pokaz koszyk
rozwiń menu
tylko:  
Tytuł książki:

Noc jest moją porą

Autor książki:

Mary Higgins Clark

Dane szczegółowe:
Wydawca: Prószyński
Oprawa: miękka
Ilość stron: 232 s.
Wymiar: 142x202 mm
EAN: 9788373379572
ISBN: 83-7337-957-6
Data: 2006-05-17
Cena wydawcy: 24.00 złpozycja niedostępna

Opis książki:

Jean Sheridan, autorka cenionych książek i wybitny historyk, wyrusza do rodzinnego miasta na zjazd klasy w dwudziestą rocznicę ukończenia szkoły. Razem z sześciorgiem kolegów ma otrzymać medal dla wybitnego absolwenta. Atmosferę uroczystości zakłóca wiadomość, że jedna z odznaczonych, znana hollywoodzka agentka, utopiła się we własnym basenie - jest piątą kobietą z tego rocznika, której życie zakończyło się tragicznie w niejasnych okolicznościach.
Niepokój Jean wzmagają anonimowe faksy z pogróżkami dotyczącymi jej córki Lily, przed dwudziestu laty oddanej do adopcji. Podczas bankietu poznaje Sama Deegana, detektywa, który postanawia jej pomóc. Żadne z nich nawet nie podejrzewa, że wśród gości honorowych znajduje się morderca, mszczący się na dziewczętach, które drwiły z niego w czasach szkolnych. Jean ma być jego ostatnią ofiarą.

