można ich pewnie wymienić znacznie więcej, ale już tylko te, które wymienił nie pozostawiają żadnych wątpliwości: pomiędzy "naśladowaniem" Trójcy Świętej a egoizmem jest głęboka przepaść. Nie ma zgody między hojnością, darem z siebie, a pustką znajdywania szczęścia w samym sobie.
III. Miłość
5. Wewnętrzne owoce miłości
Jak odnaleźć w sobie taką wewnętrzną przestrzeń, która by pozwoliła na zdobycie odpowiedniego dystansu do tego, co dzieje się we mnie i wokół mnie, żeby móc mądrze to postrzegać i mądrze działać Jak sprawić, żeby nic nie mogło spowodować we mnie zamieszania, które odbiera trzeźwy rozum Co zrobić, żeby móc się cieszyć, ale tak, żeby ta radość się nie skończyła smutkiem, albo rozpaczą Co wreszcie uczynić, żeby w tym wszystkim nie pozostać nieczułym na to, co mnie otacza, nieczułym na ludzką biedę, na ludzki ból, na cierpienie, którego doświadczają inni Święty Tomasz z Akwinu odpowiada prosto, wydawałoby się w sposób nieco zbywający pytającego: Kochaj Pana Boga! Ale jeśli się bliżej przyjrzeć, w tej odpowiedzi zawierają się głębokie zasady duchowego życia człowieka. Odpowiedź ta obejmuje wszystkie powyższe pytania w samym rdzeniu. Bo wewnętrznymi owocami miłości do Boga jest prawdziwa radość, prawdziwy pokój i prawdziwe miłosierdzie. To działa również na odwrót: jeśli brakuje mi tych owoców, to trzeba się zapytać o stan miłości do Pana Boga we mnie. Miłość wprowadza człowieka w doskonałą radość. Nikt bowiem bez trwania w miłości nie ma prawdziwej radości. Ktokolwiek zaś czegoś pragnie, nie cieszy się, ani raduje, ani nie spocznie aż tego nie osiągnie. Bywa tak ze wszystkim, co doczesne, że gdy się czegoś nie posiada, chciałoby się to mieć, gdy z kolei już to posiadamy - budzi się niechęć i niesmak. Ale nie tak jest z tym, co duchowe. Szczególnie widać to w wypadku człowieka, który kocha Boga - już Go posiada i dlatego dusza miłującego i pragnącego może w Nim spocząć: "Kto trwa w miłości, trwa w Bogu, a Bóg w nim" - jak mówi św. Jan (1 J 4,16).(D.D.P., prol.) Radość rodzi się z posiadania tego, do czego się dążyło, bądź też jest wynikiem dobra, którego się pragnęło. Tak więc cieszy się dziecko, że dostało lizaka, o którego prosiło, ale też cieszy się przyjaciel z oczekiwanego sukcesu swojego przyjaciela. Miłość do Boga ma w sobie wymiar nieskończoności ze względu na relację przyjaźni z Nieskończonym Dobrem. Pragnienie dobra dla takiego Przyjaciela zawsze jest źródłem radości, bo On jest pełen dobra. Miłość do Boga ma też w sobie wymiar nieskończoności ze względu na nieograniczoną obecność Umiłowanego i bycie z Nim, w Nim i przez Niego za sprawą duchowego zjednoczenia. Dalej, miłość sprawia doskonały pokój. Bywa tak z tym, co doczesne, że jest częstym przedmiotem pożądania. Lecz zdobycie tegoż nie powoduje spoczynku duszy pragnącego, a nawet sprawia, że posiadając jedną rzecz, pożąda kolejnej. Dlatego Izajasz mówi: "Bezbożni są jak morze wzburzone, które się nie może uciszyć" i dalej: "Nie ma pokoju - mówi Bóg mój - dla bezbożnych". Ale nie tak jest z miłością do Boga. Kto bowiem kocha Boga, posiada doskonały pokój. Złożenie swego najgłębszego pragnienia w tym, co przemijalne, z konieczności kończy się smutkiem lub wręcz rozpaczą ze względu na naturę tego, co przemijalne: wszystko to ma swój koniec. Bywa tak, że człowiek ma do tego stopnia