pokaz koszyk
rozwiń menu
tylko:  
książka:

Znak nr 580. Czy będziemy żyć wiecznie?

Dane szczegółowe:
Producent: ZNAK
Oprawa: miękka
Ilość stron: 160 s.
ISSN: 0044-488X
Data: 2005-11-07
Cena wydawcy: 18.00 złpozycja niedostępna

Opis książki:

Przeciętna długość ludzkiego życia tylko w ciągu ostatniego stulecia wzrosła o 20 lat. Żyjemy już dwa razy dłużej niż nasi średniowieczni przodkowie i trzy razy dłużej od starożytnych mieszkańców Europy. Wiele wskazuje na to, że gigantyczny postęp medycyny, biotechnologii i inżynierii genetycznej w najbliższym czasie doda nam jeszcze od kilku do kilkunastu lat życia. Czy istnieją nieprzekraczalne granice takiego postępu? Czy dające się już coraz bardziej we znaki społeczne, gospodarcze i medyczne konsekwencje naszego biegu ku wieczności nie obrócą się wkrótce na naszą niekorzyść? Proponujemy Państwu dyskusję wokół tematu długowieczności, zainicjowaną kontrowersyjnym, apokaliptycznym artykułem Francisa Fukuyamy o politycznych zagrożeniach, jakie niesie ze sobą przedłużanie ludzkiego życia. Z amerykańskim politologiem polemizują: Stanisław Lem, s. Barbara Chyrowicz, Andrzej Paszewski, Tadeusz Gadacz oraz Łukasz A. Turski. O etycznych dylematach specjalistów od cybernetyki i nanotechnologii oraz możliwościach, jakie oferują nam te nowoczesne technologie, pisze C. Christopher Hook, a jego artykuł uzupełniamy głosem Januarego Weinera.
Na kanwie problematyki życia wiecznego prezentujemy także eseje ks. Tomasza Węcławskiego o nowej naturalistycznej wizji cztowieka oraz Anny Swiderkówny o właściwym rozumieniu biblijnej apokalipsy.
Numer otwierają diagnozy ks. Zbigniewa Pawła Maciejewskiego poświęcone drogom i bezdrożom współczesnej katechezy.

