pokaz koszyk
rozwiń menu
tylko:  
Tytuł książki:

Na promieniu światła

Autor książki:

Gene Brewer

Dane szczegółowe:
Wydawca: ZNAK
Rok wyd.: 2003
Oprawa: twarda
Ilość stron: 256 s.
Wymiar: 151×213 mm
EAN: 9788324002580
ISBN: 83-240-0258-8
Data:2001-01-09
Cena wydawcy: 33.00 złpozycja niedostępna

Opis książki:

Kontynuacja cieszącej się ogromną popularnością powieści K-PAX. W nowojorskim szpitalu psychiatrycznym z pięcioletniego letargu budzi się Robert Porter, podający się za prota - przybysza z planety K-PAX. Okazuje się, że w ciele milczącego do tej pory pacjenta znajdują się jeszcze inne osobowości. Kiedy zdezorientowany psychiatra, Gene Brewer, usiłuje przebić się przez tę łamigłówkę rozmaitych wcieleń, odznaczający się wyjątkową inteligencją prot niepostrzeżenie przejmuje obowiązki doktora. W szpitalu dochodzi do cudownych uzdrowień... Na promieniu światła to zarazem ekscytująca i kojąca lektura. Szpital psychiatryczny wydaje się, pomimo skrywanych dramatów, miejscem spokojnym i pełnym skupienia. Zwłaszcza gdy prot zaprowadza w nim swoje porządki. SESJA SIEDEMNASTA Pierwszą sesję po powrocie prota (a więc siedemnastą, wliczając wcześniejsze) zaplanowałem na poniedziałek dwudziestego pierwszego sierpnia o godzinie trzeciej po południu. Pamiętałem, aby ze względu na wrażliwość jego oczu przyćmić światło. Rzeczywiście, zdjął ciemne okulary, gdy tylko został wprowadzony do pokoju badań przez swego starego znajomego Romana Kowalskiego (Gunnar Jensen odszedł na emeryturę). Ku mojemu zadowoleniu wyglądało na to, że całkowicie doszedł do siebie po pięciu latach sztywnego bezruchu, chociaż, praktycznie biorąc, to Robert, a nie prot, pozostawał przez cały ten czas w stanie katatonii. Prot był w istocie prawie taki, jakiego zapamiętałem: uśmiechnięty, energiczny, uważny. Jedynymi zauważalnymi zmianami były ubytek wagi i ślady przedwczesnej siwizny na skroniach - miał teraz trzydzieści osiem lat, choć twierdził, że zbliża się do czterystu. Betty poinformowała mnie, że już może jeść miękki lekkostrawny pokarm, miałem więc na podorędziu kilka przejrzałych bananów, do których zabrał się ze zwykłym apetytem, zjadając je w całości, wraz ze skórką. "Im dojrzalsze, tym lepsze", przypomniał mi. "Lubię, gdy są czarne jak smoła". Wyglądało na to, że czuje się zupełnie jak u siebie, jak gdyby nasza ostatnia sesja odbyła się zaledwie wczoraj. Włączyłem magnetofon. - Jak się pan czuje, prot - zapytałem. - Trochę zmęczony, gene. - Uwaga dla czytelnika: prot używał dużych liter w nazwach planet, gwiazd itp. Wszystko inne, w tym istoty ludzkie, nie miało dla niego tak kosmicznego znaczenia i w związku z tym było pisane małą literą. - A jak pan się miewa - O wiele lepiej, odkąd pan wrócił - odparłem. - Ach tak Czy był pan chory - Nie całkiem. Przede wszystkim sfrustrowany. - Może powinien pan pójść do psychiatry. - Prawdę mówiąc, o przyczynach mojej frustracji rozmawiałem z najwybitniejszymi umysłami na świecie. - Czy ma to coś wspólnego z pana stosunkami z innymi ludźmi - W pewnym sensie. - Tak myślałem. - Szczerze mówiąc, dotyczy to pana i Roberta. - Doprawdy Czy zrobiliśmy coś złego - To właśnie chciałbym wiedzieć. Może na początek powie mi pan, gdzie pan przebywał przez minione pięć lat. - Nie pamięta pan, doktorku Na pewien czas musiałem powrócić na K-PAX. - I zabrał pan ze sobą Bess - Uwaga: Bess była cierpiącą na psychotyczną depresję pacjentką, która "znikła" jednocześnie z protem w 1990 roku. - Pomyślałem, że zmiana otoczenia dobrze jej zrobi. - A gdzie teraz jest - Nadal na K-PAX. - Nie wróciła z panem - Nie. - Dlaczego - Żartuje pan Czy zobaczywszy paa-ree3, chciałby pan powrócić w to miejsce - Uwaga: mówiąc o "miejscu", miał na myśli Ziemię, nie szpital. - Czy może mi pan udowodnić, że Bess jest na K-PAX - A czy może pan udowodnić, że jej tam nie ma Zaczęło mnie ogarniać znane mi już uczucie zaplątywania się. - Jak ona się czuje - Jak ryba w wodzie. Jest cały czas roześmiana. - I nie powróciła z panem - Czy już nie mówiliśmy o tym - A co z innymi K-PAXianami - Co miałoby z nimi być - Czy ktoś jeszcze przybył z panem - Nie. Nie zdziwiłbym się, gdyby żaden z nich nigdy się nie pojawił. - Czemu - Przeczytali mój raport - ziewnął. - Chociaż nigdy nie wiadomo... - Proszę mi powiedzieć: dlaczego w ogóle przybył pan na