pokaz koszyk
rozwiń menu
tylko:  
Tytuł książki:

Kapłanka Avalonu

Dane szczegółowe:
Wydawca: Zysk i S-ka
Rok wyd.: 2004
Oprawa: miękka
Ilość stron: 380 s.
Wymiar: 115x183 mm
EAN: 9788372985071
ISBN: 83-7298-507-3
Data:2001-01-15
Cena wydawcy: 29.00 złpozycja niedostępna

Opis książki:

Kapłanka Avalonu zamyka cykl opowieści o kobietach z mistycznego Avalonu - zapoczątkowany przez światowy bestseller Mgły Avalonu - i ich próbach wywierania wpływu na świat w okresie nieuchronnych przemian. W Roku Pańskim 296 młoda brytyjska księżniczka Eilan, Rzymianom znana pod imieniem Heleny, udaje się na Świętą Wyspę, aby nauczyć się służyć Wielkiej Bogini. Helena zdobywa wiedzę i rozwija się duchowo, czekając na dzień, kiedy zacznie spełniać się proroctwo Merlina i spotka mężczyznę swoich marzeń. Okazuje się, że jej wybrańcem jest Flawiusz Konstancjusz Chlorus, przyszły cesarz Rzymu. Helena daje Konstancjuszowi syna Konstantyna i wspiera go radą w okresie intryg trawiących ogromne i niebezpiecznie chwiejne cesarstwo. Przeznaczeniem Heleny, żyjącej w przełomowym momencie historii Zachodu, jest przerzucenie mostu między pogańskim światem starożytnych bóstw a nowym cesarstwem chrześcijańskim założonym przez Konstantyna. W czasie pielgrzymki do Ziemi Świętej Helena odkrywa ważną prawdę, która stanowi odpowiedź na nurtujące ją od dawna pytania. Przesłanie, że wszystkie religie służą tej samej najwyższej potędze, zgodne jest z wierzeniami Avalonu... Frapująca i poruszająca powieść, ukończona po śmierci Marion Zimmer Bradley w 1999 roku przez wytrawną pisarkę fantasy Dianę L. Paxson, zajmuje poczesne miejsce wśród klasyki legend o świętym Graalu i tajemniczej krainie Avalon. "Powracając do alternatywnej wersji legend arturiańskich, Bradley tworzy przejmującą opowieść o magii i wierze...". "Library Journal" Fragment tekstu: Dla naszych wnucząt [...] Rozdział ósmy A.D. 271-272 Podróż przez morze jest podróżą poza czasem. Człowiek siedzi bezczynnie i nie mając żadnych obowiązków, kontempluje zamgloną szarą wstążkę brzegu na horyzoncie i zmienny pejzaż rozkołysanego morza. Sceneria za rufą statku zmienia się równie szybko jak widok przed dziobem, a po pewnym czasie układ wzgórz i dolin zaczyna się powtarzać, co skłania do zastanowienia, czy statek rzeczywiście posuwa się do przodu. Od wypłynięcia z Eburacum pogoda dopisywała i wiatr jednostajnie dął w żagle. Wielki statek handlowy parł niespiesznie na południe, nie rzucając kotwicy po zapadnięciu zmroku. Po tygodniu monotonnej podróży wyczułam ciepło w powietrzu, a wiatr od lądu przyniósł zapach znany mi z dzieciństwa. Wreszcie zaczęliśmy zbliżać się do brzegu. Objęłam ramionami zakrzywiony dziób i wychyliłam się nad wodę. - Wyglądasz jak galion z greckiego statku - rzekł Konstancjusz za moimi plecami. Zdawał się jakby młodszy i przybyło mu animuszu, od kiedy ruszyliśmy w drogę. Po raz pierwszy zastanowiłam się, ile dla niego znaczy powrót do prawdziwego życia. Pogrążona w zadumie, zeszłam z nim na pokład. - Co to jest - Wskazałam w stronę cypla, zza którego wypływały szarozielone wody wielkiej rzeki, mieszające się z błękitnym morzem. - To Tamesis - odparł, stając u mego boku. Odwróciłam się, z ciekawością patrząc na niskie, faliste wzgórza nad linią piasku. - W dzieciństwie bawiłam się na tej plaży, gdy mój ojciec przeprowadzał inspekcję strażnicy na cyplu. Pamiętam, jak się zastanawiałam, dokąd zmierzają statki. - A teraz sama odpływasz na jednym z nich - uśmiechnął się Konstancjusz. Pokiwałam głową, wspierając się na jego silnym ramieniu. Nie mogłam obarczać go brzemieniem mojej nagłej tęsknoty za domem. Tak czy inaczej, powrót nie wchodził w rachubę. Mój ojciec nie żył, jeden z braci również. Drugi służył samozwańczemu cesarzowi Tetrykusowi w Galii. W pałacu w Camulodunum władał teraz jakiś daleki kuzyn. Dom mojego dzieciństwa odszedł w przeszłość tak jak dziewczynka, która niegdyś zbierała muszelki na piaszczystym brzegu. Przytrzymałam się relingu, gdy statek pochylił się na wietrze, który dmuchnął od rzeki. Płynęliśmy w poprzek ujścia w stronę wąskiego kanału między wyspą Tanatus i Cantium. Zeszliśmy na ląd i zatrzymaliśmy się w gospodzie, podczas gdy Widucjusz nadzorował ładowanie dodatkowych towarów. Nim zdążyłam przywyknąć do chodzenia po twardym gruncie, po dwóch dniach wyruszyliśmy w morze. Brzeg, dotąd wskazujący kierunek, tym razem zniknął nam z oczu. Żeglarze mieli za przewodnika tylko słońce i gwiazdy, gdy rozstępowały się chmury. Zastanawiałam się, czy nie wraca mi dar odebrany