FRAGMENT:
Sen o nieśmiertelności
Michał Bardel
Pytanie o to, czy będziemy żyć wiecznie, stawiane w różnych okolicznościach nabierać może sensu religijnego lub medyczno-antropologicznego. W gruncie rzeczy jednak obydwa znaczenia, jakie nadajemy życiu wiecznemu, zdają się sprowadzać do jednego wspólnego źródła: marzenia o nieśmiertelności, największego i najpłodniejszego z ludzkich marzeń, tak starego jak sam człowiek, a przynajmniej tak starego jak wytworzona przez niego kultura. W elementarnych zmaganiach z przyrodą, które człowiek wciąż jeszcze dzieli z innymi gatunkami zwierząt, nie dostrzegamy jeszcze owego pędu ku nieśmiertelności. Życie biologiczne jednostki wraz ze wszystkimi swoimi wymogami, zamyka się w cyklu indywidualnych narodzin i indywidualnej śmierci. Dopiero tam, gdzie śmierć staje się wyzwaniem, rozpoczynają się dzieje ludzkiej kultury. Marzenie o nieśmiertelności zrodziło przecież sztukę ("płodzenie w pięknie" - jak pisał Platon - namiastkę wieczności) religie z ich eschatologicznymi nadziejami czy wreszcie filozofię, której historyczne narodziny nieodwołalnie łączą się z ideą unieśmiertelnienia (athanatizein) dzięki odróżnieniu kruchego i przemijającego ciała od mocnej i wiecznej - bo w swej istocie boskiej - duszy.
Powrót do alchemii
Od czasów starożytnych aż po wiek osiemnasty na przecięciu religii, sztuki i filozofii powstawały syntetyczne konstrukcje alchemików, nieuleczalnie zarażonych marzeniem o pokonaniu śmierci. Idea "kamienia filozofów", substancji dzięki której możliwa stać się miała przemiana zwykłych metali w złoto, przynajmniej od czasów Zosimosa z Panopolis (III/IV w.) łączona jest z pojęciem "eliksiru życia". Lapis philosophorum miał posiadać nie tylko moc oczyszczania metali, ale także oczyszczania ludzkiego ciała, regeneracji sił i przedłużania życia w nieskończoność. Nie przypadkiem więc pośród najwybitniejszych alchemików średniowiecznej i nowożytnej Europy spotykamy nazwiska największych lekarzy przeszłości: Arnolda de Villanovy czy Filipa Aureola Teofrasta Bombasta von Hohenheim, lepiej znanego jako Paracelsus.
Współczesna nauka, wyszydzając metody alchemików, odziedziczyła alchemiczne ambicje i to w większym stopniu, niżby się chciała do tego przyznać. Badania nad klonowaniem żywych organizmów, plany hodowli narządów służących jako materiał do przeszczepów - wszystko to przypomina stare alchemiczne próby powoływania do życia golemów, bazyliszków i homunkulusów, żywych istot, które zgodnie z teorią palingenezy, przychodzą na świat z pominięciem łona matki. Alchemiczna wiara w ścisłą jedność żywej i martwej przyrody odżywa współcześnie w: cybernetyce (opartej na idei podobieństwa między procesami sterowniczymi maszyn i biologicznymi procesami organizmów żywych), nanotechnologii (zajmującej się wytwarzaniem struktur o rozmiarach pojedynczych cząsteczek, m. in. mikromaszyn mających zastosowanie w informatyce, medycynie, przemyśle zbrojeniowym itp.) czy biotechnologii (wykorzystującej potencjał tworów organicznych dla celów przemysłowych, np. przy produkcji kamizelek kuloodpornych z tworzywa łączącego w sobie niezwykłą trwałość z równie niezwykłą lekkością, tj. z nici pajęczych). Wreszcie alchemiczne poszukiwania eliksiru młodości przybierają współcześnie formę badań nad procesami starzenia się organizmów, których celem ma być ich ograniczenie lub całkowita likwidacja. Jeśli uda nam się jednoznacznie określić, co w naszym organizmie powoduje jego degenerację, tylko krok będzie nas dzielił od recepty na długowieczność.
I tak żyjemy dłużej
W szalonej pogoni za nieśmiertelnością coraz częściej zapominamy o pewnym dość oczywistym fakcie: niezależnie od wysiłku lekarzy i antropologów długość życia współczesnego człowieka w porównaniu z jego starożytnymi czy średniowiecznymi przodkami już uległa gigantycznemu przedłużeniu. Jeśli spojrzymy na nasze życie z nieco ogólniejszej perspektywy, bez wielkiej przesady możemy powiedzieć, że żyjemy obecnie co najmniej kilkadziesiąt razy dłużej niż przed kilku setkami lat. Korzystając z dobrodziejstw nowoczesnych technologii, jesteśmy w stanie w ciągu miesiąca zwiedzić więcej zakątków świata, niż najbogatszy nawet mieszkaniec imperium rzymskiego zdołałby objechać w ciągu całego swojego życia. Mnich średniowieczny, wędrujący od klasztoru do klasztoru, by zawiadomić konfratrów o śmierci zakonnika, poświęcał swej misji nierzadko kilka lat. Dziś taka podróż z "rulonem zmarłych" zajęłaby mu nie więcej niż kilka tygodni, o ile oczywiście nie skorzystałby z możliwości przekazania tragicznej wieści z pomocą poczty, telefonu czy Internetu. W tym ostatnim przypadku owe kilka długich lat współcześnie skracają się do kilku minut spędzonych przed komputerem. O ile więc medycyna i genetyka kuszą nas obietnicami wydłużenia naszego życia od kilku do kilkunastu lat, dzięki nowoczesnym środkom transportu, przede wszystkim zaś dzięki szalonemu postępowi w zakresie przekazywania informacji, zyskujemy wielokrotnie więcej - długość naszego istnienia na ziemi z roku na rok rośnie w zastraszającym tempie.