Mary Higgins Clark jest autorką dwudziestu trzech powieści kryminalnych, powieści historycznej, trzech zbiorów opowiadań, pamiętników "Kitchen Privileges” oraz dwóch powieści kryminalnych napisanych z córką Carol. W samych Stanach Zjednoczonych sprzedano ponad 70 milionów egzemplarzy jej książek. Obecnie mieszka w Saddle River w stanie New Jersey.
FRAGMENT:
Definicja sowy zawsze go fascynowała. Drapieżny ptak nocny... ostre pazury i zapewniające bezszelestny lot miękkie upierzenie... w znaczeniu przenośnym oznacza człowieka preferującego życie nocą. "Ja jestem sową - szeptał do siebie, gdy wybrał już ofiarę - i noc jest moją porą”.
Po raz trzeci w tym miesiącu przyjechał do Los Angeles, by ją śledzić. - Wiem, co teraz zrobisz - szepnął, czekając przy basenie. Poranne słońce przeświecało przez drzewa, spadająca do basenu kaskada połyskiwała i migotała w jego promieniach.
Zastanawiał się, czy Alison wyczuwa, że pozostała jej tylko minuta życia. Czy dręczą ją nieprzyjemne przeczucia, a może podświadomie chciałaby dzisiaj zrezygnować z pływania? Nawet jeśli tak, to nic jej z tego nie przyjdzie. Jest już za późno.
Przesunęła drzwi i wyszła na patio. W wieku trzydziestu ośmiu lat była o wiele atrakcyjniejsza niż dwadzieścia lat temu. Jej opalone i szczupłe ciało doskonale prezentowało się w bikini, włosy, obecnie barwy miodu, otaczały i łagodziły ostry podbródek.
Rzuciła ręcznik na leżak. Buzujący w nim gniew błyskawicznie zmienił się we wściekłość, by równie szybko ustąpić radości na myśl o tym, co zaraz zrobi. Kiedyś oglądał wywiad z kaskaderem, który mówił, że ta chwila tuż przed skokiem, gdy wie, iż ryzykuje życie, wywołuje w nim nieopisany dreszcz i musi ciągle od nowa ją powtarzać.
W moim przypadku jest inaczej, pomyślał. Dla mnie najbardziej emocjonujący jest moment tuż przed ujawnieniem się. Wiem, że moje ofiary zaraz spotka śmierć, a one, widząc mnie, też to pojmują. Rozumieją, co zamierzam z nimi zrobić.
Alison weszła na trampolinę i napięła mięśnie. Patrzył, jak lekko podskakuje, sprawdzając deskę, a potem wyciąga przed siebie ręce.
Otworzył drzwi w chwili, gdy jej stopy oderwały się od trampoliny. Chciał, by go zobaczyła, będąc w powietrzu. Tuż przed wejściem do wody. Chciał, by pojęła, jak bardzo jest bezbronna.
W ułamku sekundy ich oczy się spotkały. Dostrzegł wyraz twarzy kobiety, nim zanurzyła się pod wodą. Była przerażona, świadoma, że nie ma dla niej ucieczki.
Skoczył do basenu, nim wypłynęła. Przytulił ją do piersi i śmiał się, gdy próbowała walczyć. Ale? by3a g3upia. Powinna pogodzić się z nieuniknionym.
- Zaraz umrzesz - szepnął spokojnie.
Na twarzy miał jej włosy, oślepiały go, więc je strząsnął zniecierpliwiony. Nic nie mogło przeszkadzać mu w czerpaniu przyjemności z jej zmagań.
Nadchodził koniec. Usiłując złapać tchu, otworzyła usta i napiła się wody. Czuł jej ostateczny, gorączkowy wysiłek, by się od niego uwolnić, a potem beznadziejny słaby dreszcz wstrząsający jej ciałem, gdy zaczynało zwisać bezwładnie. Mocniej przycisnął ją do siebie, żałując, że nie potrafi czytać w jej myślach. Modli się? Błaga Boga o ratunek? Widzi światło, o jakim opowiadają ludzie, którzy doświadczyli śmierci klinicznej?
Poczekał pełne trzy minuty, nim ją wypuścił. Z uśmiechem zadowolenia patrzył, jak opadała na dno basenu.
Było sześć po siódmej, kiedy wyszedł z wody, włożył bluzę, szorty, tenisówki, czapkę i ciemne okulary. Już wcześniej wybrał miejsce, w którym zostawi nieme przypomnienie o swojej wizycie, znak, dotąd przez wszystkich ignorowany.
Sześć po siódmej ruszył biegiem cichą ulicą - kolejny gorliwiec opętany manią sprawności fizycznej w mieście pełnym takich maniaków.
Tego popołudnia detektyw Sam Deegan nie zamierzał przeglądać akt sprawy Karen Sommers. W dolnej szufladzie biurka szukał pigułek na przeziębienie, bo mgliście sobie przypominał, że je tam wrzucił. Kiedy jego palce dotknęły zniszczonej i niepokojąco znajomej okładki, zawahał się, a potem z grymasem na twarzy wyjął teczkę i otworzył. Patrząc na datę na pierwszej stronie, pojął, że podświadomie chciał ją znaleźć. Dwudziesta rocznica śmierci Karen Sommers mijała za tydzień, dokładnie w Dniu Kolumba.
Teczka powinna leżeć w szafie z innymi nierozwiązanymi sprawami, ale trzej kolejni prokuratorzy Orange County, podobnie jak Sam, chcieli mieć ją pod ręką. Przed dwudziestu laty Sam pierwszy odpowiedział na dramatyczny telefon kobiety, która krzyczała do słuchawki, że jej córka została zamordowana.
Kilka minut później był już w domu przy Mountain Road w Cornwall-on-Hudson. W sypialni ofiary tłoczyli się przerażeni i wstrząśnięci ludzie. Jeden z sąsiadów, stosując sztuczne oddychanie, na próżno usiłował przywrócić do życia bezwładne ciało. Inni próbowali odciągnąć rozhisteryzowanych rodziców od brutalnie zamordowanej córki.
Długie do ramion włosy Karen rozrzucone były na poduszce. Kiedy Sam odepchnął ratownika, przekonał się, że okrutne ciosy w klatkę piersiową musiały spowodować natychmiastową śmierć. Pościel przesiąknięta była krwią.