przez Ganedę, odkryłam bowiem, że nawet w gęstej mgle wyczuwam obecność oddalającej się Brytanii i przybliżającą się nową energię. Rankiem trzeciego dnia, gdy słońce rozproszyło morskie opary, ujrzałam na horyzoncie sznur wysp i liczne odnogi delty Rhenusu, strzegące wejścia do wnętrza Germanii. Zmierzaliśmy do Ganuenty, gdzie rzeka Scaldis łączy się z wielką deltą. Był tutaj główny port przeładunkowy, obsługujący statki płynące z kontynentu do Brytanii. Podczas gdy Konstancjusz umawiał transport w górę Rhenusu, ja z wiernym Filipem u boku zwiedzałam targowisko sąsiadujące z portem. Jak wszędzie na pograniczu, kultury przenikały się wzajemnie i gardłowe języki germańskie mieszały się z dźwięczną łaciną. Od czasów, gdy Arminiusz starł legion Warusa, rzeka Rhenus stanowiła granicę między wolną Germanią a cesarstwem. Od ponad wieku na pograniczu panował spokój i nic nie zakłócało wymiany handlowej. Ludzie zza rzeki, którzy przybywali na targ z futrami, bydłem i serami, niewiele się różnili od swoich pobratymców zasiedlających rzymską stronę. Oglądałam drewniane rzeźby na straganie, gdy usłyszałam swoje imię. Odwróciłam się i zobaczyłam Widucjusza, odzianego w togę, z koszykiem jabłek pod pachą. - Wybierasz się na ucztę - zapytałam, wskazując owoce. - Nie, choć spotkam się z dostojną damą. Idę do świątyni Nehalennii, by podziękować jej za bezpieczną przeprawę. Jeśli sobie życzysz, dotrzymaj mi towarzystwa. - Z przyjemnością. Filipie, odszukaj Konstancjusza i powiedz mu, dokąd się udałam. Widucjusz mnie odprowadzi. Filip zmierzył kupca trochę podejrzliwym wzrokiem, ale przecież razem przebyliśmy długą morską drogę. Gdy odszedł, kupiec podał mi ramię. Świątynia wznosiła się na pagórku na zachodnim krańcu wyspy. Znad kolumnady widać było wieżę stojącej pośrodku budowli. Drogę obrzeżały ołtarze wotywne i niezliczone stragany. Przekupnie handlowali miedzianymi jabłkami na ofiarę i medalikami z wizerunkiem psów albo postacią bogini; zgłodniałym wyznawcom oferowali wino, smażony chleb i kiełbasy. Widucjusz miał już owoce, dorodniejsze od tych tutaj wystawionych, więc obojętnie minęliśmy kramy i weszliśmy na brukowany dziedziniec. Widziałam świetniejsze świątynie, ale tę, z kremowymi ścianami i czerwoną dachówką, cechowała miła sercu swojskość. Wśród otaczających ją ołtarzy Widucjusz pokazał mi ten, który przed laty ufundował jego ojciec Placyd. Następnie podał kapłance aureusa i okrył głowę skrajem togi, gdy weszliśmy do sanktuarium oświetlonego przez okna umieszczone wysoko w wieży. Na cokole pośrodku komnaty stał posąg wyrzeźbiony z kamienia o ciepłej czerwonawej barwie. Włosy bogini zawiązane były w prosty węzeł, jej długa szata układała się we wdzięczne fałdy. W rękach trzymała statek, a u jej stóp przy rzeźbionym koszu jabłek leżał pies tak podobny do Eldri, że łzy napłynęły mi do oczu. Kiedy przestały mnie szczypać, zobaczyłam, że kupiec kładzie jabłka przed cokołem. Bogini patrzyła pogodnie nad jego głową. Gdy napotkałam kamienne spojrzenie, przeniknął mnie dreszcz, jaki towarzyszy rozpoznaniu znajomej osoby. Podniosłam woal, odsłaniając półksiężyc na czole. Nehalennia... Elen... Elen Dróg... Pani, znajduję cię w obcym kraju! Strzeż mnie i wskazuj mi drogę, na którą wkraczam... Na chwilę moja wewnętrzna cisza przytłumiła wszelkie zewnętrzne dźwięki i usłyszałam... nie głos, tylko szmer wody wypływającej z sadzawki. Woda szeptała jak Źródło Krwi w Avalonie i wówczas przyszło mi na myśl, że wszystkie wody świata są połączone i że wraz z nimi płynie moc Bogini. Ktoś dotknął mojego ramienia. Zamrugałam i zobaczyłam Widucjusza, który już zakończył modlitwy. Kapłanka czekała, by nas wyprowadzić. - Gdzie jest źródło - zapytałam mimo woli. Na jej twarzy odbiło się zdziwienie, ale zaraz potem dostrzegła półksiężyc. Skłoniła głowę w szacunku należnym innej kapłance i dała znak Widucjuszowi, by został tutaj, mnie zaś poprowadziła za posąg do otworu w podłodze. Ostrożnie zeszłam za nią po drewnianych stopniach do krypty pod sanktuarium, wyłożonej surowym kamieniem i pachnącej wilgocią. Migotliwe światło lamp oliwnych pełgało po ściennych tablicach i płaskorzeźbach i lśniło w leniwych wirach ciemnego lustra sadzawki. - Woda rzeki Rhenus jest słonawa tam, gdzie miesza się z morzem - rzekła cicho kapłanka. - Ale to źródło zawsze jest czyste i słodkie. Jakiej bogini służysz ...

Książka "Kapłanka Avalonu" - Marion Zimmer Bradley, Diana L. Paxson - oprawa miękka - Wydawnictwo Zysk i S-ka. Książka posiada 380 stron i została wydana w 2004 r.