nieuporządkowane wnętrze, że najgłębszym dla niego pragnieniem dąży do tego, co trwa tylko kilka chwil. Jeśli mu się uda, znajduje ukojenie na miarę swojego pragnienia - na kilka chwil. Potem szuka czegoś bardziej oryginalnego, czegoś bardziej ekscentrycznego, znowu - na kilka chwil. Gdyby się głębiej zastanowić, to nie ma sensu. Mędrzec Kohelet w swej trzeźwości określa to krótko: "Wszystko to marność i pogoń za wiatrem" (Koh 2,11). Doskonałość radości i pokoju nie oznacza doskonałego zapatrzenia na swoją radość i swój pokój. Taki wysubtelniony egocentryzm wprost kłóciłby się z doskonałością i mógłby być oparty na udawanej radości i tłumionym pokoju. Konieczny jest trzeci owoc miłości, jaką sprawia w nas obecność Ducha Świętego - miłosierdzie. Właściwością bowiem radości jako owocu prawdziwej miłości jest to, że nie boi się ona pewnego rodzaju smutku. Miłosierdzie właśnie jest pewnym smutkiem spowodowanym współczuciem nad czyjąś biedą; biedą z różnych poziomów ludzkiego istnienia: duchową, intelektualną, psychiczną, fizyczną czy wreszcie materialną. Właściwością również pokoju jako owocu prawdziwej miłości jest gotowość do wyjścia ku czyjejś biedzie, gotowość narażenia siebie dla drugiego człowieka, a więc gotowość znoszenia smutku i trwogi. Mamy tego przykład w Panu Jezusie, który zgodził się odczuwać smutek i trwogę w Ogrodzie Oliwnym. Choć radość i pokój należą wprost do relacji z samym Panem Bogiem, to jednak - aby mogły być prawdziwe - muszą zawierać w sobie odniesienie do innych ludzi: "Jeśliby ktoś mówił: "Miłuję Boga", a brata swego nienawidził, jest kłamcą, albowiem kto nie miłuje brata swego którego widzi, nie może miłować Boga, którego nie widzi" - z rozbrajającą prostotą mówi św. Jan (1 J 4,20). Miłosierdzie zaś ma tę specyfikę, odróżniającą je pojęciowo od miłości, że jej motywem jest jakiś brak u drugiego człowieka. Ponieważ smutek lub ból powstaje ze zła, które nas samych dotyka, dlatego o tyle ktoś może smucić się z czyjejś biedy, o ile cudzą biedę uważa za swoją. To dzieje się dwojako. Po pierwsze, na podstawie wspólnoty uczuć, co też dokonuje się przez miłość. Skoro przyjaciel uważa swego przyjaciela jak swoje drugie "ja", dlatego jego biedę uznaje jako swoją i boleje nad biedą przyjaciela jak nad swoją. [...] Stąd Apostoł mówi: "Weselcie się z tymi, którzy się weselą, płaczcie z tymi, którzy płaczą" (Rz 12,15). Po drugie, cudzą biedę uważa się za swoją w wyniku rzeczywistej wspólnoty, gdy mianowicie czyjeś zło jest blisko nas i może od kogoś na nas przyjść. Filozof bowiem mówi, że ludzie litują się nad tymi, którzy są im bliscy i podobni, ponieważ przez to powstaje w nich myśl, że i ich może to samo spotkać. Dlatego też ludzie starzy i mądrzy, którzy zdają sobie sprawę z możliwości popadnięcia w zło, jak też słabi i lękliwi są bardziej miłosierni. Przeciwnie zaś ci, którzy uważają siebie za szczęśliwych i na tyle mocnych, że nic złego nie może im się przydarzyć - ci nie są tak miłosierni. Tak więc zawsze brak jest motywem miłosierdzia, albo ze względu na uznawanie czyjegoś braku za swój na podstawie zjednoczenia miłości, albo ze względu na możliwość cierpienia czegoś podobnego. Pycha może człowieka doprowadzić do tego, że nie będzie zdolny do miłosierdzia, gdyż w swej wyniosłości i w przekonaniu o własnej sprawiedliwości nie będzie