pokaz koszyk
rozwiń menu
tylko:  
Tytuł książki:

Przekłady poetyckie

Autor książki:

Czesław Miłosz

Dane szczegółowe:
Wydawca: ZNAK
Rok wyd.: 2005
Oprawa: twarda
Ilość stron: 728 s.
Wymiar: 145x205 mm
EAN: 9788324006069
ISBN: 83-240-0606-0
Data: 2005-11-02
Cena wydawcy: 59.00 złpozycja niedostępna

Opis książki:

Wszystkie (oprócz zawartych w Wypisach z ksiąg użytecznych) przekłady poetyckie Noblisty. Wśród tłumaczonych autorów są między innymi Szekspir, Blake, Baudelaire, Whitman, Jeffers, Auden, Eliot, Yeats, Lorca, Kawafis, poeci murzyńscy i chińscy, mistrzowie Zen i mistyk Kabir – słowem, szeroka panorama najważniejszych dokonań poezji światowej.
FRAGMENT: Przedmowa "Kto jest wdzięczny za dary, wyda bujne plony”, jak powiada jedno z Przysłów piekielnych Blake’a. Być może byłem wdzięczny różnym poetom, których czytałem w kilku językach. Jeżeli niektórych z nich tłumaczyłem na polski, to głównie dlatego, że chciałem podzielić się z czytelnikiem swoją radością odkrywcy. Ale także dlatego, że tłumacząc, musimy zdobyć się na akt najzupełniejszej uwagi, czyli że wtedy nasza lektura jest taka, jak być powinna.
Sztuka tłumaczenia od wieków należała do zawodowej zaprawy europejskiego poety, przy czym granice pomiędzy przekładem, adaptacją i naśladownictwem były płynne, jak temu przyświadcza Kochanowski w swoich Pieśniach, bardzo horacjańskich. Mój nauczyciel łaciny, Adolf Rożek, tłumaczący z nami w klasie Owidiusza, utrzymywał więc tradycję prac literackich jako szczytnego rzemiosła. Były to, co prawda, ostatnie lata łaciny, po długim okresie, kiedy przy jej pomocy porozumiewali się ze sobą ludzie wykształceni różnych krajów. Na moje życie przypada też stopniowy odpływ francuskiego, który w osiemnastym stuleciu stał się międzynarodowym językiem klas społecznie uprzywilejowanych. Za mojej młodości utrzymywał jeszcze swoją pozycję w kołach literackiej awangardy, ze względu na sławę ciągłych artystycznych przewrotów, jakich sceną była Francja, datujących się w poezji od Baudelaire’a, w malarstwie – od francuskich impresjonistów.
Zebrałem w tym tomie moje przekłady rozsiane po różnych książkach, tak żeby dawały świadectwo moich terminowań i odkrywania różnych "powinowactw z wyboru”. A żeby nie było wątpliwości co do tej cechy tomu – a więc jakby dziennika postępującego w czasie – podzieliłem całość nie według nazwisk, ale według okresów, w jakich dane wiersze były przeze mnie tłumaczone.
Lata 1930. Ciekawili mnie wtedy poeci francuscy, do czego przyczyniło się i moje pokrewieństwo z Oskarem Miłoszem, i mój pobyt w Paryżu w 1934/1935 roku. Doraźnie jednak tylko zajmowałem się wówczas pracą przekładową, tak że nie jest to rozdział obszerny. Pytanie, skąd wziął się tutaj angielski poeta metafizyczny siedemnastego wieku Thomas Traherne? Odpowiedź: nieznany dotychczas we Francji, znalazł tam tłumacza; najlepsze bodaj ówczesne pismo literackie, "Cahiers du Sud”, wychodzące w Marsylii, wydrukowało pewną ilość jego wierszy w dwóch językach, a początki angielskiego już wtedy miałem.