Pamiętał pierwszą myśl, że dziewczyna przypuszczalnie w ogóle nie usłyszała, jak napastnik wchodzi do pokoju. Chyba nie zdążyła się obudzić, myślał teraz, otwierając teczkę. Krzyki matki ściągnęły nie tylko sąsiadów, lecz także ogrodnika i dostawcę z sąsiedniej posesji. W rezultacie wszelkie ślady na miejscu zbrodni uległy zniszczeniu.
Nie było śladu włamania. Niczego nie brakowało. Karen Sommers, dwudziestodwuletnia studentka pierwszego roku medycyny, zaskoczyła rodziców niezapowiedzianą wizytą. Oczywistym podejrzanym wydawał się jej były chłopak, Cyrus Lindstrom, student trzeciego roku prawa w Columbii. Przyznał, że Karen zaproponowała, by oboje zaczęli się spotykać także z innymi młodymi ludźmi, upierał się jednak, iż uważał to za dobry pomysł, ponieważ nie byli jeszcze gotowi na dojrzały związek. Jego alibi - noc spędził w mieszkaniu, które dzielił z trzema innymi studentami prawa - zostało potwierdzone, chociaż współlokatorzy zeznali, że położyli się spać koło północy i dlatego nie wiedzą na pewno, czy po tej godzinie Lindstrom opuścił mieszkanie, czy też nie. Ustalono w przybliżeniu, że śmierć Karen nastąpiła pomiędzy drugą a trzecią nad ranem.
Lindstrom kilkakrotnie był w domu Sommersów. Orientował się, że zapasowy klucz leży pod sztuczną skałą koło kuchennych drzwi. Wiedział, że sypialnia Karen to pierwszy pokój na piętrze na prawo od tylnej klatki schodowej. Nie istniał jednak żaden dowód na to, że w środku nocy przejechał ponad siedemdziesiąt kilometrów dzielące róg Amsterdam Avenue i 104th Street na Manhattanie od Cornwall-on-Hudson i zabił Karen.
"Osoba z kręgu podejrzanych” - tak obecnie nazywamy ludzi w rodzaju Lindstroma, pomyślał Sam. Zawsze uważał, że facet jest winny, i nigdy nie potrafił pojąć, dlaczego rodzina Sommersów stanęła po jego stronie. Boże, można by pomyśleć, że bronią własnego syna.
Zniecierpliwiony rzucił teczkę na biurko i podszedł do okna, z którego rozciągał się widok na parking. Pamiętał, jak pewnego razu więzień eskortowany na rozprawę o morderstwo obezwładnił strażnika, wyskoczył z okna sądu, przebiegł przez parking, sterroryzował mężczyznę wsiadającego do samochodu i odjechał.
Złapaliśmy go po dwudziestu minutach, wspominał Sam. Dlaczego przez dwadzieścia lat nie potrafię znaleźć tej bestii, która zabiła Karen Sommers? Dla mnie jest nim Lindstrom, postawiłbym na to wszystkie pieniądze.
Lindstrom był obecnie wziętym adwokatem od spraw kryminalnych. Mistrz w chronieniu tyłków mordercom; bardzo stosowne, skoro jest jednym z nich.
Sam wzruszył ramionami. To był okropny dzień, deszczowy i nietypowo zimny jak na początek października. Kiedyś lubiłem tę pracę, myślał, ale teraz to się zmieniło. Jestem gotów odejść na emeryturę. Mam pięćdziesiąt osiem lat, większość życia spędziłem w policji. Powinienem uciec stąd, gdzie pieprz rośnie. Schudnąć. Odwiedzać dzieci i spędzać więcej czasu z wnukami. Ani się człowiek obejrzy, a będą w college`u.
Gdy dłonią przesuwał po rzedniejącej czuprynie, czuł mglistą zapowiedź bólu głowy. Kate powtarzała mu, żeby tego nie robił. Jej zdaniem osłabiało to cebulki.
Uśmiechając się lekko z tej nienaukowej diagnozy łysienia, którą postawiła jego zmarła żona, wrócił do biurka i znowu utkwił wzrok w teczce podpisanej "Karen Sommers”.
Wciąż regularnie odwiedzał jej matkę, Alice, która przeprowadziła się na osiedle w mieście. Wiedział, że ulgę przynosi jej świadomość, iż nie przestali szukać człowieka, który odebrał życie jej córce, lecz nie tylko o to chodziło. Sam odnosił wrażenie, że pewnego dnia Alice wspomni o czymś, co nigdy nie wydawało się jej ważne, a co okaże się pierwszym krokiem do odnalezienia mordercy.
I to trzymało mnie w tej pracy przez kilka ostatnich lat, pomyślał. Tak bardzo chciałem rozwiązać tę sprawę, ale teraz nie mogę dłużej czekać.
Otworzył dolną szufladę i zawahał się. Powinien to sobie odpuścić. Czas, by położyć tę teczkę koło innych nierozwiązanych spraw w archiwum. Przecież zrobił, co w jego mocy. Przez pierwszych dwanaście lat po morderstwie w każdą rocznicę chodził na cmentarz. Spędzał tam cały dzień i z ukrycia obserwował grób Karen. Założył nawet podsłuch na nagrobku; chciał wiedzieć, co mówią przychodzący tam ludzie. Były przecież przypadki, że zabójców złapano, ponieważ skła-dali rocznicowe wizyty na grobach ofiar, opowiadali nawet o zbrodni.
Do Karen jednak w rocznicę śmierci przychodzili tylko rodzice i Samowi pękało serce, gdy słuchał, jak wspominają jedynaczkę; miał wrażenie, że postępuje jak brutalny intruz, wdzierając się w ich prywatność. Zrezygnował z wypraw na cmentarz osiem lat temu. Michael Sommers umarł i Alice samotnie odwiedzała grób, w którym spoczywali jej mąż i córka. Deegan nie chciał być świadkiem jej żałoby i smutku. Nigdy tam nie wrócił.
Wstał i wsunął teczkę ze sprawą Karen Sommers pod pachę. Podjął decyzję. Przekaże teczkę do archiwum. A w następnym tygodniu, w dwudziestą rocznicę śmierci dziewczyny, złoży podanie o przejście na emeryturę.
I wstąpię na cmentarz, pomyślał. Żeby jej powiedzieć, jak bardzo mi przykro, że nic więcej nie mogłem zrobić.

Książka "Noc jest moją porą" - Mary Higgins Clark - oprawa miękka - Wydawnictwo Prószyński.