pokaz koszyk
rozwiń menu
tylko:  
Tytuł książki:

Niewyspani

Autor książki:

Marta Kuszewska

Dane szczegółowe:
Wydawca: Otwarte
Rok wyd.: 2006
Oprawa: miękka
Ilość stron: 288 s.
Wymiar: 135x205 mm
EAN: 9788375150025
ISBN: 978-83-7515-002-5
Data: 2006-09-25
Cena wydawcy: 24.00 złpozycja niedostępna

Opis książki:

Kim są ci, którym się udało? Inka, Staszek, Robert, Ewelina - zdolni, piękni, zamożni: tak myślimy, patrząc na nich z boku. Żyją tuż obok nas, więc ich znamy. Czy na pewno? Może jest jednak coś, czego o nich nie wiemy albo wolelibyśmy nie wiedzieć?
Marta Kuszewska pokazuje świat, w którym nadzieje zamieniają się w złudzenia, życie jest nierealne jak sen, a sukces gorzki jak porażka.
W gorączce namiętności, w głodzie emocji, w pragnieniu ostatecznego spełnienia "niewyspani" próbują zabić swego największego wroga: samotność.
Jeżeli im zazdrościsz, zastanów się, czy wiesz, czego chcesz. Albo lepiej przeczytaj opowieść o polskich "Samotnych".
FRAGMENT:
Robert
Trudno uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Ewelina na razie śpi na sofie w dziennym, ale wczoraj wieczorem przyszła do naszej sypialni. Stojąc w drzwiach, długo rozmawiała z Inką.
Co chwila zerkała na mnie.
Leżałem jak sparaliżowany, w ogóle się nie odzywając. Inka powiedziała, żeby usiadła sobie na łóżku, będzie jej wygodniej.
Myślę, że gdyby ją zaprosiła, Ewelina spałaby z nami tej nocy. Czekała tylko na pozwolenie.
Rano zjedliśmy razem śniadanie w atmosferze chorej beztroski.
Potem uciekłem do pracy.
Nie wiem, czy ze strony Inki to jakaś zemsta czy okrutny żart. Być może po prostu testuje naszą wzajemną wytrzymałość, dlatego zafundowała mi życie w tym pseudotrójkącie.
Ktoś musi się pierwszy poddać - Ewelina, Inka albo ja.
Kiedy wróciłem z Sopotu, o mało nie dostałem zawału.
Zamknąłem się z Inką w pokoju, zapytałem, co tu jest, do cholery, grane! Inka spytała tylko, czy mogę zaprzeczyć, że Ewelina jest moją kochanką. Nie mogłem, Ewelina podała jej zbyt wiele szczegółów. Pamiętała nawet, jaką zwykle miałem dla Inki wymówkę - wizytę u ojca na cmentarzu.
Inka nie zrobiła mi awantury. Zachowywała się, jakby nasz nowy ménage à trois był najnormalniejszą rzeczą pod słońcem.
Popijając kawę, opowiedziała, jak doszło do tego, że zgotowały mi to piekło - któregoś wieczoru Ewelina po prostu czekała na nią na klatce. (Kretyn, sam jej podałem adres do umowy o sprzedaż mieszkania!) Przedstawiła się, wyjaśniła, kim jest, i oznajmiła, że nic nie poradzi na swoje uczucia. Ma dwa wyjścia - albo zamieszkać z nami, albo rzucić się z okna. Wycofać się nie może, bo beze mnie podobno już nie potrafi żyć. A dobrze wie, że ja nigdy od Inki nie odejdę. Bo nie odejdę, jasno jej to powiedziałem.
I wtedy w Inkę złe wstąpiło. Oświadczyła, że nie będzie decydować o losie Eweliny, ponieważ nie ona rozpętała tę całą aferę i nie poczuwa się do żadnej odpowiedzialności. W związku z tym Ewelina może tu zostać i mieszkać tak długo, jak zechce.
Chyba, że ja ją wyrzucę.
Potem panie wypiły razem herbatkę i Ewelina bardzo dokładnie, ze szczegółami, zdała Ince relację z mojego pobytu w Sopocie. Nie miałem pojęcia, że mnie śledzi, że to naprawdę ona była tą kobietą na plaży. Jeszcze tego samego dnia wróciła do Warszawy i poszła prosto do naszego mieszkania.
Myślała pewnie, że jeżeli Inka dowie się o dwóch kochankach naraz, nie będzie chciała mnie więcej widzieć.
Ale Ewelina nie znała mojej żony. Jeśli nawet Inka domyślała się, że byłem w Sopocie z Moniką, nie dała tego po sobie poznać. Stwierdziła, że skoro jestem tak niedojrzały (sic!), że mając zarówno żonę, jak i kochankę, zdradzam je obie, to przynajmniej one powinny być dorosłe i dać mi szansę, żebym zdecydował, z kim naprawdę chcę być.
No i właśnie teraz dają mi tę szansę.
Chryste. Nigdy w życiu nie czułem się tak podle. O ile wcześniej Ewelina była wytchnieniem od nieznośnego uczucia niespełnienia, jakie stale fundowała mi Inka, o tyle teraz jej łagodne spojrzenie przyprawia mnie o mdłości.
Nie wiem, co robić. Boję się, że stracę Inkę. Jeśli wyprowadzę się do mieszkania po ojcu, stracę ją na pewno. Wniesie sprawę do sądu, Ewelina poświadczy jej wersję i Inka bez problemu dostanie rozwód. Z mojej winy oczywiście. Z drugiej strony nie mogę wyrzucić Eweliny, bo ta niezrównoważona wariatka jest gotowa na wszystko, skoro posunęła się już do czegoś takiego. Naprawdę może sobie coś zrobić. A jaka wtedy będzie reakcja Inki? Nie chcę ryzykować.