Lata 1939–1945. W Warszawie pod okupacją niemiecką nauczyłem się angielskiego. Moim pierwszym nauczycielem był Jerzy (Tuś) Toeplitz, drugim Mary Skryżalin, Angielka o rosyjskim nazwisku. Z angielskiego też zacząłem tłumaczyć. Jedyny wiersz francuski tutaj umieszczony, Postawy, miał dziwne przygody, o których jego autor, mój rówieśnik Jean Le Louët, nigdy się nie dowiedział. Badacze rozszyfrowujący autorstwo wierszy w mojej podziemnej antologii Pieśń niepodległa (1942) nie mogli się domyślić, że tak romantyczny stylistycznie utwór wyszedł spod pióra Francuza. Wiersz ten został przywieziony do Warszawy przez Stanisława Dygata wracającego z obozu internowanych nad Jeziorem Bodeńskim. Do Szekspira zwróciłem się z inicjatywy podziemnej Rady Teatralnej, która zamówiła u mnie przekład Jak wam się podoba. Do Blake’a i do T.S. Eliota z własnej inicjatywy, może dlatego, że o tych poetach rozmawiałem przed wojną z Józefem Czechowiczem. Natomiast Milton, Cowper, Crabbe, Wordsworth, Browning to już nie Warszawa, ale powojenny Kraków, gdzie wystąpiłem do "Czytelnika” z planem przygotowania antologii poezji angielskiej.
Lata 1946–1950. W owych latach, za pierwszego mego pobytu w Ameryce, byłem bardzo pracowity, ożywiony niemal misjonarskim zapałem, bo tak wiele wierszy domagało się wejścia w język polski. Przez pewien czas interesowałem się też poezją Ameryki Łacińskiej, korzystając z wydań dwujęzycznych, i te właśnie wydania, z równoległym tekstem angielskim, pozwalały mi rozumieć oryginał. Sięgnąłem też do poezji chińskiej w przekładach, mimo zupełnej nieznajomości języka, czyli opierając się wyłącznie na wersji angielskiej. No i znowu Szekspir: mój przekład pierwszego aktu Otella uważam za dobrą robotę, o wiele lepszą niż przekład Jak wam się podoba, z którego cenię przede wszystkim piosenki. A wynikła ta robota z mego wyczucia, że w sytuacji trudnej, w 1949 roku, kiedy coraz bardziej trzeba było zamykać sobie usta, Szekspir był jeszcze najbezpieczniejszy. Nie dokończyłem Otella i Szekspira wkrótce zarzuciłem.
Lata 1951–1960. Paryskie. Nuchim Bomze był przyjacielem rodziny Vincenzów i wiersz ten przetłumaczyłem z jidysz dzięki "rybce” Andrzeja Vincenza. Yeats, znowu duża porcja Eliota, Wallace Stevens, Auden: powstały te przekłady na zamówienie Pawła Mayewskiego przygotowującego w Nowym Jorku dwujęzyczną antologię Czas niepokoju (1958). Przymuszony, z początku oporny, polubiłem moje ślęczenie nad tymi poetami. Zwłaszcza Voltaire w Ferney wymagał niemałego kunsztu. Natomiast Aiken, Marianne Moore, Delmore Schwartz, Theodore Roethke, W.S. Merwin to ilustracje moich esejów o poezji amerykańskiej w książce Kontynenty. Ciekawe, że mieszkając we Francji, nie znalazłem poety, który by mnie dostatecznie podniecił. Jedynie Supervielle tu i ówdzie mi się podobał, ale choć trochę go tłumaczyłem, nie drukowałem.
Lata 1961–1983. Długi mój okres w Berkeley. Dużo poezji bardzo mi bliskiej: Walt Whitman, Robinson Jeffers. Ale także William Blake, znowu Thomas Traherne. Poznany w Berkeley William Everson, wówczas braciszek świecki w zakonie dominikanów (Brother Antoninus). Kawafis tłumaczony z angielskiego (bo wtedy jeszcze nie uczyłem się greki, zresztą nowogreckiego nie znam). Thomas Merton, z którym się przyjaźniłem i korespondowałem. Litewski poeta, mój przyjaciel Tomas Venclova, którego Rozmowa w zimie, pisana jeszcze w Litwie, nad Bałtykiem, mówi szyfrem o wydarzeniach 1970 roku na Wybrzeżu. Kabir, poeta religijny Indii, tłumaczony z angielskiego i włączony do mego tomiku Hymn o Perle. Wreszcie D.H. Lawrence, w niektórych swoich wierszach, ale tylko niektórych, jakoś mi pokrewny.
Jest to książka, która na szczęście nie musi być czytana jednym ciągiem. Otworzyć ją można gdziekolwiek, znaleźć coś dla siebie, albo zamknąć i otworzyć gdzie indziej, szukając głosu, który lepiej nasze myśli i uczucia wyraża.
Berkeley, 1984

Książka "Przekłady poetyckie" - Czesław Miłosz - oprawa twarda - Wydawnictwo ZNAK. Książka posiada 728 stron i została wydana w 2005 r.