Przekleństwa nieśmiertelności
Z perspektywy naszej zachłanności w eksploracji świata - czy to w sensie geograficznym czy naukowym (nie musimy już dzisiaj czekać latami na przepisanie i przysłanie z drugiego krańca Europy interesującego nas dzieła) -rosnące tempo naszego życia jest błogosławieństwem. Wydaje się jednak, że gdzieś w połowie XX stulecia przekroczyliśmy granicę, za którą to, co wydaje się nam sprzyjać, w istocie może zmienić się w przekleństwo. Co z tego, że w ciągu dwóch tygodni jesteśmy w stanie sprowadzić właściwie każdą książkę z dowolnego miejsca w świecie, skoro czytamy niewiele szybciej od średniowiecznych mnichów, a publikacji na interesujący nas temat nie jest już kilkanaście czy kilkadziesiąt, ale parę tysięcy? Internet pozwala nam błyskawicznie zdobywać potrzebne informacje, ale jest ich już tyle, że prawie nigdy nie możemy mieć pewności, czy pochodzą z wiarygodnego źródła. Co z tego, że dysponujemy coraz większą liczbą szybkich samochodów, skoro właśnie ta potęgująca się ich liczba wydłuża nasz czas stracony w korkach? Wydajemy się zatem żyć w czasach, w których postęp nowoczesnych technologii zatoczył koło - osiągnąwszy punkt kulminacyjny w przyspieszaniu naszej życiowej aktywności, zaczyna ją mimowolnie hamować.
Na znacznie poważniejsze trudności napotyka jednak ta druga, medyczno-genetyczna droga ku nieśmiertelności. Przedłużenie życia nie idzie bowiem w parze z przedłużeniem młodości, ale raczej z rozciągnięciem wieku starczego - a to skutkuje pojawieniem się chorób wieku podeszłego. Można więc spodziewać się, że każdy kolejny "darowany" nam rok to jednocześnie kilka nowych schorzeń, z którymi będziemy musieli sobie radzić.
Jednak zagrożenia, jakie mogą wynikać z nieznacznego nawet wydłużenia naszego biologicznego życia, znacznie wyrastają poza dziedzinę biologii czy medycyny. Ponieważ docelowo nie chodzi tu o przedłużenie życia pojedynczych osobników, ale całego gatunku ludzkiego, już dzisiaj obserwujemy niepokojące zmiany społeczne. Przeciętny Rzymianin około roku 100 n.e. dożywał dwudziestu kilku lat, średniowieczny zakonnik mógł mówić o szczęściu, jeśli dociągnął czterdziestki, a jeszcze w XIX wieku średnia długość życia nie przekraczała 46 lat. Dziś żyjemy przeciętnie 76 lat i coraz dotkliwiej zaczynamy odczuwać skutki starzenia się społeczeństw w krajach wysoko rozwiniętych. W 2006 roku liczba osób przechodzących na emeryturę we Francji będzie już dwukrotnie wyższa niż w latach 90. Albo więc trzeba będzie wydłużyć czas pracy (taką propozycję Francuzi zdążyli już nieraz oprotestować), albo radykalnie podwyższyć podatki (co wydaje się działaniem bardzo krótkowzrocznym), albo też otworzyć granice dla masowego napływu młodych imigrantów z krajów Trzeciego Świata, którzy zdolni będą zapracować na utrzymanie wysoko rozwiniętych społeczeństw emerytów. Każde z tych rozwiązań rodzi lawinę kolejnych społecznych zagrożeń.
Warto przy tym pamiętać, że nieuchronnie starzejemy się także jako gatunek. Zmniejszająca się płodność mieszkańców współczesnej Europy nie wynika tylko ze zwiększenia tempa życia, któremu nie sprzyja posiadanie zbyt dużej (jeśli w ogóle) liczby dzieci. Mamy coraz słabszy materiał genetyczny, jakość i liczba plemników w nasieniu współczesnego mężczyzny w porównaniu ze spermogramem naszych dziadków budzi uzasadnione obawy o przyszłość naszego gatunku. W końcu prawdopodobnie z tych samym przyczyn swego czasu wyginęły dinozaury...
Auri sacra fames - tak nazywali średniowieczni alchemicy swój opętańczy sen o Wielkim Dziele, transmutacji przemieniającej zwykłe kruszce w złoto. Ów "święty głód złota" był dla nich zarazem "świętym głodem nieśmiertelności". Kto odkryje receptę na złoto, ten posiądzie bowiem absolutną, boską wiedzę o wszystkich tajnikach przyrody. Dziś chyba coraz lepiej rozumiemy, dlaczego posłużyli się łacińskim sacra, w którym kryją się dwa możliwe sensy: "święty" może znaczyć także "przeklęty".
MICHAŁ BARDEL, ur. 1976, redaktor "Znaku", wykładowca filozofii w Collegium Civitas w Warszawie. Wydał: Mocna jak śmierć. Zagadnienie miłości w antropologii filozoficznej Franza Rosenzweiga (2001).

Książka "Znak nr 580. Czy będziemy żyć wiecznie?" - oprawa miękka - Wydawnictwo ZNAK.