Najchętniej uciekłbym na kilka dni do Staszka, żeby trochę ochłonąć, ale on ostatnio bredzi w kółko o duchach; na dodatek dopadła go jakaś obsesja, że powinien kogoś sprzątnąć.
Nie wiem, skąd mu się to wzięło, ale w tym momencie jest ostatnią osobą, u której można by nocować. Co prawda, zawsze mogę iść do hotelu, ale, kurczę, boję się zostawić je same.
Nie wiadomo, co jeszcze wymyślą.
Dlatego siedzę tu z nimi i pozwalam się dręczyć. Pocieszam się, że przynajmniej trzymam rękę na pulsie.
Czasem zastanawiam się, co jest ze mną nie tak, czemu jestem otoczony przez samych świrów i wariatki. Dlaczego, do cholery, jak przeciętny Kowalski nie mogę mieć zwykłej żony i normalnej kochanki?! Czy jestem tak samo rąbnięty jak one, tylko tego nie widzę? A jeśli tak, to czy mogę jakoś przerwać ten chocholi taniec? Niekoniecznie skacząc z okna.
Postanowiłem, że jeśli sytuacja się nie zmieni, spróbuję namówić Inkę na jakiś wyjazd. Może do Grecji, bo przymierzaliśmy się w zeszłym roku, ale nic z tego nie wyszło. Niby taki totalny spontan, absolutne last minute - w rzeczywistości ucieczka. Ubłagałbym jakoś starego, żeby dał mi urlop, zostawilibyśmy Ewelinę w naszym mieszkaniu i polecieli do Aten.
Wypożyczyli samochód, odetchnęli.
Tam jeszcze jest ciepło, pięknie. A Ewelina niech w tym czasie sama podejmie decyzję, co ze sobą zrobić. Pies ją drapał, co postanowi. W każdym razie, cokolwiek by to było, odpowiedzialność nie spadnie już wyłącznie na mnie. Bo przecież wyjedziemy z Inką oboje.
(…)
Wchodzimy do mieszkania. Robert od razu wyciąga klucze, nie dzwoni, udając, że nikt na nas nie czeka. Jeśli to jego sposób obrony, to mało skuteczny.
Mieszkanie wydaje się puste. Na razie nic nie słyszę, żadnych kroków, ale wcale nie jest powiedziane, że Ewelina musi warować w przedpokoju, żeby od razu rzucić się nam na szyję. Albo do gardła.
Idziemy do kuchni. Wciąż nic. Nadal cisza.
Robert jeszcze nieśmiało, choć już z pewną nadzieją zaczyna się rozglądać. Patrzy mi w oczy, a jego uniesione brwi zdają się mówić: "Nie chcę zapeszyć, ale... Może się udało?".
Oczywiście czoło zaraz się wygładza i jest jak poprzednio doskonale obojętne, lecz niemal słychać, jak szybko bije mu serce.
Robert nie okazuje, że mu na czymś zależy; ale ja wiem, kiedy tak jest. Wtedy gdy bardzo stara się to ukryć.
Stawia torbę na podłodze i rozgląda się, a ja wkładam do szafki butelki wina. Czekam, aż on pierwszy coś powie. I nie czekam długo.
- Wygląda na to, że jej nie ma.
Patrzy na mnie niepewnie. Czasem w takich chwilach mam ochotę podejść do niego i mocno go przytulić. Powiedzieć mu, żeby się tak nie zadręczał. W końcu wszyscy jesteśmy słabi, mamy kompleksy i popełniamy takie czy inne błędy.
Gdyby na tym świecie był ktoś, kto nie dostrzegałby naszych urojonych ułomności, a te prawdziwe nie przeszkadzałyby mu nas kochać - o tak, dla kogoś takiego warto byłoby żyć. Problem w tym, że my z Robertem doskonale widzimy nasze wady i podłostki i jeśli coś nas jeszcze przy sobie trzyma, to chyba tylko przyzwyczajenie do naszych wypaczonych przez siebie nawzajem charakterów.
Dlatego, koniec końców, nie podchodzę do Roberta, nie obejmuję go i nie daję mu rozgrzeszenia bez pokrycia, tylko wzruszam ramionami. Wyciągam worek z brudnymi rzeczami z torby i idę do łazienki. Kątem oka widzę, że Robert rusza na obchód mieszkania. Przychodzi za chwilę ze stropioną miną.
- Nie ma jej - mówi, patrząc w podłogę. - Ale zostały wszystkie jej rzeczy. Chyba jednak się nie wyprowadziła.
Jest rozczarowany. Przez moment miał nadzieję, że życie samo przyniosło mu w zębach los, na który padła główna nagroda - święty spokój. Ale nie ma tak dobrze. W głębi ducha się cieszę; skoro Ewelina uznała, że Robert nie poniósł jeszcze zasłużonej kary, i chce go dalej dręczyć, proszę bardzo, nie będę jej przeszkadzać. W końcu też ma prawo dziewczyna.
Robert siada na sedesie, chowa twarz w dłoniach. Milczy chwilę.
- Szkoda - szepcze z pozoru sam do siebie, choć dam sobie głowę uciąć, że kątem oka, przez palce sprawdza moją reakcję.
- Miałem nadzieję, że...

Książka "Niewyspani" - Marta Kuszewska - oprawa miękka - Wydawnictwo Otwarte. Książka posiada 288 stron i została wydana w 2006 r.

Spis treści:

Prolog
Rozdział 1 Grill
Rozdział 2 Wyścigi
Rozdział 3 Grecja
Rozdział 4 Jesień
Epilog