Ziemię, wiedząc z naszych programów radiowych i telewizyjnych, że jest tak niegościnną planetą - Już panu mówiłem: Robert mnie potrzebował. - To było w roku 1963 - Według waszego kalendarza. - W samą porę na pogrzeb jego ojca. - We właściwym momencie. - I od tego czasu odbył pan taką podróż parokrotnie. - Dokładnie dziewięć razy. - Dobrze. A więc, żeby uporządkować: przez minione pięć lat przebywał pan na K-PAX. - To nie takie proste. Jest podróż powrotna, która... och, wyjaśniałem to już poprzednio, prawda Powiedzmy po prostu, że po przekazaniu mego raportu bibliotekom zrobiłem sobie mały urlop. Po czym spiesznie powróciłem tutaj. - Skąd ten pośpiech - Aha, rozumiem. Zadaje mi pan pytania, znając już odpowiedź. - Na jego twarzy pojawił się tak dobrze mi znany uśmieszek kota z Cheshire4. - Tylko tak dla porządku, prawda - W pana przypadku nie znam jeszcze wielu odpowiedzi, proszę mi wierzyć. - O, w to mogę łatwo uwierzyć. Ale odpowiadając na pana pytanie: obiecałem pewnym istotom, że wrócę za pięć waszych lat, pamięta pan - Po to, żeby je zabrać na K-PAX. - Tak jest. - A więc po co ten pośpiech - Wszyscy chcieli wyruszyć jak najszybciej. - A ilu planuje pan zabrać ze sobą Do tego momentu prot rozglądał się po pokoju, jakby szukając znanych przedmiotów, zatrzymując chwilami wzrok na akwarelach, by lepiej się im przyjrzeć. Teraz spojrzał mi prosto w oczy i uśmiech znikł z jego twarzy. - Tym razem jestem przygotowany, doktorze be. Mogę zabrać nawet sto istot, gdy będę wracał. - Co takiego Sto - Przykro mi. Nie ma miejsca dla większej liczby. W zapisie rozmowy zaznaczona jest przerwa; upłynęła długa chwila, zanim zdołałem zebrać myśli i zareagować. - Kogo zamierza pan zabrać, na przykład - Tego nie będę wiedział, zanim nie nadejdzie czas. Czułem, jak wali mi serce, gdy spytałem tak niedbale, jak tylko umiałem: - A kiedy to będzie - Za dużo chce pan wiedzieć. Teraz ja z kolei wbiłem w niego wzrok. - Czy to znaczy, że nie powie mi pan, jak długo pan tu zostanie - Cieszę się, że z pana słuchem nadal wszystko w porządku, narr (w języku pax-o "narr" oznacza "gene", lub "ten, który wątpi"). - Naprawdę bardzo chciałbym to wiedzieć, prot. Przynajmniej w przybliżeniu. Czy to będzie kolejne pięć lat Czy miesiąc - Przykro mi. - Dlaczego, do diabła, nie może mi pan powiedzieć - Ponieważ gdyby pan wiedział, kiedy wracam, pilnowałby mnie pan jak kot ptaka w tym krwiożerczym ŚWIECIE. Już dawno temu przekonałem się, że wchodzenie w spór z moim przyjacielem "z zaświatów" do niczego nie prowadzi. Jedyne, co można zrobić, to znaleźć najkorzystniejsze wyjście z sytuacji, którą mnie zaskoczył. - Wobec tego chciałbym się z panem umówić na trzy sesje tygodniowo. W każdy poniedziałek, środę i piątek o godzinie trzeciej. Czy to panu odpowiada - Co tylko pan zechce, doktorze. Jak na razie jestem do pańskich usług. - To dobrze. Jest jeszcze kilka pytań, które chciałbym panu zadać, zanim wróci pan do pokoju. Kiwnął sennie głową. - Po pierwsze, gdzie pan wylądował pod koniec podróży - Na oceanie spokojnym. - Był w tym czasie zwrócony w stronę K-PAX - Gino! Wreszcie zaczyna pan pojmować! - Proszę mi powiedzieć... Jak pan oddycha w przestrzeni kosmicznej Potrząsnął głową. - Chyba wypowiedziałem się zbyt pochopnie. Nadal pan nie rozumie. Zwykłe zasady fizyki nie odnoszą się do podróży świetlnej. - A więc, jak to jest Czy dzieje się to na jawie Czy odczuwa pan wtedy cokolwiek Zetknął czubki palców i zmarszczył czoło, usiłując się skoncentrować. - Trudno to opisać. Czas jakby stał w miejscu. Jest to bardzo podobne do snu... - A w chwili "lądowania" - To tak jak przebudzenie. Tylko że jest się w innym miejscu. - To musiało być niezłe przebudzenie: znaleźć się na środku oceanu. Czy umie pan pływać

Książka "Na promieniu światła" - Gene Brewer - oprawa twarda - Wydawnictwo ZNAK. Książka posiada 256 stron i została wydana w 2003 r.

Spis treści:

Prolog
Sesja siedemnasta
Sesja osiemnasta
Sesja dziewiętnasta
Sesja dwudziesta
Sesja dwudziesta pierwsza
Sesja dwudziesta druga
Sesja dwudziesta trzecia
Sesja dwudziesta czwarta
Sesja dwudziesta piąta
Sesja dwudziesta szósta
Sesja dwudziesta siódma
Sesja dwudziesta ósma
Sesja dwudziesta dziewiąta
Sesja trzydziesta
Sesja trzydziesta pierwsza
Sesja trzydziesta druga
Epilog
Mądrość (lub szaleństwo) prota