potrzebował nikogo, a też będzie pogardzał innymi i uważał ich za złych. W związku z tym będzie sobie myślał, że ci, którzy cierpią, słusznie cierpią. Człowiek pyszny do współczucia jest niezdolny. Fałszywa jest taka sprawiedliwość i zakłamana nieskazitelność. Każdy z nas ma w sobie jakąś biedę, z którą się zmaga. Niektórzy tylko skrzętnie ją maskują nie tylko przed innymi ludźmi, ale i przed Panem Bogiem, i przed samym sobą. Szczere uznanie tego, iż w jakimś wymiarze jestem biedny, jest szansą na wejście w relację z Panem Bogiem i z innym człowiekiem. Bieda drugiego człowieka może nas irytować, ale wówczas trzeba zadać pytanie o to, gdzie upatruję źródło własnego braku biedy ("Cóż masz, czego byś nie otrzymał A jeśliś otrzymał, to dlaczego się chełpisz tak, jakbyś nie otrzymał" 1 Kor 4,7), jak też zapytać czy aby bieda, która mnie w kimś irytuje, nie jest czasami moją ukrywaną przed wszystkimi biedą. Radość i pokój - jako owoce nadprzyrodzonej miłości - są czymś głębszym niż to, co człowiek czuje na poziomie tylko uczuć czy emocji. Jest to sfera duchowa, której nic z zewnątrz nie może naruszyć, ani też żadne nasze zgodne z wolą Bożą zaangażowanie nie może zmącić. Jest wręcz odwrotnie: każde nasze zaangażowanie zgodne z wolą Bożą tę radość i pokój umacnia i pogłębia, gdyż wypływają one z prawdziwej miłości. A o tej św. Jan powiedział: "nie miłujmy słowem i językiem, ale czynem i prawdą" (1 J 3,18). Dlatego też stałe uzdolnienie do odpowiedzi na biedę drugiego jest pod pewnym względem uzdolnieniem najwyższym: Najwyższe uzdolnienie może być dwojako rozumiane: samo w sobie, albo w relacji do tego, kto to uzdolnienie posiada. Gdy się je ujmuje samo w sobie, trzeba powiedzieć, że miłosierdzie jest uzdolnieniem najwyższym. Miłosierdzie charakteryzuje się dawaniem innym i, co więcej, zmniejszaniem braków u innych - i w tym jest najwznioślejsze. Stąd miłosierdzie przypisuje się Bogu i mówi się, że w nim najbardziej objawia się Jego wszechmoc. Natomiast od strony tego, kto to uzdolnienie posiada, miłosierdzie jest najwyższą cechą u tego tylko, kto jest najwyższy: kto nikogo nie ma ponad sobą, ale wszystkich pod sobą. Dlatego bowiem, kto ma kogoś nad sobą, jest czymś ważniejszym i lepszym zjednoczyć się z istotą wyższą, niż uzupełniać braki niższych. Zatem w przypadku człowieka, który ma Boga ponad sobą, miłość, dzięki której jednoczy się z Bogiem, jest ważniejsza niż miłosierdzie, przez którą zaradza potrzebom innych. Jednakże miłosierdzie jest najwyższym uzdolnieniem spośród wszystkich, które odnoszą się do innych ludzi.

Książka "Rekolekcje z ... Św. Tomasz z Akwinu" - Mateusz Przanowski OP, Piotr Lichacz - oprawa miękka - Wydawnictwo M.

Spis treści:

Wstęp
I. Wiara
Dzień pierwszy
Wiara, czyli szczęście
Dzień drugi
Relacje są najważniejsze
Dzień trzeci
Genealogia
Dzień czwarty
Ukazała się łaska
Dzień piąty
Dotknięcie Krzyża
II. Nadzieja
Dzień szósty
Matką głupich?
Dzień siódmy
Proście a będzie wam dane
Dzień ósmy
" ... daj im wieczne spoczywanie"
Dzień dziewiąty
Działalność pewnie, zdecydowanie i z przyjemnością
Dzień dziesiąty
Dar bojaźni Bożej
III. Miłość
Dzień jedenasty
Kochać tak "na całość"
Dzień dwunasty
Nowe Prawo wolności
Dzień trzynasty
Czy jestem stróżem brata mego?
Dzień czternasty
Sakrament przyjaźni
Dzień piętnasty
Wewnętrzne owoce miłości
Skróty