pokaz koszyk
rozwiń menu
tylko:  
Tytuł książki:

Arche monolog, który wciąż jeszcze trwa

Autor książki:

Lubko Deresz

Dane szczegółowe:
Wydawca: Prószyński
Oprawa: miękka
Ilość stron: 256 s.
Wymiar: 142x202 mm
EAN: 9788374691734
ISBN: 83-7469-173-5
Data: 2006-05-24
Cena wydawcy: 22.00 złpozycja niedostępna

Opis książki:

Arche - znaczy początek. Lubko Deresz opuszcza, znane czytelnikom "Kultu”, Miedziane Buki i rozpoczyna opowieść na ulicach Lwowa, w środku upalnego lata o smaku mate, obwarzanków, taniego wina i wielu nieznanych szerszemu ogółowi substancji szczególnego przeznaczenia. Tereska, filigranowa dziewczyna o nietoperzej urodzie, będzie musiała stawić im czoło. Zadanie ma dziwne i trudne. Jak odróżnić Postaci od Masek, oniryczne (deliryczne?) wizje od rzeczywistości? I czy w ogóle istnieje jeszcze jakaś rzeczywistość? Autor będzie Cię wodził za nos, drogi Czytelniku, zaprowadzi do światów tak łudząco prawdziwych, że gotów będziesz uwierzyć w ich istnienie, ale miej się na baczności - bo kto tu właściwie jest Autorem, a kto Czytelnikiem?
FRAGMENT:
Tereska jedzie do wujka
1
W niedzielę - postanowiła Tereska - skoczę do wujka, do Miedzianych Buków.
Jak na jej gust - za dużo wytłuszczonej czcionki. Kosmiczne połacie czarno-białej jajecznicy, jak ze stłuczonego bajkowego jaja, z którego miała wykluć się figura szachowa, królowa lub koń, czyhały za regałami pamięci i podśmiewały się ze wszystkich jej prób przyjrzenia im się z bliska. Te wspomnienia niby nawet nie zajmowały miejsca, ale ustawiania się w takim szyku jak wszystkie pliki też stanowczo odmawiały. Tereska czuła, że pamięć zaczęła żyć własnym życiem. Do tego jeszcze wyskakiwała zza rogu pod postacią jakiegoś nierzeczywistego wspomnienia wtedy, kiedy najmniej ją o to proszono.
Ale tam wspomnienia - to puste kapliczki! Tereska z przerażeniem zauważała, że wywietrzało z niej w zasadzie wszystko, co zdarzyło się w dniu Arche. O jej doświadczeniach świadczyły co najwyżej jakieś cieplejsze emocje, jak wygrzane miejsca, w których niedawno wylegiwał się nieznany stwór: żubr, nosorożec, a może mnemotaur? Teresie nawet zdawało się, że ten stwór bez nadzoru błądzi gdzieś w pobliżu. Niesamowite krople obudziły Śpiącego i teraz błąkał się on po labiryncie pamięci, szukając przekąski. Symptomy jego istnienia Temperatura odnajdowała w każdej niemal myśli. Jaki był cel wędrówki tego tworu pamięci? Nie wiadomo. Być może budził wspomnienia.
Ze strachem Tereska zrozumiała: "Zmieniam się!”.
2
Drugim punktem (który fizycy nazwaliby punktem skraplania, a matematycy - punktem epsilon), punktem kondensacji pary, stała się myśl, że od pewnego czasu ktoś ją śledził. albo i wciąż śledzi. Ktoś musiał naprowadzić na nią tego Araba - tego właśnie, który wręczył jej karteczkę z adresem i mistycznym ostrzeżeniem. Całkiem możliwe, że ma to związek z Antonem. Samo przypuszczenie, że jej imię staje się znane rosnącej liczbie nieznanych osób, paliło Tereskę żywym ogniem. Wypadła z letniej harmonii.
Nieznajomy chłopak z twarzą nabożnego Beduina - pewnie, znała takich. Wyglądają jak muezini, a okazują się psychopatami. Beduin pokazał jej strach w garści pyłu.
Strach był nowy.
3
Strach był nowy.
To już nie był ten strach, który ogląda się z czubka wieży telewizyjnej. Ten strach przyszedł w dźwięku, w niepokoju podobnym do bryły beczkowego miodu, w głąb której przeniknąć można co najwyżej rozpalonym łomem. Strach lał się jej na plecy chochlami chłodu; i powoli spływał wzdłuż kręgów, jak lepki ślimak, aż do krzyża, do bezbronnych miejsc poniżej pasa, spływał między pośladkami, między nogi, gdzie wszystko drętwiało, i nawet ogarniał strach, żeby się przypadkiem nie posikać. Tereska była markotna. Nadchodziła miesiączka. Żeby uchronić się przed bardzo prawdopodobnym nadwerężeniem nerwów, Tereska wzięła time-out.
4
Julko Torba, albo po prostu wujcio Julik, wujek ze strony mamy, był to dusza-człowiek. Kiedy mózg się lasuje, jedni gapią się w telewizor, inni dla odprężenia zaczynają liczyć pieniądze, jeszcze inni - łuskać fasolę na nasiona, można też zmieniać podłoże w akwarium; jest wiele sposobów. Tereska w takiej sytuacji jechała porannym pociągiem do Miedzianych Buków - słuchać bajek o wujkowych trafunkach.
Za młodu wujek pracował jako leśnik w leśnictwie wowczuchiwskim - jeszcze wtedy, gdy. Wujek miał dużo taśm ze starą muzyką, za którą przepadał - wtedy, gdy. Na pawlaczach przechowywał znoszone sztruksy, solidną kolekcję pisma "Rówieśnik” i kilka teczek z wycinkami artykułów o tytanach hard rocka - na pamiątkę wtedy, gdy.
Wujek był STRASZNYM HIPISEM - też wtedy, gdy.
I, rzecz jasna, zawsze był PRZECIW.
(przynajmniej wtedy, gdy)
Różnica trzydziestu lat pozwalała wujkowi Julikowi opowiadać Teresce własne życie w manierze "znajdź dwa tysiące sto siedemdziesiąt pięć różnic”.
Bajki były za każdym razem inne - i coraz bardziej prawdziwe, naturalne. Tereska nie znała lepszego relaksu niż oddanie się tym wujkowym, niewinnym i niemądrym bajaniom, podanym w sosie z tak przekonujących szczegółów, że usta mimowolnie rozpływały się w uśmiechu: niby "no no. ależ nie, dlaczego mam nie wierzyć - wierzę, tylko że.”.
Od jakichś trzech lat nad opowiastkami wujka Julika unosił się gnijący powiew mainstreamu. Znalazł sobie posadę kierownika gospodarczego w szkole muzycznej i na starość zadziwił rodzinę, żeniąc się z nauczycielką - miejscowym kuriozum genetycznym z czarnym, ruchliwym wąsikiem wokół ust, który owo kuriozum regularnie goliło brzytwą Julika.
Dzieci się u nich nie pojawiły. Wujkowa żonka, ciocia Nastia, skupiła się na jak najszybszym zerwaniu z niespokojną hipisowską przeszłością jej domowego zajączka.
Zajączka, kurde.

Książka "Arche monolog, który wciąż jeszcze trwa" - Lubko Deresz - oprawa miękka - Wydawnictwo Prószyński.